Brockley Sid Brockley Sid
208
BLOG

Islamofobia a tożsamość Europy

Brockley Sid Brockley Sid Polityka Obserwuj notkę 1

 

Przedwczoraj, z wielką ciekawością, przysłuchiwałem się rozmowie w Trójce, gdzie dyskutowano problem europejskiej islamofobii. Zadaniem prowadzącego i jego gościa, doktora z UKSW, było przekonanie słuchaczy, że islam nie jest taki straszny. To znaczy że nie należy tylko i wyłącznie kojarzyć islamu z terroryzmem. Zabrakowało, moim zdaniem, w całej rozmowie, odniesienia do kilku całkiem ważnych kwestii. Oczywiście omówiono, problemy najbardziej palące, zakazy noszenia burek wprowadzane w Europie, czy głupi pomysł palenia Koranu w Ameryce, jednak nie nawiązano lub nie wyjaśniono co powoduje sytuację w której formułowane są skrajne zarzuty wobec wszystkich bez wyjątków muzułmanów. Dlaczego islamofobia szerzy się coraz bardziej w Europie?
 
 
Tuż po 11 września, świat poznał największego terrorystę wszech czasów Osamę bin Ladena, terrorystę który zlecił ataki na bliźniacze wieże w Nowym Jorku. Jednak, jak to zwykle bywa w tych wypadkach, zupełnie zapomniano o ostatnich dwudziestu latach poprzedzających rok 2001. I tak w latach osiemdziesiątych Stany Zjednoczone i inne państwa NATO w ogromnej mierze wspierały dżihad przeciwko wiernemu Moskwie lewicowemu rządowi w Kabulu, a w latach 90 tych stały w Bośni i Kosowie po stronie muzułmańskich rebeliantów. Mimo niepamięci, motyw konieczności krucjaty przeciwko muzułmanom został podchwycona przez media na całym świecie. Historycy jednocześnie, jakby uprzedzając poczynania Georga W. Busha, przypomnieli o krwawych wyprawach chrześcijańskiej Europy do świata islamskiego. Wywołano ducha wojny kulturowej, tak jakby rzeczywiście konflikt narastał, a jeden akt terrorystyczny przechylił czarę goryczy. Zanim bowiem w średniowieczu krzyżowcy napadali na muzułmanów w Ziemi Świętej, organizowali w Europie Środkowej pogromy Żydów. Krucjaty nie zdziesiątkowały islamu, lecz ortodoksyjne chrześcijaństwo. Klęska na Kosowym Polu 1389 spowodowała, że islam był przez 500 lat obecny w krajobrazie Europy (Serbowie). Ale to nie pasowało do generalnie powielanego obrazu, „zderzenia cywilizacji”, który po zamachach zyskiwał na popularności. W administracji Busha, znaleźli się ludzi tacy jak Richard Perle’a przewodniczącego Defence Policy Board, który ukuł formułę „osi zła” i w apokaliptyczny sposób wypowiadał się o islamie: „zbrojny islam chce zniszczyć naszą cywilizację i przekształcić narody Zachodu w społeczeństwa muzułmańskie. Całemu światu chce narzucić swoją religię i swoje prawa [..] dla Amerykanów chodzi o zwycięstwo albo o holocaust”. Zatem w myśl tych słów islam jest winien terroryzmowi, koniec i kropka. Tymczasem w Koranie można znaleźć krwiożercze wezwania do walki z Żydami i chrześcijanami w ogóle, jakich nie można znaleźć w Biblii ani Talmudzie. Jednak gdyby działania wiernych zdominowane były religijnymi dogmatami już od powstania religii islamu mielibyśmy nieustanną wojnę religijną. Poza tym od świadomości religijnej do politycznego bytu, prowadzi droga zawiła i wyboista. Zawsze potrzebni są demagodzy, którzy są zdolni przekonać masy o istniejącym zagrożeniu i konflikcie, a jednocześnie działający w ściśle określonym interesie ekonomicznym. Złoża ropy naftowej, surowce, rzeczywiście stanowią wypadkową wszystkich wojen z terroryzmem. Gdyby neokonserwatystom chodziło naprawdę o walkę z terroryzmem powinni byli współpracować z Saddamem Husajnem a nie doprowadzić do jego upadku. Irak po inwazji w 2003 roku stał się największą wylęgarnią terroryzmu.
 
 
Zatem istnienie fanatyków i terrorystów jest naturalnym efektem istnienia skrajnych grup w każdym społeczeństwie, w tym wypadku istnieje w ramach religii. Motorem ich działania jest nienawiść wobec wszystkich niewiernych. Jednak zdani na samych siebie (bez pomocy tajnych służb wielkich mocarstw), szaleńcy mogą dokonywać kolejnych zamachów zabijając niewinnych ludzi, jednak nie wpłynie to na powstanie wojny cywilizacji między islamem a na przykład chrześcijaństwem. Jurgen Elsasser przywołał w swojej książce o Dżihadzie, bardzo ciekawe nurty opisujące świat islamu. Pierwszy to nurt liberalny Algierii czy Iranu, gdzie islam nie ma potencjału do trwałej agresji. Z reformami i rozwijającym się Frontem Zbawienia (FiS). Kolejny nurt to fanatyzm w Afganistanie, Pakistanie, Iraku i Palestynie znajdujący kolejnych zwolenników i bardzo fanatyczny. Te dwa nurty składają się we wspólny wzór: tam gdzie większości ludzi brakuje materialnych środków do przeżycia, a jednostka może w każdej chwili paść ofiarą samowolnych ciosów odwetowych, bataliony samobójców z łatwością rekrutują chętnych. Jednak w miejscach, gdzie Zachód się nie wtrąca, fundamentalizm powoli się wypala na skutek wewnętrznych sprzeczności albo przynajmniej traci na sile. Wojna Busha z terroryzmem nie doprowadził do jego osłabienia, ale go ożywiła.
 
 
Europejczycy, moim zdaniem, nie powinni w związku z tą sytuacją przyjmować islamu z całym jego inwentarzem i przymykać oko na każde działanie fundamentalistów w obawie przed posądzeniem o rasizm. Francja całkiem sprawnie pokazuje innym krajom jak należy chronić swoją tożsamość.  W odróżnieniu od Wielkiej Brytanii, która jeszcze niedawno zastanawiała się nad wprowadzeniem do swojego prawodawstwa elementów szarijatu. Poza tym rozwiązaniem nie są również akcje pod tytułem „spal Koran w rocznicę 9/11”, ponieważ pokazuje że metoda ataku, jest jedynym sposobem komunikowania się z islamem. Przy tym też trzeba pamiętać, że to ekonomia a nie religia spych świat do rynsztoka, od kiedy pieniądze zaczęły odgrywać rolę boga i coraz więcej ludzi tańczy przed złotym cielcem.
     
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka