Z uwagą śledziłem wizytę papieża Benedykta XVI, na Wyspach Brytyjskich. Emocje towarzyszące temu wydarzeniu, sięgały zenitu. Anglicy nigdy nie byli, przynajmniej przez ostatnie 200 lat, narodem zbyt religijnym. A obecna wizyta, głowy kościoła katolickiego, stała się przyczynkiem do szerokiej dyskusji na temat religii, w której rolę ekspertów przyjmowali z reguły ateiści lub homoseksualiści, a argumenty przyjmowały postać wiadra pomyj wylewanych na Benedykta XVI, różnej maści kłamstw, wulgaryzmów i agresji. Dominował wśród postępowych mediów, jeden pogląd – odwiedzający Anglię papież musi się wyspowiadać i ukorzyć przed narodem Brytyjskim. To znaczy przeprosić za bezeceństwa, które jak gangrena, zżerają od środka kościół, przypadki molestowania, niemoralnego prowadzenia księży i tym podobne. Ku zaskoczeniu wielu, gambit papieża, rozłożył na łopatki plujących nienawiścią ateistów, obarczających kościół katolicki wszelkim złem tego świata. Jego wizyta była na tyle niezwykła, że pobudziła nawet szare komórki maruderów z BBC, do tego aby głębiej zająć się tematem. Papież przyznał, że na potępienie zasługują wszelkie przejawy seksualnego molestowania wśród księży, wyraził głęboki żal i smutek. Jednak poza pojedynczymi grupkami protestujący o wiele ważniejsze było również z angielskiej perspektywy, było zdecydowane odcięcie się od nazizmu i zbrodni z nim związanych. Jednak mniejsza o religię. Z perspektywy Anglika zapatrzonego w swoje zadłużone karty kredytowe, doszło do rzeczy niebywałej. Na ich ziemię przyjeżdża głowa kościoła, mało ważne jakiego, w dodatku Niemiec, i z pokorą mówi, tak jesteśmy grzeszni, popełniamy błędy, wyrażamy wielki smutek i żal, prosimy o wybaczenie. I nagle z powszechnego marazmu i zainteresowania tym czy Chelsea wygra kolejny ligowy mecz, a Beckham zrobi na czole tatuaż, jednym z najważniejszych newsów staje się papieska pielgrzymka. Nie dlatego, że nie ma lepszego tematu w danej chwili. Ale przede wszystkim dlatego, że z angielskiej perspektywy dochodzi do rzeczy niezwykłych i dziwnych. Ważna osoba nie tylko przeprasza, ale również otwartym tekstem mówi o czynnikach rozkładających życie społeczne w Anglii. Nie żeby przeciętny Anglik nie zdawał sobie z tego sprawy, owszem zdaje, tylko coraz bardziej zakorzeniona w społecznej świadomości poprawność polityczna, sprawnie od wielu lat knebluje mu usta, a o takich rzeczach można co najwyżej mówić szeptem. A papież mówi wprost: „polityka musi opierać się na etyce, nie na czystym pragmatyzmie” [..] „głębokie zaniepokojenie budzi marginalizacja religii chrześcijańskiej”. Papież wspomniał również o wypieraniu przez postępowych Brytyjczyków, tradycji chrześcijańskich z życia. W tym miejscu warto dodać, że muzułmanie i różnej maści ateiści dbający o poprawność polityczną kraju, sprzeciwiają się symbolice religijnej obecnej na Boże Narodzenie. Z biur usuwane są choinki i wszelkie znaki, kojarzące się z tym świętem, w myśl zasady, poszanowania uczuć religijnych innych mniejszości. I święta Bożego Narodzenia stają się coraz częściej, świętami zakupów lub świętami światła.
Ważne słowa padały z usta Benedykta XVI w wielu miejscach. Jednak najszerszy pogłos, znalazły te słowa, wypowiedziane w Pałacu Westminsterskim, w obecności byłych premierów Margaret Thatcher, Johna Majora, Gordona Browna i Toniego Blaira, tego samego który tuż po podaniu się do dymisji przyjął chrzest kościoła katolickiego. Również tego, który pytany później, dlaczego uczynił to, dopiero po rezygnacji z funkcji premiera, kiedy jasne było od dawna jakie ma zapatrywania religijne, odpowiedział: „przyjąłem chrzest tak późno, ponieważ gdybym uczynił to wcześniej uznany zostałbym za wariata”. Słowa zostały wypowiedziane w tym samym pałacu, w którym został stracony święty męczennik kościoła Tomasz Morus. Miejsce nie było zatem przypadkowe, tak jak sama wizyta. Zresztą papież przypomniał ważny element, jeden z wielu, który łączy kościół katolicki oraz tradycję angielską, którym jest postać Morusa. Przez Brytyjczyków uznawany za bohatera narodowego a przez katolików niezłomnego świętego, który właśnie w Pałacu Westminsterskim stracił życie w obronie wiary.
Zatem jest nadzieja nawet dla najbardziej zatwardziałego grzesznika, nawet dla społeczeństwa przeżartego pychą i sparaliżowanego poprawnością polityczną, w którym każdego roku dochodzi do ponad 200 tysięcy aborcji (zabójstw) nienarodzonych dzieci. Nieistotne wydają się być głosy bezsilnie protestujących przeciwników kościoła, skandujące: „starcze do domu”, „nie dla papieża”, „nie pozwólmy promować katolicyzmu za pieniądze podatników” – ważne stają się słowa uznania, które złożył David Cameron na ręce głowy kościoła katolickiego – „dziękuję za nieprawdopodobnie poruszającą wizytę”.
Inne tematy w dziale Polityka