Poruszyły mnie przede wszystkim zdjęcia. Tak, dokonując przeglądu internetowego prasy światowej, wzrok zawsze zatrzymuje się na chwytających za gardło zdjęciach. Te właśnie pokonały mnie od razu. Nie dlatego że odczuwam jakiś szczególny sentyment do Stanów Zjednoczonych, lub wysoko cenię ich kulturę. Na pewno nie. W moich notkach, pisywałem zarówno o światowym kryzysie, którego źródłem była Ameryka, reformami prezydenta Baracka Obamy oraz zmianie postrzegania Polski z perspektywy amerykańskich interesów. Odpowiadając od razu, zdaję sobie sprawę że Internet pełen jest dużo lepszych, bardziej dramatycznych zdjęć. Moja uwaga skupiła się jednak właśnie na tych i basta. Przed rokiem, media amerykańskie obwieściły koniec recesji. Tak jak obwieszcza się koniec, przykrej przygody, okupionej wielkim trudem i poświęceniem, ale szczęśliwej bo uwieńczonej sukcesem. Prawda jest jednak taka, że niewielu Amerykanów widzi różnicę między stanem recesji, który trapi(ł) cały kraj, a deklarowanym stanem ogólnej poprawy. Wraz z ogłoszeniem powszechnego hasła końca recesji, nie zniknęli żebracy z ulic, a stan finansów publicznych USA tylko się pogorszył. W tej sytuacji administracja Obamy, uspokaja, że następuje powolna aczkolwiek stabilna poprawa gospodarcza. Pomijając jednocześnie fakt, że dotychczasowe działania rządu mijają się z oczekiwanymi efektami. Bezrobocie sięga 9.6 %, giełdy odgrywają oczywiście swoją farsę niby entuzjazmu przeplatanego, smutkiem, jednak wszystko dalekie jest od przyjętego modelu dobrobytu oraz amerykańskiego snu, za którym podążają inne kraje.
Można się zastanawiać w jaki jest celu tak profetycznych rozważań o kraju odległym, który ma niewiele wspólnego z problemami Polski. A Polska jest przecież najważniejsza. Wszystko jest ponad miarę słuszne, tylko żeby dobrze zanalizować polski problem potrzebna jest szersza perspektywa międzynarodowa, lub pewna analogia. Sprawy gospodarcze w Polsce mają ciągle drugorzędne znaczenie w debacie publicznej. Przede wszystkim dlatego, że stan, na przykład finansów publicznych jest na tyle fatalny, że lepiej o tym nie rozmawiać, wymyślając inne tematy zastępcze. Można podnieść podatki, wykonać kilka publicznych uśmiechów i powiedzieć, że wszystko będzie za jakiś czas w porządku i sprawa społeczna załatwiona, a podpisanie umowy gazowej na 25 lat jest jak najbardziej wskazane. I wszystko obraca się wokół pozorów skuteczności działania rządu. Jednak co się stanie jeśli reformy, których chyba nikt się nie doczeka, nie wystarczą a czar szerokich uśmiechów nie zaspokoi żołądków rozzłoszczonych ludzi, których nie będzie stać na ciągle drożejący chleb. Co wtedy? Tak wiem, rząd poda się do dymisji, a D. Tusk powie chciałem dobrze, ale obłudne siły zła, strasznego Jarosława pociągnęły rząd oraz gospodarkę kraju na samo dno. I już nie chodzi nawet o słowa wypowiedziane przez rzecznika rządu Pawła Grasia dla radia RMF. Gdzie na zapytanie Konrada Piaseckiego – „I gdzie jest ten grad pomysłów i grad ustaw, który miał posypać się na głowy Polaków?” Graś odpowiedział: ”Minister Grad ma się bardzo dobrze. Jest członkiem rządu”. Tu nawet nie chodzi o cynizm, który zastępuje umiejętność rządzenia. Zatem o co chodzi? Może o pieniądze? Warto zastanowić się nad nowym modelem politycznego funkcjonowania, który wrył się w krajobraz naszego kraju – a nazywa się bycie dla blichtru. Cóż może być mniej pociągającego niż blichtr, narcyzm bezmyślny, uśmiech zgraja nadskakujących pochlebców? Do najbardziej odrażających postaci lat osiemdziesiątych należy ta, w którą wcielił się Michael Douglas w filmie „Wall Street” – korporacyjny karierowicz, facet o oczach węża. Właściwie nie wiem, dlaczego pisząc o gabinecie Tuska mówię o gromadzie pochlebców, blichtrze i pozorach? Może dlatego że film Oliviera Stone’a którego główną postacią jest wspomniany Gordon Gekko, to bajka z morałem, z przesłaniem biblijnym – źródłem każdego zła jest miłość do pieniędzy lub źródłem wszelkiego zła jest zbytnie przywiązanie do władzy. Wszystkich w filmie zaczarowała uwodzicielska energia czystej nikczemności. Mantra powtarzana przez Gekko – „chciwość jest dobra”, stała się wkrótce ulubionym powiedzeniem Wielkich Kutasów z Nowego Jorku i Londynu – Panów Wszechświata.
Ale właściwie miałem napisać o analogiach w dodatku tych gospodarczych między Polską a USA. I może problem, jest bardziej złożony, nie wiem, do głowy przychodzą mi akurat takie analogie, w których ład i chaos ubiegają się o pierwszeństwo w kształtowaniu sytuacji ekonomicznej Polski.
Inne tematy w dziale Polityka