W dzisiejszej „Rzeczpospolitej”, znalazł się artykuł pełnomocnika rządu ds. równego traktowania pani Elżbiety Radziszewskiej „Rewolucja feministek”. Artykuł pani minister odnosi się do wypowiedzianych przez nią słów o niezatrudnianiu osób homoseksualnych w szkołach katolickich, które w furiackim ataku postępowych środowisk oraz mediów zostały uznane za skandaliczne i homofobiczne. Spór, jest powszechnie znany. Jednak kwestią zasadniczą jest, sama treść artykułu pani Radziszewskiej. Właściwie do tej pory nikt do końca nie dał jej szansy na odparcie, zupełnie absurdalnych zarzutów, lub co bardziej prawdopodobne, nie wszyscy chcą słuchać głosów rozsądku. Wolą, modłą zachodnioeuropejską, przyjmować zasadę specjalnej troski poglądów osób odmiennej orientacji seksualnej, broń Boże krytyki lub merytorycznego sporu. Pani minister mówi wprost o kłamstwie i dyskredytacji jako formie walki ideologicznej środowisk radykałów, ale najciekawsze jest stwierdzenie że jest to walka nierówna, w której postępowcom, nie wystarczy medialny ostracyzm pani minister, tylko zależy na tym aby zdobyć kolejny przyczółek w walce o swoje prawa. Fundamentalne są również słowa odsłaniające, przedstawiające funkcjonowanie taktyki środowisk postępowych:
„Skoro nie zostałam aktywistką ich ruchu, wszelkie moje działania występujące przeciw dyskryminacji, ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, niepełnosprawność, zdrowie, religię, wyznanie, wiek i orientacje seksualną, należy zdyskredytować. Tym łatwiej to uczynić, że, jak przekonałam się przez lata, dla mediów temat dyskryminacji nie specjalnie jest ciekawy.”
W komentarzach, które zapewne pojawią się lawinowo, jako znak protestu, wyraz oburzenia i reakcja na początek staczania się polskiej polityki, podniesiona zostanie również inna, poruszona przez panią minister kwestia. Zdanie „aktywistki i aktywiści skrajnych ruchów lewicowych żywili i żywią błędne przekonanie iż urząd, który piastuję im się z definicji należy”. Przecież takie zdanie to istna anarchia i cios w plecy walczącej o lepsze jutro lewicy.
Pani minister tym artykułem przekreśliła moim zdaniem swoją karierę, lub postawiła kropkę nad „i” nad swoją dymisją. Po pierwsze dlatego że pojęcie homofobicznej minister bardziej pasuje do rządu pesymistów z Pisu niż rządów poprawnej politycznie i optymistycznej Platformy. Po drugie, w artykule, pani minister postawiła tezę że w najjaśniejszej Polsce trwa walka ideologiczna, co zupełnie przeczy polityce miłości, bo walka i dzielenie Polaków są przecież domeną innych, ciemniaków. Po trzecie, wypowiedziane tezy, bardzo odważne można byłoby powiedzieć rewolucyjne, padły w gazecie słynącej ze „stronniczości” i plującej bezpodstawnie w rząd, co z założenia dyskredytuje, zarówno formułowane tezy jak i osobę je przedstawiającą. I wreszcie pani minister popełniła największe wykroczenie wobec świętego sacrum rządowego, napisała że Gazeta Wyborcza jest potężnym orężem współczesnych ruchów emancypacyjnych w walce o nową kulturę i ład społeczny.
Zatem przyszłość pani minister, wydaje się przesądzona, a pan premier w krótkiej mowie tuż po jej zwolnieniu powie: „po ciepłej rozmowie z minister Radziszewską, doszliśmy wspólnie do wniosku, że decyzja o jej przesunięciu na inne stanowisko była zupełnie zasadna”. Co oznaczać będzie dymisję i polityczną banicję.
Ku pokrzepieniu pani minister w walce o słuszną sprawę dedykuję jej Wiersz o człowieku:
Rząd podwójny na ludzkie przyrodzenie wpływa,
Miłość własna popycha, a rozum wstrzymywa,
Próżno tę jedni chwalą, drudzy tego winią
Każda z tych sił jest bodźcem i mistrzynią
Inne tematy w dziale Polityka