Znajomy zapytał mnie dlaczego nie piszę na swoim blogu o polityce. Odpowiedziałem zupełnie szczerze, że powoli przestaje to mieć sens. Można wskazać przynajmniej kilkadziesiąt punktów, w których obecna władza oszukuje swoich obywateli, dokładnie je przeanalizować i uwypuklić a wszystko i tak pozostanie bez echa. Wpływ na opinię kogokolwiek marny, naszarpać się później trzeba co niemiara żeby odeprzeć ataki niezadowolonych wyznawców ideologii przeciwnej. A na koniec i tak ktoś przyklei ci łatę. Poza tym cały ten spór na stronach S24 przebiega z reguły wedle schematu:
-Ty PiSiaku
-Ty POpaprańcu
- Jesteś Pan dureń
- Głupi pan jesteś
- Ty degeneracie intelektualny
- Ty barbarzyńco myślowy
Kropka, koniec dyskusji. Wszyscy rozchodzą się w typowej niezgodzie i w nieskrywanej satysfakcji zmiażdżenia przeciwnika, żeby odsapnąć na swoim blogu. Ogół kręci się wokół nierozstrzygalnego sporu kto ma rację. Może chodzi o spór ideologiczny? Raczej nie. Nikt bowiem, kto nosi w sobie odrobinę rozsądku nie jest w stanie zaprzeczyć, że obecny rząd najjaśniejszej Rzeczpospolitej to kpina wielowymiarowa. Ale przyznać rację to nie tylko dyskomfort i dyshonor, trzeba przeciwnikowi pokazać, że ciemny lud kupił ideologię PiS-u tylko raz, i nigdy więcej podobnego błędu nie popełni. A że obecnie coś tam, gdzieś tam nie wychodzi jakiś dług publiczny, OFE, czy inne zielone kapcie to rzecz najmniej ważna w naszej polskiej tożsamości. Bo przecież poparcie rządu to 35-60%, prezydenta 60%, a uśmiech Putina w tej sytuacji na arenie międzynarodowej to kwestia bezcenna. Zatem kto może mieć rację te przeogromne procenty, wirujące i tak wymowne, czy garstka smutasów piszących na S24? Odpowiedzcie sobie sami. Wiem, że to mocne i pewnie niesprawiedliwe uproszczenie, ale dla własnej obrony napiszę tylko, że to jedynie wąski pryzmat, który jest taki ze względu na tęsknotę za normalnością.
Ale przecież taka jest rola niezależnych mediów, krzyknie ktoś z oburzeniem. Pewnie tak, tylko mam wrażenie, coraz bardziej dominujące, że im wyższa fala rzeczowej krytyki, tym większy sprzeciw i izolacja wobec owej krytyki. Nie wobec władzy. Taki typowo polski paradoks. Kiedy Tony Blair stał na czele rządu w UK, po 8 latach wszyscy w Wielkiej Brytanii wołali jednym głosem - odejdź. Zarówno zawsze sprzyjający laburzystom Guardian, niby bezstronna BBC, czy wiecznie w opozycji Telegraph czy Mail. W pewnym momencie opinia publiczna z mediami na czele doszła do przekonania, że tak dalej być nie może, potencjał premiera nie sprosta stawianym mu wymaganiom, jego trwanie na stanowisku szkodzi dla kraju. Blair odszedł, nie miał innego wyjścia, ciśnienie przerosło jego ego.
Gdy tymczasem dialog z obrazem w Polsce trwa, lub bardziej gadanie do ściany ,opozycja skostniała, operuje tymi samymi frazami na każdej konferencji prasowej czy wywiadzie, przewidywalna i beznadziejna. Utrzymuje się w oczekiwaniu na koniec świata. Nie ma szans na porwanie choćby źdźbła trawy na łące. Premier uprawia w mediach młodzieżowy lans, przyjmując postawę ojca opatrzności, zatroskanego, którego poczynania kończą się w miejscu gdzie zaczynają zapowiedzi. Ale jak się okazuje w Polsce nie jest ważne co się robi tylko jak się wygląda, a słupki poparcia dla uśmiechów i gestów pozostaną na odpowiednio wysokim poziomie, to oznacza, że stan ogólnoludzkiego zadowolenia jest właściwy a dzieło destrukcji można kontynuować.
Moc analiz, niezwykle celnych, które przewijają się przez to medium - mówi wprost nie idźmy tą drogą. A co na to społeczeństwo? Jakby na przekór i cały czas z prądem, na zmiany nie ma szans. Chyba za kolejne 15 lat. Robi na złość, powie ktoś, nie słuchając rozsądku, może jednak tak nie jest i wybrało inną drogę, która okaże się w rzeczywistości, lepsza dla Polski. Lub zwyczajnie zgodnie z tradycyjnym żartem
– Całuj mnie pan w brzuch – Dlaczego w brzuch ?! – Bo pan i tak zrobi odwrotnie!
Wobec tego pamiętajcie szanowni wyborcy nie czytajcie S24, broń Boże nie wchodźcie na te strony!
Inne tematy w dziale Polityka