Powiem tak: nie tylko nie ma już Solidarności, ale nie ma też ludzi ją tworzących, chociaż większość z nich żyje. Nie ma, bo to nie są ci sami ludzie. Człowiek dostosowuje się do okoliczności. Wtedy był jeden wróg - komunizm, i jeden ideał - normalność. Stało się coś jedynego na świecie: robotnicy, zamiast przewracać system kapitalistyczny i w drodze rewolucji ustaniawiać krwawe rządy komunistyczne, zburzyli socjalizm, ustanawiając kapitalizm. Ich dążenia nie były niczym nadzwyczajnym - pragnienie normalnego życia, normalnego prawa do posiadania i głoszenia wolnych poglądów, możliwości kupna bez kolejki chleba i kiełbasy. W sumie walczyli o tę prozę życia, którą teraz mamy, jeśli się koło tego życia dobrze nie zakręcimy. Ale to już było, szlus. Pamięć o tym co było nie zmieni obecnego postepowania, a to jest krwawą jatką bliźnich, wyrywaniem sobie nawzajem kłaków, opluwaniem jednych przez drugich i nawzajem. Jasne, że nie wszyscy, ale o tych, którzy tego nie robią się nie mówi - nie ma o czym z medialnego punktu widzenia. Zatem raz jeszcze powtórzę: nie ma Solidarności tamtej dziś, nie ma tamtych ludzi. Swoje własne piekiełko robimy od nowa i na własny rachunek. I w sumie tak powinno być. Nie można się podpinać pod coś, czego już nie ma. Niech odejdą w niebyt wszyscy piłsudczycy, gierkopaci, pseudosolidaruchy, komuchy, naziści i inne potworki. Niech ci, co teraz głośno krzycza, robią to we własnym imieniu.
Polityk to nie jest ktoś bezinteresowny, to wredna małpa, której wciąż trzeba przypominać o jej obowiązkach. Można mu przy okazji dokopać. Dlatego tu jestem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka