Nie pamiętam już za bardzo całej intrygi w "Koniu trojańskim", pamiętam natomiast, że bardzo mi się tamten film spodobał. Cztery lata starszy "Zabójczy układ" opowiada o tym, jak w wyniku intrygi (oczywiście uknutej przez międzynarodowy wielki biznes) Kanada na początku traci na rzecz USA swe największe bogactwo naturalne, czyli wodę, później zaś rządzona przez premiera - fanatyka likwidacji własnego państwa - stopniowo traci suwerenność na rzecz Stanów Zjednoczonych. Po drodze zaś możemy pooglądać sobie mnóstwo kulisów brudnej polityki, rządzonej przez speców od PR i bezwzględne tajne służby. Jak wspomniałem nie pamiętam już tak dobrze "Konia trojańskiego", więc nie całkiem jestem w stanie w tej chwili ułożyć sobie wydarzeń w tym filmie jako całkowicie logicznego ciągu dalszego "Zabójczego układu". Zresztą - nie chodzi tu o to, aby opowiadać film.
Pierwszy film kończy się utratą suwerenności przez kanadę, drugi zaczyna się zrzeczeniem się przez nią niepodległości w referendum. Premier - zdrajca zaczyna orientować się, że został wykorzystany i postanawia odegrać się na USA. Jak? Zostając głową państwa. Tym razem widzimy więc opartą na cynicznym PR zabójczo skuteczną kampanię wyborczą Kanadyjczyka, któremu udaje się omamić Amerykanów i zostać prezydentem. W tle oczywiście wciąż trwają rozmaite spiski i wątki poboczne. TVP nie pokazała tych filmów chronologicznie i potraktowała jako dwie zupełnie oddzielne historie, gdyby jednak ktoś miał okazję, warto je obejrzeć, już we właściwej kolejności.
Co pokazują nam te filmy? Kanada, będąc krajem potężnym, ma kompleks wielkiego sąsiada i, całkowicie politycznie poprawnie, lubi się go bać, lubi też pokazać to w filmie. Stany dybią na wolność, pieniądze i wodę Kanadyjczyków, rząd zaś w zasadzie interesuje się głównie tym samym, ludzie zaś, pozbawieni instynktu samozachowawczego dają się wodzić za nos zdrajcy, mającemu dobrych speców od wizerunku. I nie są w tym gorsi od Amerykanów, którzy w obliczu podobnej sytuacji okazują się być taką samą gromadą łatwowiernych idiotów.
Podobieństw do naszej krajowej polityki każdy może, choćby po tym krótkim opisie, poszukać na własną rękę. Ocena rządu to sprawa indywidualna, ocena naszej podatności na PR-owe sztuczki również. Ale już nasze położenie geograficzne i doświadczenia historyczne są czynnikami obiektywnymi. Oglądając "Zabójczy układ" pomyślałem sobie, jak to się dziwnie składa, że nasi filmowcy, mając tak wspaniały temat pod nosem, nie kręcą podobnych filmów o spiskach i ciemnych siłach czyhających na naszą niepodległość, choć byłby to przecież świetny materiał na wiele politycznych thrillerów. Czy tylko dlatego, ze nasi artyści to ludzie rozumni, patrzący z obrzydzeniem na wszelkie teorie spiskowe?

PS. Dziękuję za wszystkie komentarze do poprzedniej notki na temat "Najwyższego Czasu" - odpowiedziałem na nie pod tamtym tekstem. Pozdrawiam wszystkich czytelników!