Dopiero ujawnione wczoraj
ustalenia łódzkich śledczych pokazują, jak wielka była nienawiść Ryszarda C. do Stefana Niesiołowskiego i, szerzej, do Platformy Obywatelskiej.
O ile bowiem morderca był w stanie zaakceptować (chwilowo) fakt istnienia polityków PiS, umieścić ich na swojej liście i planować pozbawienie ich życia, o tyle Niesiołowskiego nienawidził tak bardzo, że ten po prostu dla niego nie istniał. Jak silna, jak przerażająca musi być nienawiść, która nie każe już zabijać, a nie przyjmuje samego faktu istnienia osoby znienawidzonej, wypycha ją ze świadomości.
Ryszard C. nienawidził Prawa i Sprawiedliwości, jednak potrafił przestąpić próg lokalu tej partii. Platforma Obywatelska budziła w nim jednak emocje o wiele silniejsze, tak silne, że nie potrafił nawet wejść do jej lokalu. Stąd oficjalne ustalenia, że nie mógł się w nim znaleźć. Częstochowski taksówkarz nie mógł przyjść do biura Platformy tak, jak opętany nie może - fizycznie - znaleźć się w kościele.
Siła takich emocji jest jednak tak wielka, że może, co wydaje się nam nieracjonalne, być fizycznie wręcz odczuwana przez drugą osobę. Dlatego Stefan Niesiołowski mógł odczuć fizyczne zagrożenie i nie ma cienia gry aktorskiej w jego ostatnich, dramatycznych wystąpieniach.