Roman.Graczyk Roman.Graczyk
450
BLOG

Rozdział czwarty: W sidłach - odcinek 51

Roman.Graczyk Roman.Graczyk Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Czesław Lechicki - cd.

Od połowy lat 60. Lechicki udziela się w KIK-u. Jak napisano w sprawozdaniu Wydziału IV-go za 1964 r., t.w. „L” został „wprowadzony do KIK [i ] rozpoczął na nasze polecenie pewną akcję destrukcyjną”[1]. Poza przekazywaniem SB informacji o sytuacji w Klubie Lechicki jest więc wykorzystywany do przedsięwzięć bardziej ambitnych. Już w 1964 r. na zlecenie SB inicjuje dyskusję na temat broszury „Vaticanum II” na zebraniu sekcji towarzysko-dyskusyjnej. Józef Schiller (bo on był oficerem prowadzącym także i tego naszego bohatera) tak oceniał początek intrygi: „[dyskusja ta] po pewnym czasie może się przenieść na forum całego klubu (po nabraniu charakteru atrakcji w dyskusjach sekcyjnych) i odpowiednio formować oceny i poglądy tego środowiska. T.w. będzie czynił w tym kierunku dalsze kroki,  oczywiście w sposób ostrożny i raczej przez przedstawianie innych ludzi – np. Mikułowskiego[2]”. Jakie były dalsze losy tego przedsięwzięcia, nie wiemy. Wiemy za to, że w roku następnym t.w. „L” dostał zadanie zainicjowania w KIK-u dyskusji o książce Kościół i przyszłość. Jej autorzy, jak notował Schiller, to austriaccy reformatorzy kościelni, a zatem „dyskusja nad tą książką w KIK-u byłaby bardzo wskazana”.

Lechicki pisze w tym czasie dla potrzeb SB recenzje miesięcznika „Znak” oraz najważniejszych książek o tematyce religijnej i kościelnej, które się wtedy ukazywały (Miłość i odpowiedzialność abpa Karola Wojtyły, Sobór i zjednoczenie ks. Hansa Kunga, Kościół otwarty Juliusza Eski ).

W roku 1965 Lechicki wspólnie z ks. Henrykiem Weryńskim napisali  artykuł Dyktat czy samodzielność, traktujący o apodyktycznym stosunku kard. Wyszyńskiego do biskupów, i próbowali zamieścić go w „Więzi”. Schiller gdy się o tym dowiedział od Lechickiego, przekonał go (wobec znikomych szans na ukazanie się tekstu w „Więzi”) do zmiany planów. Lechicki miał nakłonić Weryńskiego, aby wysłać tekst anonimowo do kilku biskupów, których irytuje styl Wyszyńskiego. Czy tak się ostatecznie stało, nie wiadomo, ale w aktach Lechickiego jest na ten temat korespondencja z Departamentem IV MSW. Krakowski Wydział IV zachęcał do tej inicjatywy swojego odpowiednika w centrali, pisząc: „Weryński straci w ten sposób kontrolę nad nim [tzn. nad tekstem – RG] i zaistnieje możliwość rozpowszechniania dostępnymi nam środkami memoriału. Rozpowszechnienie tego rodzaju dokumentu z terenu Krakowa przed planowanym przyjazdem kardynała mogłoby mieć efekt bardzo korzystny. W załączeniu przesyłam odpis opracowanego memoriału z prośbą o uwagi – czy na tego rodzaju dokumenty jest aktualnie zapotrzebowanie, czy istnieje celowość rozpowszechnienia załączonego artykułu oraz z jakimi Waszym zdaniem poprawkami”. 

W tekście ks. Weryński i Czesław Lechicki stwierdzali, że nadzwyczajne uprawnienia kanoniczne (facultates specialissimae), jakimi na mocy decyzji papieża dysponował wtedy Prymas Polski, nie dają mu wszelako prawa do zastępowania pozostałych biskupów. Przytaczali przykłady łamania autonomii ciał kolegialnych w polskim Kościele (jak kapituła kielecka, która po śmierci biskupa Kaczmarka wybrała na wikariusza kapitulnego biskupa Muszyńskiego, którego to wyboru kard. Wyszyński nie uszanował) czy niezależności zgromadzeń zakonnych (jak dominikanów, którym kard. Wyszyński, wbrew prawu kanonicznemu, usiłował narzucić prowincjała według swojego uznania). Autorzy powoływali się na słynny list episkopatu holenderskiego z roku 1961, w którym wprost zachęcano wiernych do krytykowania wszelkich niedostatków w funkcjonowaniu Kościoła. Biskupi holenderscy napisali: „Kościół nie lęka się światła faktycznej, historycznej prawdy, chociażby ona miała być mniej przyjemna”. Nawiązując do tych słów, autorzy w konkluzji pisali: „To, co poruszamy w naszym piśmie, należy do tych właśnie spraw <<mniej przyjemnych>> … Nie mamy – do tej chwili – platformy do <<publicznego wyrażania zdania>> (według zachęty niezapomnianego Papieża Jana XXIII), dlatego obraliśmy drogę, jaką mamy do dyspozycji. Zwracamy się imiennie do wszystkich XX. Biskupów w Polsce i do pewnych środowisk katolickich w naszym kraju, które mogą nie tylko zająć stanowisko w sprawie właściwej, samodzielnej postawy naszego Episkopatu, ale - w pewnej mierze – wpłynąć na uzdrowienie stosunków, na którym tak bardzo zależy wszystkim, nie tylko – oczywiście – świeckim ale i duchownym katolikom w Polsce. Liczymy na pełne zrozumienie ze strony tych, którym dobro Kościoła leży na sercu”.

Autorzy pisali o rzeczywistym kłopocie ówczesnego Kościoła w Polsce, jakim był autokratyczny styl Prymasa Wyszyńskiego. Zauważmy, uprzedzając dalsze wywody, jak bardzo wymowa tego tekstu koresponduje z nastrojami panującymi w redakcji „Tygodnika Powszechnego” w stosunku do Prymasa, co pokazuje – chociażby – cała sekwencja donosów Sabiny Kaczmarskiej na ten temat. W jakimś stopniu koresponduje też z uwagami Tadeusza Nowaka o relacjach Wyszyński – Wojtyła.

A jednak, rzecz była nie tylko niedrukowalna w prasie katolickiej, ale i więcej: upublicznianie takich opinii wtedy mogło Kościołowi tylko zaszkodzić. Decydował o tym kontekst polityczny: niewybredne zwalczanie Prymasa przez komunistów, którzy robili wszystko, by pozycję kardynała Wyszyńskiego osłabić, a przez to osłabić Kościół, i jedynie stroili się w piórka obrońców katolickiej reformy.

Schiller nie mylił się, gdy oceniał, że szanse publikacji tego tekstu w „Więzi” (skądinąd najbardziej krytycznym w stosunku do Prymasa piśmie ruchu „Znak”), są iluzoryczne. I nie dziwi, że Schiller namawiał autorów do rozesłania tekstu jako anonimu. Byłaby to bowiem próba podskórnego wzmacniania nastrojów niechętnych Prymasowi, o tyle mogąca liczyć na rezonans, że odwoływała się do faktów dobrze znanych w kręgach katolickich, w stosunku do których na ogół – prywatnie – przyznawano, że Prymas nie zachowuje się właściwie.   

Dodajmy jeszcze na marginesie, że współautor tego tekstu, ks. Henryk Weryński, był wtedy już „tylko” kapelanem Ludowego Wojska Polskiego, ale wcześniej także i „księdzem patriotą”, i tajnym współpracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa donoszącym na konfratrów i zabiegającym przy pomocy „Bezpieczeństwa” o umocnienie własnej pozycji w Kościele[3].

Dokończenie historii współpracy Czesława Lechickiego z SB w następnym odcinku

[1] IPN Kr 039/1, t.13-1. W sprawozdaniu tym napisano o t.w. „L”, że został pozyskany do współpracy w maju 1964. Czesław Lechicki został pierwotnie pozyskany w roku 1953 jako informator „009”. Po ponownym nawiązaniu z nim kontaktu pierwsza zapiska o spotkaniu z p.o. „L” pojawia się w funduszu operacyjnym 1 kwietnia 1964, a od 20 czerwca 1964 „L” występuje tam jako t.w

[2] Nie jest jasne, w jaki sposób Lechicki miałby się posłużyć Mikułowskim do lansowania na terenie KIK-u poglądów reformistycznych (a więc anty-Prymasowskich), skoro dr Jan Mikułowski był znany z zapatrywań konserwatywnych. Informacja o tym wystąpieniu Lechickiego znajduje się również w donosie t.w. „Realista” z 6 listopada 1964  (IPN Kr 009/7131 t.2, k.294-296)

[3] Ks. Weryński współpracował z UB w latach 1946 – 1956 jako informator „Hanka” (IPN Kr 009/2911, t.1-3)

ostatnio także badaniem najnowszej historii Polski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura