Kot z Cheshire Kot z Cheshire
363
BLOG

Nieobecność Tuska i Nawrockiego w Waszyngtonie - krótki komentarz

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Polityka Obserwuj notkę 11

Ceterum censeo Poloniam mox extra Unionem Europaeam futuram esse

Po ostatniej serii spotkań międzynarodowych dotyczących zakończenia konfliktu na Ukrainie, przetoczyła się przez media fala komentarzy. Generalnie chodziło w nich o próbę zrzucenia jakiejś części odpowiedzialności za nieobecność polskiego przedstawiciela w Waszyngtonie na nowego prezydenta Karola Nawrockiego. Najśmieszniejsze, że na ogół próby te podejmują politycy i komentatorzy, którzy skądinąd gotowi są polec za to by wykazać, że polityka zagraniczna Polski jest domeną i odpowiedzialnością rządu, a prezydent ma jedynie się do niej dostosować. Jeszcze bardziej groteskowe są tłumaczenia tej "porażki" polskiej dyplomacji "konfliktem o krzesła", całkowicie przy tym abstrahując od tego, z jakich mianowicie powodów Tusk i Sikorski mają jakieś dziwne trudności w relacjach z prezydentem Trumpem. Do tej grupy zaliczę też przeraźliwą ciszę nad faktem, że polska dyplomacja nadal nie ma w Waszyngtonie ambasadora (!), a z przebywającym tam psychiatrą Klichem nikt nie rozmawia.  Skwituję te absurdy przypominając II prawo Kota z Cheshire: "Istotne jest nie to o czym się w mediach gada, ale to o czym się milczy".

Ale do rzeczy.

Moim zdaniem nieobecność polskiego przedstawiciela w Waszyngtonie jest polską porażką, ale jedynie wizerunkową. Za chwilę zostanie ona przysłonięta bilateralnym spotkaniem prezydenta Nawrockiego z prezydentem Trumpem. Przyznam, że gdy tylko usłyszałem o poszerzeniu składu uczestników ponad początkowo planowane 3 osoby, uznałem, że tam się nic istotnego nie wydarzy. 

Zaś właśnie nie co innego, ale owa szeroko komentowana nieobecność polskiej delegacji na tych rozmowach, jest dowodem na to, że nie miały one żadnego znaczenia poza wizerunkowym. Fakty są bowiem takie, że bez zgody lub współdziałania Polski nie da się na tym polu niczego ważnego przedsięwziąć. Sorrki, takie mamy położenie geograficzne (by strawestować "klasyczkę").  Zjechało się tam grono europejskich polityków po to jedynie by pokazać swoją ważność (w którą nikt nie wierzy), albo dziecinadę, stając przy Trumpie z ręką w kieszeni. Porumakowali, napuszyli się i rozjechali. Teraz się nawzajem informują o tym o czym tam gadali, zapewniają się o swoim znaczeniu i utwierdzają się wzajemnie w jego poczuciu. Nudy...  Istotne decyzje podejmą ci, którzy dysponują siłą, lub przynajmniej gotowością jej użycia, a więc Trump i Putin. Zapewne poinformują o nich Zeleńskiego i europajaców. Gdyby w Waszyngtonie miały zapaść jakieś istotne ustalenia, to zabiegano by o to, by Polska była tam reprezentowana. Tyle.

Przy okazji, wielu się obecnie zastanawia nad tym, co oznacza sformułowanie "koalicja chętnych", kto do niej należy i czy Polska zalicza się do tego grona. Przypominam więc, że sformułowanie "koalicja chętnych" (Coalition of the Willing), zostało pierwszy raz użyte na określenie międzynarodowych sił w Iraku i oznaczało tych, którzy tam wysłali swoje wojska, tworzące międzynarodowe siły zbrojne w Iraku. Obecne zastosowanie tej formułki należy więc odczytywać w tym kontekście. Oczywiście takie czy inne deklaracje Tuska  w tym względzie znaczą tyle ile dla niego ważą słowa, jednak wysłanie wojsk za granicę wymaga zgody pana prezydenta, a takiej z całą pewnością nie będzie. Polska więc do "koalicji chętnych" nie należy i mam  poczucie, że to w zasadzie tą "koalicję"... kończy. Z wielu różnych sygnałów i poczynań wyciągnąłem bowiem wniosek, że prawdopodobnie jedynym ważnym celem zaistnienia tej koalicji, było wciągnięcie Polski do konfliktu, tak by samemu stać z tyłu, przysyłając broń, oraz słowa zachęty i uznania dla bohaterstwa polskiego żołnierza i społeczeństwa. Przykro mi, ale my już raz to przećwiczyliśmy i w dodatku z tymi samymi partnerami. Powtórki nie będzie. 

I to w zasadzie wszystko na temat ostatnich spotkań. Nie miały one żadnego znaczenia i nie ma sensu żałować naszej tam nieobecności. Bądźmy poważni.


Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka