Pan Marek Migalski pisze dziś o „odlocie” prof. Marcina Króla. Moim zdaniem trafnie, widziałem występ profesora w poniedziałkowym TVN-ie (późniejszych już nie), widziałem tam też popisy innych „autorytetów”. Jeden z nich, też profesor (nazwiska nie pomnę- ocalały z getta, co mocno podkreślono), porównywał akcje z 10.10 do pierwszych lat nazizmu, bo mu się „pochodnie” skojarzyły. Zabawny był ten jego występ, wpierw się zawahał przed podaniem uzasadnienia (ale ja już wiedziałem że będą „pochodnie”!), później doszedł do momentu gdy jakoś trzeba było swoje tezy podbudować i wtedy te „pochodnie” z siebie wydusił. Innego uzasadnienia nie miał.
Scenę polityczną obserwuję od końca lat 80-tych, więc do głupot jestem przyzwyczajony, mam jednak nieodparte wrażenie, że następuje jakieś pandemonium,. Wałęsa plótł, plecie i będzie pleść rzeczy niebywałe, ale to jest prosty człowiek i w dodatku nie za mądry, natomiast ludzie z tytułami, „jajogłowi”, muszą jakoś sobie zdawać sprawę z tego, że się ośmieszają. Przynajmniej podświadomie, każdy ma gdzieś przecież jakiś hamulec (tak mi się wydaje- ja chyba mam). Dodam, że poziom głupoty (zawsze wysoki u naszych medialnych „mędrców”) narasta gwałtownie od czasu ostatnich wyborów prezydenckich, które ujawniły znaczący przepływ elektoratu od PO do Pis, co chyba nie jest bez związku, o czym poniżej.
Nie będę analizował „wynurzeń” panów profesorów (MM zrobił to znakomicie), skupię się natomiast nad motywacją.
STRACH
Jakież to emocje zmuszają ludzi skądinąd inteligentnych do plecenia jak Piekarski na mękach? Oczywiście, że jest to strach. Panowie profesorowie nawet zewnętrznie sprawiają wrażenie przerażonych. Niespokojni, nie patrzą w oczy ale po bokach wzrokiem rozbieganym… Jest też oczywiście widoczna nienawiść do Kaczyńskiego, ale ona jest przecież tylko skutkiem strachu. Nienawidzimy tego czego się boimy, a boimy się tego czego nie znamy. Przecież Kaczyński osobiście żadnego z nich nie skrzywdził i chyba nawet nie zamierza. Aż chciało by się pogłaskać po łysinie i powiedzieć łagodnym głosem: „nie lękajcie się, nic wam nie grozi, naprawdę!
POGARDA
No niestety, wygadywanie takich bzdur z wiarą, że w nie uwierzymy (a przecież chyba tego oczekują!) oznacza pogardę dla nas. Oni mają nas za idiotów. Inna rzecz, że wielu z nich zapewne musi tak gęgać, w środowisku naukowym jest wielu TW, a oni nie tylko że muszą, ale i się boją, w dodatku nie bezpodstawnie. Tak czy inaczej, ględzenia pana Króla odbieram jako obrazę dla mojej inteligencji, a państwo- jak tam sobie uważacie.
GŁUPOTA
Przykro to stwierdzić, cóż kiedy trzeba. Wygadywanie głupot jeszcze o głupocie nie świadczy (motywacja może być wszak różna), ale wiara, że inni to kupią, już tak. Oceniamy zawsze po sobie, zakładamy, że bliźni są do nas podobni. Jeśli panowie profesorowie myślą, że w ich bzdury uwierzymy, to uznają swe majaczenia za wiarygodne, za „możliwe”. Tym samym dają świadectwo swej własnej głupocie.
I tu niestety dotykamy sedna. Przepracowałem parę lat na uczelni. Gdy zaczynałem, miałem szefa, który był dla mnie (i jest nadal) ogromnym autorytetem. To był typ przedwojennego profesora, który z racji swego naukowego tytułu uważał że musi wiedzieć więcej niż (chociażby) przeciętny kierownik budowy, bo poza tym „co i jak”, także i „dlaczego”. Człowiek, który, gdy przedstawił ongiś swój doktorat promotorowi (prawdziwemu przedwojennemu profesorowi!), usłyszał: „Panie kolego, nie szkoda panu? Może lepiej zostawić to sobie na habilitację, a doktorat napisać normalny, taki jak inni?” Późniejsi szefowie „wiedzy kierownika budowy” już nie mieli, byli „ponad to”, tym niemniej mieli często mój szacunek ze względu na różne osiągnięcia, byli „kimś”. Gdy niedawno dowiedziałem się kto dziś „rządzi” na uczelni, to nie chciałem wierzyć, mimo że mechanizmy selekcji negatywnej obserwowałem jeszcze za swej tam bytności. Dla uzupełnienia (żeby nie było tylko na politechnikę :) dodam refleksję kumpla z kilkugodzinnego lotu samolotem (jakieś 10 lat temu) w towarzystwie profesury uniwersytetu. Powiedział, że nie mógł uwierzyć, że ci ludzie są po studiach wyższych.
Wnioski są smutne: bzdury pana Króla i jemu podobnych świadczą o poziomie „naszych” elyt. Są one najwyraźniej, nie tylko doszczętnie zdeprawowane, ale też zwyczajnie głupie. Nie może być inaczej, jeśli przez kilkadziesiąt lat rolę „kadrowych” w polskiej nauce pełnili pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa z maturą lub bez matury.
Powiedzmy to sobie wprost i bez ogródek, bo nic na to nie możemy poradzić.
Przykro mi.
Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka