Adam Michnik w wywiadzie dla "Wprost":
"Premier Tusk zrobił rzecz zasadniczą - ustabilizował nasz kraj. Mimo że po drodze miały miejsce wydarzenia, które nasz kraj mogły zdestabilizować. Kryzys, wielki dramat katastrofy samolotowej, kampania wyborcza i wszystko to, co jej towarzyszyło i co się dzieje po jej zakończeniu. To, że premier Tusk swoimi poczynaniami do destabilizacji nie dopuścił, oznacza, że mamy premiera odpowiedzialnego za państwo, i z tego powinniśmy się cieszyć."
Jak w rzeczywistości wygląda ta tuskowa stabilizacja mięliśmy okazję przekonać się wczoraj, kiedy napastnik- Ryszard C. wkroczył do siedziby PIS i zaczął strzelać. Jedna osoba nie żyje, druga walczy o życie. Tylko dlatego, że pracowały w biurze partii J. Kaczyńskiego...
W przestrzeni publicznej natychmiast pojawiły się głosy, że to nie był mord polityczny, że ataku dokonał szaleniec, że karygodnym jest wiązanie wczorajszego wydarzenia z retoryką polityków PO. Autorami tych tłumaczeń są poważni publicyści, politycy, znani blogerzy s24, mogący liczyć na przychylność adminów.
Przerażająca znieczulica, cynizm, nihilizm. Zero odpowiedzialności. Czarne jest białe, a białe jest czarne...
Istnieje zasadnicza różnice we wzajemnym stosunku do siebie PISu i PO.
PIS przede wszystkim stawia partii Tuska zarzuty o charakterze o politycznym, merytorycznym. Najostrzejsze z nich to: wezwania do dymisji premiera (w związku z katastrofą smoleńską), krytyka poczynań polskiej dyplomacji, zwłaszcza w zakresie relacji z Moskwą i Berlinem (słynne "kondominium rosyjsko-niemieckie"), zarzuty związane z polityką fiskalną ministra Rostkowskiego (zadłużanie państwa). Można się spierać, czy żądania PIS są uzasadnione, racjonalne; natomiast nie budzi wątpliwości to, czy mieszczą się one w granicach kompetencji największej partii opozycyjnej. TAK, mieszczą się, wynikają z reguł demokratycznego państwa prawa,w którym opozycja ma nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek patrzenia władzy na ręce, nieustannej jej kontroli.
Platforma Obywatelska natomiast, prócz stawiania zarzutów czysto politycznych, dąży do ośmieszenia PISu i jej wyborców, do skompromitowania tej partii w oczach społeczeństwa. Temu miało służyć nazwanie przez premiera sympatyków J. Kaczyńskiego "moherami", happeningi, deklaracje Palikota, Niesiołowskiego, którzy będąc na granicy obłędu oskarżali prezesa PIS o wszelkie możliwe niegodziwości, życzyli Polsce rychłego "zejścia' prezesa, najlepiej poprzez jego "dorżnięcie" i "wypatroszenie".
Te ostatnie działania mogły liczyć na odpowiednią promocję w mediach, były często przedstawiane w satyrycznej konwencji (, co ułatwiało ich akceptowalność), adresowano je do masowej, mało wymagającej publiczności. Właśnie w taki sposób Tusk i odpowiedzialne ośrodki medialne przywracały, po okresie kaczyzmu, stabilizację w kraju.
Jakoś w na wpół dyktatorskiej Polsce lat 2005-07, kiedy PISowska propaganda szalała na dobre, kiedy szczuto naród na porządnych obywateli, istniała zmasowana inwigilacja społeczeństwa, opozycji, nieprzychylnych mediów, a wszechwładny minister sprawiedliwości miał krew na rękach polityk związanej z opozycją, żaden PISowski, moherowy fanatyk-samobójca nie zdetonował ładunku w jednym z nielicznych biur poselskich PO. Ba, nie drasną nawet żadnego "Platfusa" nożem, przecinakiem, żyletką...
Stało się to, w odwróconej konwencji, dopiero w "ustabilizowanej" POlsce: jeden "moher" nie żyje, drugi walczy o życie. Celem miał być sam J. Kaczyński, którego- zdaniem czołowego do niedawna polityka PO- należy powiesić i wypatroszyć. Były taksówkarz z Częstochowy posłuchał rad przyjaciela Prezydenta Komorowskiego...
Wczorajszy incydent to- po tragedii smoleńskiej- kolejne ostrzeżenie dla klasy politycznej, przede wszystkim dla rządzących. Kolejnego może już nie być.
Inne tematy w dziale Polityka