Miesiąc temu szef "Gazety Stołecznej" namawiał do "wygwizdywania" "faszystów", którzy mięli czelność wziąć udział w legalnej manifestacji zorganizowanej z okazji Święta Niepodległości. Wcześniej, moraliści z Czerskiej aktywnie włączyli się w poparcie dla nieco zapomnianego już D. Tarasa, który chciał wyręczyć instytucje państwa polskiego w obronie jego świeckości. W tym celu wraz z bandą bijanych i naćpanych "gówniarzy" 'rządził' pod oknami Prezydenta Komorowskiego. "Przywracał porządek", jak sam stwierdził. W "Wyborczej" z Tarasa uczyniono bohatera (słynny wywiad na 3 strony w "Duzym Formacie"), jego drużynę nazwano "dowcipnisiami"...
Teraz uaktywnił się, niewidoczny od czasów nieudanej edycji EuroPride w Warszawie, P. Pacewicz. Wraz z kolegami z "Krytyki Politycznej" (od akcji z Krzywonos i "wygwizdywaniem faszystów" Michnik i Sierakowski współpracują już niemal ostentacyjnie) skrzyknął wierne lewactwo, by rozreklamować kolejny temat zastępczy, tak bardzo potrzebny w tych cieżkich rządowi. Tym razem chodzi o liberalizację nieludzkich przepisów antynarkotykowych. W momencie kiedy coraz częściej mówi się o platfusowym antydopalaczowym bublu prawnym stworzonym na potrzeby chwili , trzeba dokonać sprytnej rewizji sytuacji. Polactwo słynie z krótkiej pamięci:
"List 44, inicjatywa Krytyki Politycznej, to apel do polityków i do opinii publicznej, by odrzucić polską narkofobię - postawę moralnego potępienia wobec "ćpunów" podszytą panicznym lękiem przed "narkotykami" - która na zasadzie błędnego koła wzmacnia się i jest wzmacniana przez prawo represyjne jak nigdzie w Europie.(...)
Przyjmowanie narkotyków nie jest ani grzechem, ani przestępstwem. Jest obyczajem, czasem bardziej, czasem mniej groźnym dla zdrowia, który nie powinien być traktowany z gruntu inaczej niż plaga alkoholizmu i nikotynizm, który zbiera największe śmiertelne żniwo.(...)
Czy nie lepiej narkotyki potraktować racjonalnie, jako jedne z używek? Uwzględnić ich zróżnicowanie, bo zdaniem wielu ekspertów są tu środki skrajnie niebezpieczne (heroina, kokaina), ale są i mniej groźne od alkoholu (amfetamina), a nawet mniej szkodliwe od tytoniu (marihuana). Czy nie lepiej spojrzeć na środki odurzające w kategoriach zdrowia publicznego, ograniczając podejście karno-represyjne do narkobiznesu?"
ŹRÓDŁO
Wśród sygnatariuszy listu są m. in. Marek Balicki, Zygmunt Baumann, Halina Bortnowska, Maria Janion, Aleksander Kwaśniewski.
Zdaniem tych zaszczytnych osobistości, ekspertów, amfetamina jest mniej szkodliwa od polskiej wódki, a mariuhuana od paczki czerwonych Marlboro. W taki sposób można wytłumaczyć wszystko, z resztą środowisko, o którym mowa, wielokrotnie takie próby podejmowało.
W pracy często przeglądałem akta spraw karnych związanych z tzw. miękkimi narkotykami. Wiem, jakie spustoszenie robią te "niegroźne" środki w organizmach młodych ludzi. Także dzieciaków z dobrych domów, gdzie mama i tata zbyt intensywnie zajęci byli zdobywaniem pieniędzy.
Uzależnienie od amfetaminy następuje bardzo szybko. Porównywanie tego procesu z alkoholizmem jest wyjątkową demagogią. Od "trwaki" czy amfetaminy wszystko się zaczyna, potem ciekawski sięga po coś mocniejszego, efektywniejszego. Eksperymentowanie staje się pasją, za chwilę potrzebą. Przy legalnej wódce progres nie jest możliwy, nie ma mocniejszego, "lepszego" alkoholu...
Społeczeństwo tylko "pijane" czasem trzeźwieje, na kacu może "źle zagłosować". Masy młodych, wykształconych, na haju, będą wierne nieustannie. Ci "na zjeździe" najwyżej nie pójdą do urn, nie będą mięli siły.
Inne tematy w dziale Polityka