W dzisiejszym "Uważam RZE" duży wywiad braci Karnowskich z prof. Jadwigą Staniszkis. Interesujący i tyleż przygnębiający. Wybitna socjolog nie pozostawia suchej nitki na "polityce" Donalda Tuska: po kolei merytorycznie przedstawia listę działań/zaniechać premiera oraz ich degradujące Polskę w (wielu wewnętrznych i zewnętrznych wymiarach) skutki.
To, cośmy widzieli już po pierwszych miesiącach sprawowania władzy przez PO, dociera do umysłów elit - i co ważniejsze - mas (ostatnie sondaże). Następuje wzburzenie: wreszcie jesteśmy świadkami krytyki (vide: Meller, Kukiz, Kazik), a nawet znaczącego kpiarstwa (ostatni wyczyn K. Globisza): wykazywanie dezaprobaty dla stylu premierowania Tuska zaczyna być normą, następuję - na razie szczątkowo - przywrócenie instytucji recenzji rządzących, często recenzji ostrej, wreszcie uczciwej (a więc jednego z fundamentów demokracji).
Tuska, człowieka rozleniwionego dotychczasowym bezgranicznym zaufaniem elit, zauroczonego samym sobą (Donald lubi otaczał się ludźmi, którzy mu po prostu słodzą; tych z "własnym zdaniem" w PO już dawno nie ma; ostatni się ostał chyba Schetyna), nowa sytuacja zupełnie przerosła. Tusk znajduje się w "ciężkim szoku"; świadczą o tym nie tylko "przecieki" z kancelarii premiera ( słynne, emocjonalne zdanie o "przekręceniu wajchy"), ale również jego zachowania publiczne, choćby to na ostatniej gali w Krakowie. Show Globisza "Śłońce Peru -mistrza bajeru" rozwalił: Tusk nie potrafił zareagować, prawie zaniemówił, naprawdę "zidiociał" ("Panie premierze, od grania idioty jestem tutaj ja")...
Premier nie błyszczy, jak kiedyś, nie jest opanowany, pewny siebie; te wyuczone żarciki, którymi tak skutecznie rozkochiwał młodsze i starsze dziennikarki zaprzyjaźnionych mediów, najwidoczniej się pokończyły...
Podzielam opinię J. Staniszkis, iż lider PO się wreszcie, autentycznie boi, przerażenie widać w jego oczach. Tusk zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma żadnego dorobku, że przespał te swoje cztery lata i nie ma z czym iść do wyborów, że tym razem jesienna kampania może nie przebiegać wg schematu: "wszystkie pokładowe ręce z całych sił ściskają szyję Kaczora"...
W Platformie się kotłuje. Działacze z dołów widzą zdeprymowanego, wypalonego lidera. Drastycznie spada morale (a trzeba przypomnieć, że żołnierzyki z PO nie są zdyscyplinowani, przyzwyczajeni do ciężkich warunków, jak "wojowie" z PIS). W partii zaczyna panować chaos, nie widać jakiejkolwiek planowej koordynacji, pomysłu na zniżające się wybory: do dziś nie wybrano szefa kampanii (S. Nowak sprytnie nie przyjął zadania, co oznacza, że wewnętrzne partyjne sondaże na dużych grupach, są dla PO miażdżące), fanatyk Niesiołowski zaczyna rugać Mellera i stacje komercyjne, czym się w idiotyczny sposób podkłada...
W zastałej sytuacji nie potrafi odnaleźć się również B. Komorowski. Jego prawa ręka (przynajmniej tak to widać w mediach) - Nałęcz, już obiecuje, że nawet jak Kaczor zwycięży, to Prezydent odpowiedzialnie nie zdecyduje się powierzyć mu misji tworzenia rządu. Troszkę przedobrzył z tą szczerością, skoro sam P. Wroński z "Wyborczej" taków enuncjacje doradcy Nałęcza skomentował:
"Dziwacznie brzmi tłumaczenie doradcy prezydenta prof. Tomasza Nałęcza, który w Radiu ZET przypominał, że w II RP kolejni prezydenci robili wszystko, by do władzy nie doszła Narodowa Demokracja. Ba, dodajmy, tak skutecznie, że fałszowano wybory, a opozycję umieszczano w obozach.
Dla Kaczyńskiego będzie to dodatkowy argument, że nasza demokracja "nie jest demokracją prawdziwą, ale fasadową". Bo wola wyborców może się zderzyć z oporem prezydenta, który nie chce go dopuścić do władzy.
Jednak i dla potencjalnych wyborców PO to też demobilizujący sygnał. Tworzy fałszywe alibi moralne. Można nie pójść na wybory - można nawet infantylnie głosować "na złość" rządzącym, bo i tak prezydent nie dopuści PiS do władzy."
Ale to nie wszystko. Prezydent Komorowski jednoznacznie wskazuje, że mimo słów oburzenia (także środowisk bliskich PO), nadal będzie utrzymywał bliskie relacje z gen. Jaruzelskim. Czyni to akurat tuż po premierze głośnego filmu "Czarny Czwartek", który co prawda nie traktuje bezpośrednio o roli Jaruzela w masakrze sprzed ponad 40 lat, ale stał się przyczynkiem o zaakcentowanie pytań na jej temat.
Bronek może sobie na to pozwolić, jeszcze przed nim 4 lata chyba bezpiecznej prezydentury. Tusk takiego komfortu nie posiada; już czuje już na plecach oddech goniących go J. Kaczyńskiego, a ostatni także G. Napieralskiego. Są bardzo blisko, coraz bliżej...
Premierowanie miało być dla Tuska trampoliną do ważnej funkcji w UE. W tym zakresie chciał pobić "starego" ulubieńca salonu - A. Kwaśniewskiego. Chyba dlatego Donald zgodził się na start w wyborach prezydenckich B. Komorowskiego... Niewykluczone, że Tusk liczył też na zielone światło dla swej "europejskiej" kandydatury z Moskwy, dlatego był tak uległy (vide: Nordstream, Gruzja, wreszcie Smoleńsk). Putin rozegrał naszego premiera doskonale: wykorzystał do cna i porzucił... Europejscy partnerzy doskonale zdają sobie z tego sprawę; żaden z nich nie będzie po tym traktował takiego ostentacyjnego "frajera", jak męża stanu. Donek też już wie, że dał się ograć; złość wyładowuje na malejącej grupie współpracowników.
Dziś Tusk z zazdrością spogląda na Komorowskiego. Taką nagrodę pocieszenia, gdzie nie ma wielkiej odpowiedzialności, a są zaszczyty, popularność, zdobywanie "Himalajów", wziąłby w ciemno. Wygórowane aspiracje stały się dla premiera z Gdańska zgubą. Dał się uwieść własnej propagandzie sukcesu. I przegra, jak wszyscy inni, którzy też jej ufali. Smutne.
Inne tematy w dziale Polityka