Miało być miło i zgodnie. Panowie spotkali się. Porozmawiali. Spożyli 4 wina. Podobno warunki paktu o nieagresji ustalili. Gdy w rozpacz po rozmowach Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska wpadł nawet niezwykle stabilny - nie tylko emocjonalnie - poseł Ryszard Kalisz z SLD, niespodziewanie...
- Od wielu miesięcy Polska jest mimowolną ofiarą zła, którego powodem są patologiczne rządy Jarosława Kaczyńskiego i Prawa i Sprawiedliwości - wykrzyczał, okraszając swoje słowa przeraźliwymi grymasami twarzy, lider Platformy Donald Tusk.
- Słowo "zdrada" nasuwa się po wielu tygodniach ponurego spektaklu, który zafundował nam PiS - takich myśli Tusk dołożył jeszcze wiele. W kolejnych trunkowych spotkaniach nie będzie brał udziału! On, Stefan Niesiołowski, Bronisław Komorowski, Julia Pitera starali się zrobić wszystko, aby definitywnie zerwać jakiekolwiek spekulacje o możliwym rządzie PO-PiS.
Czy obrażając potencjalnych (?) koalicjantów "Prezydent z plakatu" wraz ze swymi współpracownikami z PO zwariował? Stracił rozum i w efekcie spalił za sobą popisowe mosty?
Nie. Według mnie jedynie lekko się przestraszył. A zalęknienie miało solidne podstawy!
Reakcje mediów po słynnym obaleniu "4 win" były bardzo nieprzychylne. Zupełnie jakby win obu uczestników spotkania było więcej. "Antykaczystowskie media" dotąd pieszczotliwie traktujące Platformę Obywatelską nie muszą przecież dalej wspierać partii, która nie daje pewności definitywnego odsunięcia "kaczystów" od władzy.
Pomruki prasowe były łatwe do wychwycenia dla wrażliwych uszu.
Donald Tusk nie zwariował. Donald Tusk ma jedynie bardzo dobry słuch. Zrobił swoje. Wykrzyczał to, co musiałał. Mimo to, ciągle nie ma pewności.
Czy władcy polskich mediów uznają historię o "4 winach" za niebyłą?
Inne tematy w dziale Polityka