skamander skamander
129
BLOG

Jaki jest pan Trump - chyba już każdy widzi

skamander skamander USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Polscy wielbiciele pana Trumpa, którzy kupili narrację: „on załatwi pokój, bo jest skuteczny”, po ostatnich doniesieniach i cytatach z jego wypowiedzi po spotkaniu z Zełenskim (28 grudnia) mogą dziś przeżywać bardzo konkretny zestaw emocji — zwłaszcza że na razie w przestrzeni publicznej widać głównie deklaracje, a nie twarde, „dostarczone” efekty.

Co mogą czuć „polscy trumpiści”, którym pęka wiara w sprawczość ich idola?

1) Rozczarowanie i poczucie: „to były tylko słowa”. Gdy ktoś wierzył w „deal-makera”, to po zapowiedziach, że „jest bliżej niż kiedykolwiek”, przy jednoczesnych „trudnych kwestiach” bez rozstrzygnięcia może pojawić się frustracja: „miał być konkret, a jest PR i konferencja”. Wówczas pisowscy działacze muszą jakoś działania pana Trumpa tłumaczyć, czego dowodem są ostatnie wystąpienia telewizyjne pana Przydacza z Kancelarii Prezydenta RP. Ten człowiek stał się wprost rzecznikiem prezydenta USA i mówi to, czego nawet pan Trump nie powiedział. Pan Przydacz twierdził, że Amerykanie będą na terenie Ukrainy, by pan Putin dochował warunków możliwego rozejmu. Zapomniał tylko, że taka decyzja musiałaby zostać zaakceptowana przez Rosję, która stanowczo zapowiedziała, że nie chce widzieć na terytorium Ukrainy żadnego żołnierza NATO. Czyli — obiecać można wszystko.

2) Dyskomfort po sformułowaniach odbieranych jako ustępstwa wobec Kremla, zwłaszcza po wypowiedziach odbieranych jako miękkie wobec agresora (np. wątek, że „Rosja chce, żeby Ukraina odniosła sukces”, lub sugestie o rosyjskiej roli przy odbudowie). Dla polskiej wrażliwości historycznej i bezpieczeństwa może to brzmieć jak „gadanie rosyjskimi tezami”, nawet jeśli ktoś próbuje to usprawiedliwiać bliżej nieznaną „taktyką”.

3) Złość i szukanie winnych „na zewnątrz”, to częsty mechanizm obronny prawicy i skrajnej prawicy: „media wycinają z kontekstu”, „to manipulacja”, „on musi tak mówić publicznie”. Taka reakcja ma utrzymać wcześniejszą wiarę, mimo że obraz nie pasuje do takiej narracji. A obraz jawi się polskim obywatelom taki: Rosja to już nie agresor, lecz państwo przedstawiane wprost jako uosobienie cnót. Przecież — według pana Trumpa — Rosja chce dobra Ukrainy i nawet ma być gotowa tanio sprzedawać Ukrainie energię elektryczną z... ukraińskiej elektrowni atomowej (sic!), którą Rosja okupuje.

4) Poczucie zdrady u tych, którzy popierali Trumpa za jego rzekomą „antyrosyjskość”. W Polsce to realny segment: można jednocześnie lubić Trumpa i uważać Rosję za egzystencjalne zagrożenie. U takich osób ton „zrozumienia” wobec Putina częściej rodzi gniew niż uspokojenie — bo brzmi jak rozmiękczanie odpowiedzialności agresora. Wielbiciele pana Trumpa w Polsce zaczynają więc otwierać oczy ze zdumienia, że ten rzekomy demokrata wspiera dyktatora Putina i lekceważy Ukrainę napadniętą przez Rosję.

5) Niepewność i lęk o bezpieczeństwo regionu. Rodzi się niepewność i lęk o bezpieczeństwo regionu. Nawet jeśli ktoś kibicuje „szybkiemu pokojowi”, to brak twardych gwarancji i sygnały, że Rosja nadal eskaluje (np. komunikaty o nowych systemach rakietowych), mogą wywoływać poczucie, że „pokój na papierze” nie będzie stabilny. I to uderza właśnie w polskich fanów „sprawczości”, bo „sprawczość” to obietnica: mówię mniej, robię więcej. A tutaj — przynajmniej na dziś — publiczne informacje wyglądają na etap: „jesteśmy blisko, ale…”, a prezydent Zełenski wprost sygnalizuje sceptycyzm wobec tezy, że Putin realnie chce pokoju. Takie podejście jest logiczne, bo gdyby pan Putin był gołąbkiem pokoju, nie napadłby na Ukrainę — ani wcześniej na Gruzję.

skamander
O mnie skamander

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka