"GW dotarła do informacji...", "Fakt" dotarł do śladów...", "Dziennik dotarł do faktu...". Piękna to maniera.
Tym razem Dziennik dotarł do poufnego listu Marcinkiewicza do Kaczyńskiego. Treść listu znana była tylko nadawcy i odbiorcy. Odbiorca treści nie ujawnił. Skąd treść listu znalazła się w Dzienniku? To ciągle pozostaje zagadką godną talentu detektywa Rutkowskiego :)
"Nigdy o nic nie prosiłem Pana Premiera dla mnie osobiście, może poza głupim pomysłem PKO BP i tak niezrealizowanym. Nie zabiegałem o premierostwo. Podjąłem się tego zadania na Pańską prośbę i wykonałem je solidnie. Gdy trzeba było z niejasnych powodów, tak zwanego przyśpieszenia, bez szemrania ustąpiłem, odszedłem" - napisał (tym razem bez wałęsizmów!) uzasadniając swoje odejście z PIS Marcinkiewicz.
A jeszcze niedawno udawał wariata lub niegramotę... Ciągle nikt nie wyjaśnił znaczenia najsmakowitszych przemyśleń z jego "Listu do wyborców". Poszukowania tłumacza w toku.
Inne tematy w dziale Polityka