Wielki taktyk, szef Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zagrał bardzo ostro. Marginalizując i usuwając ze sceny politycznej Samoobronę i LPR odniósł niezaprzeczalny sukces. Dopiero na końcu wyborczego wyścigu okazało się, że po serii taktycznych zwycięstw, na PIS czeka strategiczna porażka.
Czy wojna wyborcza była działaczom Prawa i Sprawiedliwości potrzebna? Tak im się wydawało. Niesieni wizjami Lidera marzyli o wyborach! Żółnierze PIS długo wiwatowali, gdy Sejm przyjął wniosek o samorozwiązanie...
Dowódca obiecywał swojej armii całkowite, samodzielne zwycięstwo. Rządy bez potrzeby zawierania sojuszy. Znaczna część armii wierzyła w taki scenariusz, jeszcze na dwa tygodnie przed wyborami.
Potem wódz przyznał, że jego marzeniem jest PO-PIS. Po katastrofalnej debacie (w której dobrze przygotowany wyrobnik polityczny zapędził Mistrza w kozi róg pytaniami o ceny cebuli i ziemniaków), armia PIS mogła już tylko liczyć na dobrą wolę ewentualnego silniejszego koalicjanta. Na koniec okazało się, że Platforma może mieć większość w parlamencie nawet w sojuszu z PSL.
Jeśli rozliczenia wewnętrzne targają nawet LiDem, to czemu nie miałyby rozbić partii, która utraciła właśnie władzę?
Po Kazimierzu Marcinkiewiczu mogą objawić się kolejni działacze, którym nie w smak będzie postne życie w opozycji. Ministerstwa, agencje, zarządy spółek z udziałem Skarbu Państwa, rady nadzorcze... Wszystko stracone?
Inne tematy w dziale Polityka