Prawo Sprawiedliwość to typowa partia typu wodzowskiego. Nie byłoby jej bez Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby kiedyś miała istnieć bez niego... nie byłaby to już ta sama partia! Co do roli przewodniczącego partii, zgodność jest powszechna. Nawet krytyczni wobec Kaczyńskiego politycy przyznają: przywódca jest wielkim atutem PiS.
Jak to się stało, że przy powszechnym uznaniu wobec lidera, partię czeka pierwsze poważniejsze starcie walce o władzę? Dlaczego akurat teraz?
Jak przystalo na polityków partii wodzowskiej, działacze PiS są bardzo "elastyczni programowo". Można wśród nich znaleźć zaprzysięgłych konserwatystów (np. związanych z Klubem Zachowawczo-Monarchistycznym), jak i modernistów o poglądach zbliżonych do tych panujacych w środowisku p. Magdaleny Środy. Choć nie mówi się o tym zbyt głośno, w partii reprezentowani są i zlewicowani gospodarczo związkowcy, jak i (sic!) gospodarczy liberałowie. W "partii wodzowskiej" nie jest to problemem.
Wydarzenia po głosowaniach nad zmianą ustawy antyaborcyjnej wyraźnie pokazały, że w wyniku różnic programowych z partii odejść może co najwyżej "kilku wariatów". Przywódcy PIS znakomicie orientowali się w sytuacji i stąd (brak ryzyka rozbicia partii) prawdopodobnie wpadli na pomysł użycia pani Prezydentowej wspólnie z Moniką Olejnik, jako instrumentu "otwarcia się w stronę centrum".
Akcja ta zakończyła się zupelnym niepowodzeniem. Zgodnie z przewidywaniami, struktury ugrupowania nie ucierpiały, ale "postępowy" elektorat nie dał się nabrać na jednorazowy gest w jego stronę, a media nie zmieniły swych dotychczasowych sympatii. Co więcej, na skutek nadzwyczajnej mobilizacji medialnej (szczególne "brawa" dla p. Andrzeja Urbańskiego za namawianie wyborców do zmiany kraju!) postępowcy zapewnili PiS porażkę.
Rozczarowanie w szeregach partyjnych nie byłoby pewnie aż tak wielkie. gdyby nie fakt, że Prezes obiecał zdecydowane zwycięstwo: 280 mandatów i samodzielne rządy. Nie było powodów, aby nie wierzyć w słowa Prezesa...
Gdyby się sprawdziły, grudniowy zjazd partii byłby tylko radosnym spotkaniem bezkrytycznie wpatrzonych w dowódcę żołnierzy. Niestety, sielanki nie będzie.
Rezygnując ze swych funkcji, trzej wiceprezesi doskonale orientowali się, że właśnie zadecydowali o końcu swej kariery przy boku Jarosława Kaczyńskiego. Wiedzą, że Jarosław Kaczyński wie, że oni wiedzą.
Nie zrezygnowali z członkostwa w partii, aby mieć mozliwość wzmocnienia swojej pozycji przez odciągnięcie od PiS części zaciężnych. Sytuację mocno utrudniła im... Platforma Obywatelska proponująca szefostwo sejmowej komisji dla Pawła Zalewskiego. Co prawda Zalewski czujnie wycofał się z komisji, ale i tak jego wstępna zgoda może być przez członków PIS traktowana jako dowód zdrady partyjnych szeregów.
Trzej muszkieterowie nie mają łatwej sytuacji. Najprawdopodobniej nie będa w stanie "zdemokratyzować partii" a na koniec uda im się wyciagnąć z PIS jedynie pojedynczych posłów. Pozycja Jarosława Kaczyńskiego, mimo, że nadwątlona porażką wyborczą jest ciągle bardzo silna.
Z pierwszego poważniejszego starcia wewnątrz swojego ugrupowania powinien wyjść zwycięski i nawet niezbyt poobijany. Tyle, że po pierwszym starciu, przyjdzie czas na kolejne. Jeśli w ciągu kilku lat "partia wodzowska" nie odzyska władzy, albo co gorsza utraci prezydenturę, wtedy rozsypie się jak niegdyś AWS.
Inne tematy w dziale Polityka