Komentatorzy chętnie "idą na łatwiznę". Zarówno ci wywodzący się z pełnych subtelnych woni salonów, jak i ci z bydlęcych obórek. Dobre PiS, zła PO. Dobra PO, złe PiS. Samo dobro kontra samo zło.
Powszechne jest "dodziarskie" podejście do polityki. Emocje góruja nad rozumem. Politycy wiedzą o tym i pewnie dlatego, próbuja nas (zupełnie jak Dodę i bardzo często równie skutecznie) "zauroczyć." W efekcie takiego zauroczenia nawet najbardziej rozgarnięty analityk traci połowę ze swoich atutów.
Do określenia, czy dany polityk jest genialny/niegenialny, potrzebny/niepotrzebny, szkodliwy/nieszkodliwy itp. większości komentatorów wystarcza... informacja o jego przynależności partyjnej!
Takie rozumowanie, mimo, że powszechne, nie ma większego sensu. Ale właśnie przez nie, niektórzy komentatorzy nie zauważają niekonsekwencji ani u siebie, ani u politycznych działaczy.
Zwolennikom partyjnego klucza oceny poszczególnych przedstawicieli politycznych elit radzę przyjrzeć się bliżej działaczom głównych ugrupowań.
Jeżeli każdy polityk PO/PIS to człowiek jednoznacznie dobry/niedobry genialny/niegenialny, potrzebny/niepotrzebny, szkodliwy/nieszkodliwy itp., to co dzieje się mózgu "zauroczonego" komentatora, w przypadku gdy dwaj działacze tej samej partii mają poglądy przeciwne?
Pytania pomocnicze:
1) Dlaczego w tej samej partii działają Janusz Palikot i Jarosław Gowin?
2) Dlaczego w jednej drużynie walczy Joanna Kluzik-Rostkowska i Artur Górski?
3) Dlaczego mimo wspólnych ciągot do bzdurzenia nie połączyli swych wysiłków Bronisław Komorowski i Jacek Kurski?
4) Dlaczego nie działają wspólnie reprezentanci nurtu efekciarskiego w polityce, Jan Maria Rokita i Ludwik Dorn?
No, dobrze. Nie wypisuję kolejnych pytań, bo to przecież ciągle to samo pytanie :)
Inne tematy w dziale Polityka