Lud z reguły ma więcej rozsądku od tzw. intelektualistów*. Widać to choćby w podejściu obu grup do najróżniejszych głosowań.
Intelektualiści* nie zauważają, że ich głos akurat w wyborach samorządowych ma największą wagę. W efekcie z jednakowym entuzjazmem traktują każde głosowanie. Czy mają jakiekolwiek rozeznanie, czy nie... biegną do urn wyborczych!
A lud? Zupełnie inaczej! Intuicyjnie wyczuwa, że różnice są znaczne... O ile w czasie wyborów prezydenckich lud pozwala sobie na niefrasobliwe, stadne głosowanko ("Jak on to się nazywa? Bronisław Bartoszewski? Władysław Komorowski..."), to wybory samorządowe traktuje znacznie poważnej. W większości nie chce szkodzić procesowi podejmowania decyzji i - nie mając orientacji - na wybory samorządowe nie chodzi... Stąd znacznie niższa frekwencja w samorządówce.
Intuicyjne zachowanie ludu ma sens. Jeśli głosują w wyborach prezydenckich, nie ryzykują, że ich głos - wśród milionów innych - mógłby o czymkolwiek decydować. W wyborach samorządowych o zwycięstwie lub przegranej - zamiast milionów - decydować może nawet kilkaset głosów! Ba! Można sobie wyobrazić i taką sytuację, że po kilku lub kilkanastu milionach lat głosowań zdarzy się, że o wyniku zadecyduje pojedynczy głos!
Jak widać, sytuacja przed wyborami samorządowymi jest poważna...
Tylko jak to wytłumaczyć intelektualistom*?
Inne tematy w dziale Polityka