Marek Jan Chodakiewicz Marek Jan Chodakiewicz
264
BLOG

Gruzińska lekcja dla Polski - coraz bardziej aktualna

Marek Jan Chodakiewicz Marek Jan Chodakiewicz Polityka Obserwuj notkę 13

Wojna w Gruzji pokazała ponownie, że w obliczu rosyjskiej agresji Zachód nie potrafi wypracować wspólnej polityki. Największe kraje Unii Europejskiej wykazały się filorosyjskością bardziej lub mniej jawną. Byłe sowieckie satelity i państwa-spadkobiercy po ZSSR podzieliły się na demonstracyjnych romantyków (m.in. Polska) oraz na pragmatycznych kapitulantów (m.in. Czechy). Stany Zjednoczone ograniczyły się do werbalnych deklaracji potępienia, pomocy humanitarnej, oraz demonstracji militarnych w małej skali. W żadnym wypadku nikt nie wsparł zbrojnie Gruzinów. W obliczu rosyjskiej agresji można liczyć tylko na siebie.             

 

Co z tego wynika dla Polski? Co może uczynić Polska aby zapewnić sobie bezpieczeństwo? W jakim systemie kolektywnego bezpieczeństwa powinna pozostać czy znaleźć się? Polska jest słaba i mało się liczy. Nawet jeśli Polska chciałaby się dogadać z Rosją, to nie mogłaby, bowiem po pierwsze, nie ma wiarygodnej pro-rosyjskiej partii nad Wisłą. Jest post-komunistyczna agentura, do cna zdyskredytowana. Co więcej, Rosji nie zależy na strategicznych przymierzach długofalowych. Rosja lubi dominować i kontrolować, a nie ma zwyczaju traktować nikogo jak równorzędnego partnera. Rosja pozwala na przymierza taktyczne jeśli jest to w moskiewskim interesie. Na przykład, Kreml łaskawie zgodziłby się pewnie na sojusz z Polską przeciw Ukrainie i państwom bałtyckim. Ale byłoby to samobójstwo dla Polski bowiem po wchłonięciu tych krajów, Moskwa połknęłaby też i Polskę.  

 

Tymczasem Polska jest związana widocznie bezużytecznymi – w sensie bezpieczeństwa – układami europejskimi. Jednocześnie próbuje bawić się w egzotyczny sojusz z USA. Polska ma problem. Nie wie czy uprawiać politykę jednobiegunowę (pro-UE) czy politykę równowagi (pro-USA i pro-EU).  

Bardziej logiczna jest polityka jednobiegunowa. W takim wypadku należy całkowicie wspierać niemiecko-francuskie przywództwo UE. Dotyczy to też rusofilizmu tej orientacji. W przypadku inwazji na Estonię trzeba robić to, co Berlin i Paryż, czyli albo siedzieć cicho, albo głośno udawać moralną dezaprobatę. Należy również marginalizować amerykańskie wpływy w NATO i jak najszybciej skoordynować Polskę militarnie z powstającą armią europejską. W tym kontekście nie należy kupować F-16 od USA, a tylko należy zabiegać o samoloty Mirage od Francji, no może SAAB od Szwecji. Zupełnie nie można wbrew UE towarzyszyć USA w jakichkolwiek wyprawach zbrojnych do Iraku czy gdzie indziej. Należy unikać jakiejkolwiek bliskiej współpracy z krajami podpisującymi się pod transatalntycyzmem, a w tym szczególnie z Wielką Brytanią i Irlandią. Należy – według wychodzącej już nawet z Unii Europejskiej mody – wyrażać troskę o Palestynę i ochłodzić nasze relacje z Izraelem. Należy zarzucić polskie partykularyzmy, a w tym w sprawach gospodarczych czy obyczajowych. To znaczy, że obronę polskich interesów ekonomicznych powinna zastąpić jak najszersza wyprzedaż dóbr społecznych kapitałowi rodem z UE. Z drugiej strony należy wprowadzić śluby homoseksualne czy aborcję na żądanie a zniwelować szczególną pozycję Kościoła Katolickiego, czyli wszystko to, co  Brukselę  denerwuje. Musi być pełne podporządkowanie się Brukseli i jej paryskim i berlińskim współhegemonom. Im bardziej upodobni się Polska kulturowo do nich, im bardziej będziemy spolegliwi, tym bardziej można liczyć, że będą RP bronić.

Przynajmniej w teorii jednobiegunowa polityka jawi się więc jako najbardziej optymalna.

Natomiast polityka równowagi – pro-UE i pro-USA -- działa tak długo jak obie strony nie dogadają się przeciw nam, porzucając Polskę na pastwę losu, czy wręcz atakując. Doświadczył tego już Józef Beck, którego polityka równowagi – i egzotycznych brytyjskich gwarancji – skończyła się Paktem Hitler-Stalin. Polaków poddano eksterminacji. I Polska straciła niepodległość na następnych 50 lat.

Trudno zatem mówić o sukcesie polityki równowagi. Bowiem polityka równowagi nie docenia geopolitycznego położenia Polski. Tutaj nic się nie zmieniło. Jesteśmy między Rosją i Niemcami. Ilekroć te kraje mizdrzą się do siebie bądź kłócą, zawsze traci Polska. I trudno się podłączyć pod Berlin czy Moskwę nie tracąc niezawisłości. Oba centra mają tendencję, aby Polskę traktować instrumentalnie. U żadnego nie można liczyć na partnerstwo, dopóki Polska jest słaba gospodarczo i militarnie.A pozostawanie w Unii Europejskiej gwarantuje Polsce taki właśnie stan peryferyjnej, wielopoziomowej miernoty. 

Czy można za to liczyć na USA? Ogólnie – nie. Stany Zjednoczone nie mają stałej polityki zagranicznej. Niechętnie również angażują się w zagraniczne przygody grożące wojną. Ale można stworzyć takie warunki, aby USA nie tylko chciały gwarantować niepodległość Polsce, ale również bezwzględnie przyszły jej na pomoc w chwili zagrożenia.

Jak to uczynić? Wystarczy postarać się nad Wisłą o model południowokoreański. Czyli trzeba wziąć amerykańskich zakładników, a więc zachęcić USA do ustanowienia wielkich baz w Polsce. Ich obsługa – żołnierze, pracownicy cywilni i rodziny – będą właśnie zakładnikami. Jakikolwiek atak na Polskę, to atak na nich, na który musi odpowiedzieć Ameryka. Im więcej takich zakładników tym lepiej. Nie tylko są wspaniałymi konsumentami, ale równocześnie prawie zawsze budują bardzo dobrą infrastrukturę – drogi, komunikację, etc. -- odwrotnie niż Armia Czerwona. Przy okazji należy pamiętać aby nie stawiać postulatu przeniesienia baz amerykańskich z Niemiec do Polski. O, nie. Istniejące bazy wojskowe USA muszą zostać w Niemczech. 

 

Czy jest to do wykonania? Możliwe, choć bardzo trudne. Tutaj Warszawa musiałaby najpierw całkowicie zsynchronizować swoją politykę z Waszyngtonem. Faworyzować amerykański kapitał, wspierać USA na polu zagranicznym, a w tym kontynuować politykę ultra-pro-izraelską (co i tak się dzieje od 1989 r. zresztą bez wzajemności). Potrzeba więc jest polityki jednobiegunowej, z tym, że należy odwrócić się od Unii Europejskiej i całkowicie skoncentrować na USA. I znów kluczem byłoby sklonowanie się Polaków – czy chociaż percepcja tego – na Amerykanów.

Czy wynikiem tego mogłoby być zapewnienie Polsce bezpieczeństwa? Tak, jest to możliwe, ale tylko o ile Polska byłaby zamożna, a jej elita narodowa miałaby wielką wizję i posiadała bardzo silne lobby w USA.

Na Polonię amerykańską można tylko liczyć w ograniczonym stopniu, głównie do jednorazowych akcji (e.g., bojkot PRL w stanie wojennym, czy kampania o przyjęcie Polski do NATO). A tutaj trzeba stałej, upartej polityki polskiej w Waszyngtonie. Trzeba wizji, trzeba funduszy i trzeba kadr. A tego nie ma. Czyli sojusz z USA niestety pozostanie egzotyczną, choć miłą sercu opcją. 

No, a skoro  już puszczamy wodze fantazjom, to spójrzmy na opcję optymalną. Optymalność oznacza tu takie warunki, w których Polska cieszyłaby się niepodległością i wolnością do dalszego rozwijania swojej kultury chrześcijańskiej w ramach cywilizacji zachodniej, która oparta jest na poszanowaniu własności prywatnej.

Jak to można osiągnąć? Chodzi o to, aby istniała wolnorynkowa Polska, przyjazna w stosunku do wszystkich sąsiadów, ale posiadająca na wszelki wypadek swoją własną force de frappe – broń nuklearną. W celach samoobrony. Jasne jest bowiem, że Polska nikogo nie zaatakuje. A raczej broń taka w polskich rękach służyłaby jako straszak przed atakami ze strony Rosji czy Niemiec. Pozwalałoby zachować równowagę w Europie. No, bo przecież nikt nie ryzykowałyby wojny nuklearnej przez inwazję na Polskę. A o to chodzi. Gwarantowałoby to pokój. Tylko to mogłoby zabezpieczyć samoistnie niepodległość Polski. Ale oznaczałoby to, że Polska naraziłaby się na początkowe przynajmniej egzystowanie poza istniejącymi systemami międzynarodowymi. Jej członkostwo w Narodach Zjednoczonych oraz w Unii Europejskiej nie pozwala na to (udział w UE nawet nie pozwala na zapewnienie sobie bezpieczeństwa energetycznego przez zakup od Francji jej nuklearnej technologii).

Gdyby mimo tego Polska uzbroiła się w broń jądrową, miałaby naturalnie jeszcze gorszą prasę niż ma, opinia publiczna świata byłyby jednoznacznie przeciwko niej. No i co z tego? Ale byłaby wolna i niepodległa, gwarantując sobie samej swój byt.  

Coś takiego można osiągnąć chyba tylko stopniowo. I niepodległy byt musiałby być oparty o znakomicie prosperującą gospodarkę. Problem w tym, że trudno rozwinąć polską gospodarkę pozostając w coraz bardziej socjalistycznej Unii Europejskiej. Tutaj Polska – zachowując demokrację parlamentarną – powinna oprzeć się na modelu, który posłużył Hong Kongowi i Singapurowi. Praktykowały one liberalizm gospodarczy, w dużym stopniu narzucony przez kolonizatorów brytyjskich. Po prostu, w handlu zagranicznym Polska powinna omijać wszelkie regulacje UE krępujące wolny handel i wolny rozwój gospodarczy. To gwarantowałoby ucieczkę obcego kapitału do Polski. Co więcej, w ustroju wewnętrznym Polska powinna tak samo popierać wolny rynek poprzez likwidację całego socjalistycznego prawodawstwa – spuścizny PRL oraz post-PRL (zwanym niesłucznie III RP). Aby wygrać jutro gospodarczo potrzeba radykalnego odejścia od modelu etatystycznego. Demontaż pasożytującej na organizmie narodu biurokracji państwowej pozwoli skupić w ten sposób uwolnione rezerwy na zapewnieniu Polsce bezpieczeństwa. Nota bene, będzie ów demontaż też bezkrwawą dekomunizacją i destrukcją kapitalizmu państwowego, czyli układu koleżków, oraz ładu okrągłostołowego. 

Naturalnie, taki program można będzie wprowadzić albo bardzo powoli, albo niespodziewanie na raz. To ostatnie możliwe jest tylko w momencie ogólnoeuropejskiego przesilenia, krachu Eurokracji, na co na razie się nie zanosi. No, ale i Sowiecja nie trwała wiecznie. Rozmaite rozwiązania są, ale Polska ma bardzo ograniczone pole działania.

Trzeba mądrych elit, aby coś w tej sytuacji dla Rzeczypospolitej Polskie ugrać. Polska jedzie na podobnym wózku jak Gruzja i inne słabe kraje. 

 

Get your own Box.net widget and share anywhere! Get Your Own Real Time Visitor Map! ZAMÓW: www.poczytaj.pl Marek Jan Chodakiewicz Żydzi i Polacy 1918 - 1955. Współistnienie-Zagłada-Komunizm Wydawca: Fronda Ilość stron: 736 s. Oprawa: miękka Wymiar: 145x205 mm EAN: 9788391254189 Dzisiaj cena: 35.40 zł

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka