Godziemba Godziemba
603
BLOG

Kinematografia w służbie Hitlera (1)

Godziemba Godziemba Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 59

Hitler oraz Goebbels byli mistrzami manipulacji politycznej.


     Przyszły wódz Trzeciej Rzeszy był uważnym czytelnikiem popularnej w jego czasach „Psychologii tłumu” Gustawa Le Bona, który wskazywał, iż „Badania nad wyobraźnią tłumu wykazały nam, że oddziałuje się zwłaszcza obrazami, jeżeli zaś nie dysponujemy obrazami, należy, celem osiągnięcia tego samego skutku, użyć odpowiednich słów i haseł. Zastosowane zręcznie, mają one naprawdę tajemniczą i cudowną moc, jaką je już przed laty obdarzali zwolennicy magii. Słowa i hasła mogą wzniecić najgroźniejszą burzę w duszy tłumu, potrafią też go uspokoić; z kości ludzi, którzy padli ofiarą tej mocy słów i haseł, można by usypać o wiele większą górę niż piramida Cheopsa. Rozumowanie i najsilniejsza argumentacja tracą swą moc w walce z pewnymi słowami i hasłami. Wobec tłumu wymawia się te słowa z pewnym namaszczeniem, co tłum w mgnieniu oka podchwytuje i przybiera postawę szacunku”.


     Hitler publiczne wystąpienia przygotowywał przed lustrem, obserwując swą postać. Wypowiadał zdanie po zdaniu, studiował własne ruchy i wyraz twarzy. Powtarzał poszczególne zdania i gesty tak długo, aż był zadowolony z efektu. Pytał niekiedy o zdanie przypadkowych, ale zaufanych obserwatorów: - Czy dobrze wypadłem? Czy dobrze wyglądam? Czy mogę już wejść na trybunę?


     Pracował też usilnie nad swoim wizerunkiem przywódcy, także opisanym przez Le Bona -  „Kiedy pewna liczba istot połączy się w grupę, bez względu na to, czy to będzie tłum ludzi, czy stado zwierząt, instynktownie dążyć będą one do poddania się władzy jakiegoś autorytetu. Faktem jest, że w tłumie ludzkim przywódca często odgrywa wielką rolę. Jego wola jest jądrem, wokół którego kształtują się i do którego się upodabniają poglądy innych. On jest zaczątkiem organizacji tłumu heterogenicznego, a także sekt. Zanim narzuci tłumowi pewne formy organizacyjne, staje się jego panem. Tłum bowiem to stado niewolników, które nigdy nie obejdzie się bez pana. Przywódca początkowo bywa tylko cząstką takiego niewolniczego tłumu i naprzód jest zahipnotyzowany pewną ideą, zanim stanie się jej krzewicielem. Idea ta do tego stopnia owłada jego duszą, że poza nią nic nie widzi, a każda myśl z nią niezgodna uchodzi w jego oczach za błąd i zabobon. (...) Przywódcami tłumu są najczęściej ludzie czynu, nie zaś myśliciele. (...) Przywódcami tłumu stają się też ludzie o starganych nerwach lub na pół obłąkani, którym niedaleko już do zupełnego obłędu. Niezależnie od tego, jak śmieszna jest idea, którą propagują, lub cel, do którego dążą, wszelkie rozumowanie okazuje się bezsilne wobec ich przekonania. Pogarda i prześladowanie nie potrafią ich odstraszyć od owych idei, a często nawet dodają im sił do walki. Dla swych przekonań poświęcają oni swe osobiste cele i rodzinę, a nawet instynkt samozachowawczy zdaje się u nich zanikać”.


       W „Mein Kampf”  napisał, iż  „podobnie jak kobieta, która woli ulegać silnemu niż rządzić słabym, również masy bardziej kochają panującego niż proszącego”. Oraz podkreślał, iż  „Każda propaganda musi być popularna i dostosowywać swój poziom do zdolności pojmowania najbardziej ograniczonego z tych, do których zamierza się zwracać”, gdyż „zdolność pojmowania szerokich mas jest bardzo ograniczona, rozsądku masy mają niewiele, a pamięci jeszcze mniej. Biorąc pod uwagę te fakty, każda skuteczna propaganda musi ograniczać się do bardzo niewielu punktów i wykorzystywać je przy pomocy sloganów tak długo, aż z całą pewnością ostatni człowiek potrafi sobie wyobrazić to, co chcemy”.


     Niemcy widzieli Fuehrera tak, jak pokazywała kamera jego ulubionej reżyserki filmowej - Leni Riefenstahl, która nakręciła film ze zjazdu NSDAP w Norymberdze w 1934 roku. Riefensthal była mistrzynią montażu. Z kilometrów taśmy filmowej wybrała najbardziej efektowne ujęcia.  „Triumf woli” miał hipnotyczną siłę oddziaływania. Wszyscy bohaterowie kinowego ekranu wydawali się ludźmi nie z tego świata - bywalcami Olimpu. Zeusem był Hitler, którego każde zdanie, potęgowane okrzykami i oklaskami słuchaczy, miało moc magiczną.


     „Triumf woli” Riefenstahl przenosił atmosferę norymberskiego zjazdu do wszystkich niemieckich miast i wsi. Potęgował wiarę w nadludzkie możliwości wodza Trzeciej Rzeszy, który w dodatku poprzez roboty publiczne i intensywne zbrojenia zlikwidował problem bezrobocia, a potem zaczął odnosić zaskakująco szybkie i łatwe sukcesy militarne.


     Niezwykle ważną rolę w wykreowaniu nadczłowieka Hitlera odegrał  minister propagandy, doktor Joseph Goebbels. Znakomity mówca, cyniczny polityk, wykorzystywał całą swoją błyskotliwą inteligencję i wiedzę dla wspierania nazistowskiej sprawy.


     Uważny czytelnik „Psychologii tłumu” i „Mein Kampf” Goebbels wielokrotnie przekonywał, że „propaganda to powtarzanie i jeszcze raz powtarzanie! Bębnię o czymś wciąż i wciąż swojemu narodowi, powtarzam dotąd, aż nawet najgłupsi zrozumieją... Tylko ta propaganda jest dobra, która daje efekty, a ta zła, która nie osiąga pożądanego celu, nawet wtedy, gdy jest bardzo inteligentna. Musimy odwoływać się do najprymitywniejszych instynktów mas!”.


     Równocześnie Goebbels starał się przedstawić Niemcom obraz wroga, niebezpiecznego dla ich bytu narodowego. Wrogów należało eliminować. Zdecydowanie zabijać - jak szkodliwe robaki! Nie lękać się przelewu krwi.  Minister propagandy oświadczył, że „trzeba zwrócić uwagę narodowi niemieckiemu na śmiertelne niebezpieczeństwo zagrażające mu ze strony Żydów”.


     Aby przekonać Niemców do bycia panami świata, rasą stworzoną do władania nad niższymi, rasami „podludzi” należało zapewnić sobie monopol, w tym celu trzeba było wyeliminować konkurencję. Z ekranów kin zniknęły filmy krzewiące przeciwne narodowemu socjalizmowi idee, w tym także niewinne na pozór komedie amerykańskie Chaplina.


      Nazistowski „Angrif” po berlińskiej  premierze „Świateł wielkiego miasta”: pisał w roku 1931; „Człowiek łapie się za głowę... Sprawa Chaplina, żydowskiego klowna filmowego, to jednak znamię epoki. Z bezprzykładnym sprytem Żydzi całego świata pracujący w filmie i w prasie bohaterem naszych czasów uczynili Chaplina, skretyniałego, bezradnego idiotę. Z brutalną szczerością zaproponowali typka, który - w przeciwieństwie do uczciwego człowieka - pozwala się jak chuchro kopać i gnębić, bez sprzeciwu, z milczącą apatią, w naiwnej głupocie daje robić z siebie piłkę, którą kopią roześmiani gracze”.


     Goebbels już w lipcu 1933 roku powołał Filmową Izbę Rzeszy. Tylko jej członkowie mogli produkować filmy.  Dyrektorem artystycznym UFY został wielki aktor, ulubieniec Hitlera, Emil Jannings.


    Goebbels potrafił po mistrzowsku wprzęgać talenty swoich filmowców w kierat wielkiej polityki. Największe kampanie polityczne i wojskowe Hitlera były poprzedzane przez propagandowe akcje Goebbelsa.


     W 1939 roku Polska przedstawiana była jako złowrogi prześladowca mniejszości niemieckiej, a Polacy jako brutalne zbiry. Narodowosocjalistyczny minister propagandy dowodził, iż  „tysiące [rodowitych Niemców] uciekło przed polską przemocą pod opiekę Rzeszy”.


       Atak na Polskę w roku 1939 uzasadniały w przekonujący sposób antypolskie filmy „Ku wolności”, „Student żebrak”, „Polska krew”, „Z tamtej strony Wisły” i „Powrót do Tylży” (lata 1936 - 1938). Polacy byli przedstawiani jako podludzie, brudni, zapluci, agresywni - mordujący przy każdej okazji porządnych, czystych, schludnych i pracowitych Niemców.


      Goebbels nie był prekursorem antypolskich filmów. Już w roku 1927 ukazał się obraz „Kraj pod krzyżem”, w którym Niemcy zostali przedstawieni „niby aniołowie, ludzie spokojni, dobrzy, pracowici, natomiast Polacy to niesforna hołota, krzywdząca niemieckich współobywateli”.


    Przy wsparciu władz niemieckich powstał w tym samym czasie film „Płonąca granica”, w którym przedstawiono bestialskie zbrodnie dokonywane na Niemcach. „ Ilustracja muzyczna filmu nie pozostawia żadnych wątpliwości, iż pastwiące się nad bezbronną ludnością bestie w ludzkich ciałach - to Polacy. Szereg drastycznych scen muzyka ilustruje motywami naszego popularnego krakowiaka”.


    Komedie w rodzaju „Polska gospodarka” (1928), ośmieszające ekonomiczne talenty słowiańskich sąsiadów, udowadniały czarno na białym tezę kanclerza Bismarcka, że dla Polaków można coś zrobić; z Polakami - nigdy. Dopiero w ramach niemieckiej Rzeszy można ich było jakoś ucywilizować.



CDN.

Godziemba
O mnie Godziemba

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (59)

Inne tematy w dziale Kultura