W ubiegłoroczny wielkanocny piątek ostatecznie storpedowano prace nad poprawieniem w Konstytucji przepisów dotyczących prawa do życia. Jeszcze nie zdążyłem o tym napisać, a już (przy okazji wpisu o Radzie Europy) doczekałem się komentarzy historycznych.
Motyl i brat-olin twierdzą, że pomogłem obalić rząd Jarosława Kaczyńskiego. Ciekawe jak? Łatwo coś takiego napisać, trudniej czymkolwiek poprzeć. Prawda jest taka, że zawsze głosowałem w obronie rządów atakowanych przez komunistów. Broniłem rządu Jana Olszewskiego, Hanny Suchockiej i Jarosława Kaczyńskiego. Natomiast Jarosław Kaczyński (bezpośrednio) obalał rząd Hanny Suchockiej i pośrednio (przez rozwiązanie wspólnie z SLD Parlamentu) rząd własny. Smutna prawda. Ja tego rządu broniłem do końca.
Natomiast caltha oskarża mnie o sobiepaństwo, bo chciałem potwierdzenia, że Polska jest państwem cywilizacji życia. Jak rozumiem – nie było takiej potrzeby, ani obowiązku. „Zasady zobowiązują”, ale nie do obrony cywilizacji życia. Zobowiązują do zakładania podsłuchów w gabinetach zastępców i do proponowania im łapówek. Ale może z tego też można było zrezygnować? Bo ja wiem, skoro można rezygnować ze wszystkiego…
Czytam z sympatią moich polemistów, bo sam w działalność w Prawie i Sprawiedliwości wkładałem sporo uczuć – ale mam wrażenie, że PiSomania nie sprzyja trzeźwości sądu. Nie sprzyja również – tak drogiej sercu PiSomanów – skuteczności. Bo polityka Kaczyńskiego przynosiłaby lepsze skutki, gdyby zwolennicy nie utwierdzali go w przekonaniu o nieomylności i wolności od jakichkolwiek zobowiązań – ideowych i społecznych.
Oczywiście, Państwo po raz kolejny uznacie, że atakuję PiS. Ale to nieprawda. Nie atakuję – po prostu kontroluję i zapewniam kontrolę społeczną w obrębie opinii prawicowej. I to działa, co widać szczególnie od kilku tygodni. Choć miłe PiS-owi nie jest. Ludzka rzecz, bo każdy – jak pisze Gilder – chciałby być monopolistą.
oryginalna notka
Inne tematy w dziale Polityka