Wczorajszy jazgot na zawstydzenie się Prezydenta sytuacją nierozliczenia morderców z grudnia 70’ przypomina, gdzie leży linia podziału Polaków.
Wielu zastanawia się, jak ten podział zakończyć. Inni obiecują, że to zrobią. Niestety nie da się. Jest to podział charakterystyczny dla społeczności post-totalitarnych, a jego źródła nie leżą – jak w normalnych państwach – tylko w utraconej dumie po przegranych wyborach. Demokraci w USA po wyborach piją piwo z republikanami, bo… Bo jedni drugich tysiącami nie trzymali w więzieniach, nie łamali życiorysów przez prawie trzy pokolenia, nie zastraszali armią wielkiego sąsiada, wreszcie – nie strzelali do siebie. Nie ma tam w pamięci narodu nocnych, wstydliwych pochówków z kordonem ZOMO-wców. Nie ma szukania ciał zamordowanych w UB-eckich katowniach.
Jak słusznie zauważył Prezydent Duda sprawiedliwości nie stało się zadość. Dlatego Polacy starają się umiejscowić swój gniew i co jakiś czas rzucają odium komuny na inne środowisko. Dziś to jest PO, która jest sobie sama winna, bo porzuciła politykę historyczną i uwikłała się w haniebne pochówki dyktatora Jaruzelskiego i jego kacyków.
Polacy od 89’ roku zastanawiają się, jak to się stało, że ich komunistyczny prezes zakładu stał się jego kapitalistycznym właścicielem? Zastanawia ich, jak możliwe jest obecne piastowanie wysokich stanowisk przez ludzi, których pamięta się z komunistycznego aparatu władzy? Często przychodzi myśl, że tak naprawdę nic się nie zmieniło, poza formami własności. Lepiej zatem nowo-starego układu nie krytykować – bo i nie krytykowało się ludzi władzy za komuny. Ciągle działa ten sam strach. Polacy, w większości żyjący w środowiskach lokalnych, wiedzą, że jakikolwiek rodzaj buntu skończyłby się co najmniej utrudnianiem załatwienia najprostszej strawy w urzędzie.
Istnieją w kraju gminy, gdzie powiązania post-komusze funkcjonują jako doskonałe siatki znajomości i układów. Nie ma tam mowy o normalnym awansie, zawsze trzeba mieć dojście – stać się częścią układu – aby czerpać najmniejsze choć profity.
Tak jest w wielu gminach, ale można sobie tylko wyobrazić jak jest w średnim personelu państwa na poziomie ministerstw czy np. w wojsku, służbach, sądach, prokuraturze czy najzwyklejszej wyższej uczelni. Wszędzie tam funkcjonuje klika, która ma źródła powiązań sięgającą jeszcze upojnych posiedzeń miejscowych komitetów PZPR.
10-milionowa Solidarność początku lat 80-tych miała nadzieję na rozbicie tych układów, jednak jej emisariusze woleli „zblatować się” z systemem za większe lub mniejsze fuchy. Układ scementowały grupy cwaniaków, którzy w latach 90-tych wymyślili pseudo-biznes polegający na drenowaniu państwa – bo prawdziwych biznesmenów liczących tylko na swoje umiejętności bez układów w tym kraju jest jak na lekarstwo.
Do ostatnich wyborów wydawało się, że „doły” Solidarności dały sobie już spokój i zaakceptowały ten post-komuszy, pseudo-kapitalistyczny porządek. Okazało się, że drobna iskra – jak komentowane słowa Prezydenta Dudy – wzbudza nadzieje o sprawiedliwości na nowo. Widać, że są rachunki niespłaconych krzywd, i że przyklepywanie g… nic nie dało. Wyszło na jaw, że ludzie ulicznej Solidarności nie w piciu wódki z Kiszczakiem upatrywali rozliczenie zbrodniczych działań komuny.
Nieuzasadnionym są zatem żale PO, że na nich zrzuca się winę, bo przez 8 lat mogła zauważyć tę grupę niezadowolonych. A przynajmniej nie musiała rozjuszać jej powązkowymi pogrzebami naszego Pol Pota.
Czy PIS jest w stanie przez 4 lata przywrócić choć w części równowagę? Niestety, osobiście jestem pesymistą. Może drgnie coś w polityce historycznej, może uda się pożonglować zależnymi od rządu etatami, odkopać z akt ze dwóch konfidentów sowieckich… Wszystko to odbędzie się w atmosferze wściekłej obrony układu czyli demokracji – bo tak sobie przewrotnie nazwaliśmy ten post-komuszy porządek.
Niestety nie da zawrócić się przekształceń własnościowych, pieniądze nie odpłyną od układu. Będzie się on bronić wszystkimi swoimi sędziami, prokuratorami, profesorami – którzy dokładnie wiedzą, jak oszukano najzwyklejszych ludzi Solidarności. Tych, którzy ponieśli realne, a nie styropianowe ofiary.
I ci straży – usadowieni jeszcze za PRL-u, i ci nowi, co się do stołu przysiedli, wiedzą jaką cenę musieli zapłacić za frukta i dlatego wczoraj im było wstyd.
Inne tematy w dziale Polityka