Nie, nie na kolei, bo tam nadal ma się całkiem dobrze. Zwłaszcza jak się patrzy na arogancje zarządu, na dziesiątki spółek i spółeczek ze stołkami dla krewnych i znajomych królika.
Tym razem chodzi o media. Słuchając relacji stacji reżimowych jak i stacji zaprzyjaźnionych odnoszę wrażenie, jakbym przeniósł się w lata 80-dziesiate, w czasy matki partii i jednej jedynie słusznej racji.
Słuchacz i widz nie dowie się wiele o przyczynach strajku, za to jak za czasów komuny trwa szczucie na związkowców a zwłaszcza na kierownictwo związków.
Padają sformułowania:
- o tragedii podróżnych - w tym o chorych udających się do lekarza, o matkach z małymi dziećmi (tak jakby kto woził dzieci koleją do przedszkola, ale wiadomo biedne dzieci zawsze wzruszą)
- o gigantycznych stratach
- o chaosie na liniach kolejowych
- o bezzasadnych żądaniach kolejarzy
- o tym jak to kolej spełniła wszystkie żądania związkowców, a nawet więcej
- o wielkich staraniach zarządu by pomóc podróżnym (ech, te ciepłe herbatki)
- o walce kierownictwa o poprawę na kolei i o tym jak to związki zawodowe im w tym przeszkadzają
- no i oczywiście o mitycznych zarobkach władz związkowych, o niezwykłych przywilejach i o nic nie robieniu.
Jednym słowem zgroza.
Jak za dawnych czasów rząd i zapracowany minister Nowak tak się stara, tak ciężko pracuje a tu oszołomy, warchoły i nieroby sypią piasek w tryby coraz lepiej funkcjonującej kolei. Już prawie mieli byśmy ideał tylko ci straszni pracownicy.
To tak jakby nikt nie widział z bliska tej nędzy i bałaganu na PKP i spółkach pokrewnych.
Słuchałem i patrzyłem – niestety nigdzie nie było rzeczowej informacji o przyczynach strajku, o negocjacjach z rządem, o postulatach związkowców. Co najwyżej fragmentaryczne i najczęściej wyrwane z kontekstu wypowiedzi władz związkowych. Za to okraszone kpiącym i złośliwym komentarzem.
Ech, wracają stare dobre czasy...
Inne tematy w dziale Polityka