Wychodzę z pracy, zachodzę do cukierni i pałaszując tarteletkę biegnę na autobus do drugiej pracy. Z podwórka wyłania się pusty wózek, za nim tata, mały berbeć (na oko półtoraroczny) i troszkę większy, może 5-latek. Berbeć wybiega przed tatę i kieruje swoje kroki na ulicę. Przekładam tarteletkę do lewej ręki, podchodzę do malca i już, już chce mu zwrócić uwagę po francusku, ale słyszę głos jego taty:
- Marcelku, zejdź z ulicy!
I boleśnie gryzę się w język, równocześnie łapiąc malca za rękaw i okręcając go dookoła siebie tak, że ląduje z powrotem na chodniku. Robię nieznaczny, "machający" gest ręką i zwracam się do ojca:
- Przepraszam, pracuję w przedszkolu....
- Nic nie szkodi - uśmiecha się do mnie on.
- Takie zboczenie zawodowe? - śmieje się od ucha do ucha mama dzieci, która dopiero ukazała się moim oczom wyłoniwszy się z bramy.
- Tak, dokładnie - uśmiecham się ja.
***
Na placu zabaw wtrącam się w konflikt między braćmi (tym razem znów 1,5 roku i brat ok.3): starszy zabrał foremkę młodszemu i za żadne skarby nie chce mu oddać, a mały chlipie i babcia chłopców bezradnie rozkłada ręce.
- Poczekaj tu chwilę, pokażę ci coś.... - odzywam się do malucha i za chwilę wracam z inną foremką i sitkiem. - Zobacz, nasypujemy piasek foremką do sitka i szukamy skarbów, o tak. Ojej, zobacz jakie kamyczki, jakie patyczki!
- Nawet chyba czarne złoto - włącza się babcią. Mały jest zachwycony. - Dziękuję Pani.
- Nie ma za co.
***
W pokoju dziewczynek 5 i 7-letniej.
- Rany, ile tu książek u was. Przeczytałyście je wszystkie?
Dziewczyny śmieją się do rozpuku i starsza przynosi mi ksiązkę,, którą właśnie czyta "Tajemnice pociągu".
- Czy tu jest napisane o tym, jak zbudowany jest pociąg?
Kolejna salwa śmiechu.
Fajnie jest mieć taki nałóg - dzieci ;)