Zbyszka Herberta poznałem w latach 70. na korytarzach "Czytelnika", on był po wydaniu "Pana Cogito", ja przed debiutem w tym wydawnictwie. Kilka tekstów zdjęła mu cenzura, ja walczyłem z Mysią. Najczęściej z cenzurą się przegrywało, ale nie zawsze. Miałem kilka sposobów, każdy pisarz zresztą chyba je posiadał. Kiedyś Zbyszek kupił mi kurtkę, była zimna wiosna, a ja licho ubrany.
Nie chcę pisać o kontaktach z Herbertem, ale o poezji, bo znowu nikczemnie się ją wykorzystuje. Robią to ci, którzy nie mają wiele z nią wspólnego, a z Herbertem na pewno. Najbliższym ze współczesnych był mu Czesław Miłosz, dlatego tak potrafili się zażarcie kłócić. A jeden ze sporów w Berkeley jest istotą polskiej literatury współczesnej. Herbert jest obecny na zdjęciach z sierpnia’80 w Stoczni Gdańskiej. Sporo tam obok niego znajduje się dysydentów, jednemu z nich zadedykował wiersz, czego ogromnie zazdrościłem.
Z pewnością najbardziej dysydenckim wierszem PRL było "Przesłanie Pana Cogito". Nie wiem, jednak, czy zgodziłby się z tym Herbert, bo to mogła być "Potęga smaku". Wiersz z ogromnymi perypetiami cenzorskimi, a jednak ukazał się w jego wyborze w PIW w 1983. To dziwne, ale także potem wydałem książkę w tym wydawnictwie.
Dlaczego "Potęga smaku"? Bo była skierowana przeciw panującemu systemowi, który był opresyjny dla człowieka, dla twórcy. Pisarz, poeta jest wewnętrznie wolny, jest głosicielem i wyznawcą liberalizmu, choć może dochowywać wierności wartościom konserwatywnym. Takim był Herbert. Coś o tym wiem, bo sporo z nim przegadałem o Elzenbergu i Tocqueville’u.
Wiersz, poezja, są bardzo pojemne, nie są w służbie żadnej polityki, a na pewno nie polityki nienawiści, ksenofobii. Wiersz to przestrzeń, do której może wejść 100 tysięcy ludzi i śpiewać, ale nie pieśni patriotyczne. Wiersz jest ironią, grą, jak ulubioną zabawą Pana Cogito była gra Kropotkin (to o Rosji, wolności i anarchii).
Sam poeta nie jest pewien niczego, idzie przez życie „na obu nogach / lewej którą przyrównać można do Sancho Pansa / i prawej / przypominającej błędnego rycerza / idzie / Pan Cogito / przez świat / zataczając się lekko”. Poeta też nie może zawierzyć głosowi wewnętrznemu, bo gdy pochyli się w sobie, słyszy: „glu - glu / ga – go – gi / ma – a”. Pociesza sam siebie: „no a teraz wypocznij / jutro znów pogadamy” ("Głos wewnętrzny").
Poeta na pewno chodzi do sklepów częściej niż raz na kilka lat, niż raz na tydzień. Nie po to, aby sprawdzić ceny i dokopać innemu politykowi. Chodzi częściej niż raz na tydzień do księgarni, biblioteki, muzeów, bo wie, że książka do niego nie przyjdzie, wiedza – tym bardziej. Nie myli siebie z ks. Janem Twardowskim, nie myli mu się twarde „zdradzeni o świcie” z „łaską dla kłamiących” ("Wawel"). Poeta zawsze się wykłóca o wartości prymarne, dedykuje jednak teksty najlepszym – Adamowi Michnikowi w „Raporcie z oblężonego Miasta”. Poeta jest w historii i stara się jej podołać i opisać:
Zbigniew Zapasiewicz czyta publiczności Krótki kurs WKP(b), czyli dojrzewanie Pana Cogito, 1954
W panoramie Warszawy czegoś brakowało,
budowa jednak już ruszyła, jak furmanka śpiewu.
W ławicach ruin bohater groszowych opowieści
wyzwala od ciemnych sił. Dziewicom mdleją błony.
Tło, jak i podniebienie jest tu ważne. Durszlak
dziejów, hełm rdzewieje i przecieka jak wzruszenie.
Uczucia uruchamiane przez wąsy, oklaski, oklaski.
Furmanem polskiej polityki – niestety – jest Kaczyński. Pilotem był kpt Protasiuk. Też nie żyje.
Inne tematy w dziale Polityka