Politycy schowali się w jedynie słusznych okopach, nie prowadzą ze sobą sporu, dialogu. Obrzucają się piachem nawzajem. Do studiów telewizyjnych wysyłają harcowników, którzy te gesty obrzucania powtarzają. Nic z tego nie wynika, nie ucierają się polityczne racje, tylko trwanie przy dogmatach wykoncypowanych w gabinetach.
Kultura polityczna kwitnie piramidalnymi metaforami, które degradują stronę przeciwną, oraz karłowatymi argumentami.
Kryzys w strefie euro pokazał, że nie ma jednej polskiej racji stanu, są dwie racje skierowane przeciw sobie. To nawet nie są dwie Polski, które artykułują dwie jedynie słuszne racje, są to dwie Polski, które chwyciły się za czupryny, jest to ich jedyny horyzont – przeciwna Polska. Czy to są dwie różne Polski?
Śmiem twierdzić, że nie. Chyba, że chcemy być podzieleni i mieć tylko swoje jedynie słuszne racje. "Rzeczpospolita" publikuje dwa materiały polityków zwalczających się najbardziej zaciekle. Namiastka debaty, w której raczej nie ma szans na spotkania się różnych wręcz przeciwnych argumentów i ucierania się ich.
Jarosław Kaczyński i Janusz Palikot wychodzą od tego samego zdarzenia i podążają w tym samym kierunku, acz idą skrajnie różnymi ścieżkami. Zdarzeniem tym jest wykład Radosława Sikorskiego w berlińskim think tanku, a ścieżkami kryzys strefy euro, szczyt brukselski i jakie powinno być stanowisko Polski wobec nowej Unii Europejskiej, która powstanie – czy to nam się podoba, czy nie.
Dla Kaczyńskiego pociąg europejski nie wiadomo, gdzie podąża. Maszynistą są Niemcy, a docelową stacją najprawdopodobniej Cesarstwo Niemieckie. Dla Palikota UE może stać się rzeczywistym partnerem USA, aby Zachód mógł się wspierać nawzajem w globalnym wyścigu cywilizacyjnym.
Pomijam szczegóły, argumenty i emocje, które z obydwu materiałów wychodzą narracyjnymi szwami. Obydwaj politycy wychodzą z tego samego punktu i docierają do tego samego punktu. Jest to przemożny pociąg do Polski. „Rzeczpospolita” zdobyła się (nareszcie!) na pozycję zwrotnicowego i mam wrażenie, że te dwa pociągi nie pędzą naprzeciw siebie do zderzenia.
Dobrze byłoby, aby pasażerowie pociągu do Polski z niego od czasu do czasu wysiedli i prowadzili rzeczywistą debatę. Czy miałaby szansę urodzić się z niej nasza racja stanu - a nie dwie polskie racje stanu, które zwalczają się nawzajem - przynajmniej niesprzeczna na zewnątrz?
Inne tematy w dziale Polityka