Jan Bury ostatnimi czasy ma pecha. Naszło go CBA. Za służbami specjalnymi zaś przydeptała Dorota Kania, specjalistka od resortowych dzieci.
Kogo specjalistka dopadnie, ten wpada w resort. Kwerenda po aktach w IPN, szkic publicystyczny, łamy „Gazety Polskiej” – i na wieczność jesteś zaszeregowany do przychówku resortowego.
Za komuny znajdowano na delikwentów paragraf. Za patriotyzmu III RP znajduje się akta w IPN.
W metrażu teczek w IPN są kilometry, więc na każdego się znajdzie. W końcu Polaków nie jest tak dużo.
Kania należy do patriotycznych dziennikarzy, co to wierzą papierom esbeckim, jak bibule Piłsudskiego.
Wyczyta, przepisze i podkoloryzuje narracją patriotyczną. Patriota zaś nie wierzy resortowym dzieciom, więc żadnego telefonu, bądź czegoś takiego, jak konfrontacja źródeł z delikwentem nie wchodzą w rachubę.
Patriota Kania nie wierzy w profesjonalizm dziennikarski, nie wierzy resortowym dzieciom, więc Jan Bury nie mógł się od dziennikarki „Gazety Polskiej” dowiedzieć, że nie jego ojciec nie jest jego ojcem.
Sztuka ma się zgadzać. W IPN jest teczka na Burego, więc Jan Bury z PSL musi być resortowym dzieckiem Józefa Burego.
To Bury i to Bury. Nazwisko się zgadza. Takie tam zaburzenie patriotyczne. I Buremu się niesłusznie dostało, teraz będzie musiał łazić po sądach, aby prostować patriotyzm resortowy Kanii.
Inne tematy w dziale Polityka