Aleksander Ścios Aleksander Ścios
7925
BLOG

CZAS NIEODWRACALNEJ RADOŚCI

Aleksander Ścios Aleksander Ścios Polityka Obserwuj notkę 107

 Nie ma w Europie większego demokraty niż Władimir Władimirowicz  Putin. Zrozumie to każdy, kto poznał wyborcze deklaracje pułkownika KGB i ma wiedzę o dokonaniach jego poprzedników: od Iwana Groźnego i carycy Katarzyny, po Józefa Wisarionowicza. Z tej perspektywy, wizja 12 – letnich rządów Putina, oznacza dla Rosjan i „bliskiej zagranicy” świetlaną przyszłość.

 „W Rosji mają działać instytucje bezpośredniej demokracji i kontroli społecznej. Udział obywateli w zarządzaniu krajem będzie się rozszerzać. Miejscowe referenda, masowe badania opinii publicznej, w tym także za pomocą Internetu, powinny stać się sposobem na zapewnienie ciągłej łączności między władzą a społeczeństwem” – zapowiedział Putin na spotkaniu z członkami Ogólnorosyjskiego Frontu Narodowego. Zgodnie z tą deklaracją, Rosja odmówiła podpisania deklaracji OBWE o wolności słowa w internecie, wprowadziła monitoring sieci społecznościowych i blokady portali, zaś FSB nagrywa i rozpowszechnia rozmowy telefoniczne polityków opozycji.

Znamy też opinię kremlowskiego demokraty na temat norm współżycia z innymi narodami. Zechciał ją wyrazić w artykule „Rosja w zmieniającym się świecie”, opublikowanym w "Moskowskije Nowosti". Zdaniem Putina: „jednym z najważniejszych postulatów są niepodważalne gwarancje bezpieczeństwa dla wszystkich państw, niedopuszczalność użycia siły oraz bezwarunkowy szacunek dla podstawowych zasad prawa międzynarodowego.  Ignorowanie ich prowadzi do destabilizacji stosunków międzynarodowych.”

Nie ulega wątpliwości, że człowiek, na którego rozkaz zgładzono 250 tysięcy Czeczenów, w tym ponad 45 tysięcy dzieci, odpowiedzialny za mordy etniczne, bandycki atak na Gruzję oraz aneksję Abchazji i Osetii – doskonale rozumie, na czym polega „szacunek dla zasad prawa międzynarodowego”. 

Gdy władca Rosji zapewnia, że „w sposób uczciwy i otwarty broniliśmy swoich interesów, uczestniczyliśmy w budowie bardziej sprawiedliwego systemu politycznego oraz gospodarczego w ładzie światowym” i  deklaruje: „będziemy to robić również w przyszłości, by wszyscy partnerzy zagraniczni zdali sobie sprawę, że Rosja jest krajem demokratycznym, a także niezawodnym i przewidywalnym partnerem” – my - doświadczeni Katyniem i Smoleńskiem, możemy jedynie własną historią potwierdzić siłę rosyjskiej demokracji.

Będziemy niszczyć powiązania między sądami i służbami ochrony porządku publicznego oraz wykluczać możliwości samowoli służb ochrony porządku publicznego. W tym celu z ustawodawstwa karnego, z tak zwanych artykułów ekonomicznych, zostaną wyeliminowane wszystkie haczyki, które pozwalają przekształcić spór gospodarczy w sprawę karną jednego z uczestników” – obiecał niedawno Putin. 13 lat łagru dla Chodorkowskiego, zamordowanie  Markiełowa i Baburowej czy zabójstwo w więziennej celi Siergieja Magnickiego dowodzi, że znany demokrata nie rzuca słów na wiatr.

Ledwie Putin oświadczył, że wie, iż opozycja planuje fałszerstwa wyborcze i wezwał konkurentów, by „nie wychodzili poza ramy przestrzeni prawnej” oraz nie stosowali środków „nie do zaakceptowania przez społeczeństwo demokratyczne” - brytyjski „Sky News” poinformował że „tysiącom urzędników rosyjskich obiecano nagrody pieniężne w zamian za sfałszowanie głosów na korzyść Putina”. Nie umilkły echa wypowiedzi o wzroście zagrożenia terrorystycznego i planowanym zamachu na atrapę, a rosyjscy opozycjoniści  zaczęli się już zastawiać, kiedy szef rządu wykorzysta „atmosferę terroru” i zacznie likwidować swoich przeciwników. Gdy na spotkaniu z dziennikarzami zagranicznymi, władca Kremla uznał, że „nasilenie nastrojów opozycyjnych i akcje protestacyjne są zdrową oznaką rosyjskiej demokracji” –dwa dni później spałowano tysiące manifestantów na Placu Puszkina, a ponad 100 z nich trafiło za kratki.  

Nie przypadkiem - ta zdumiewająca zgodność słów i czynów przypomina nam taktykę działania grupy rządzącej.  I nie tylko poprzez wspólnotę haseł: „polityki miłości”, „zgoda buduje” czy „Putin kocha wszystkich”. Nawet nie powodu pogrzebania w smoleńskim lesie „kości niezgody w relacjach Warszawy i Moskwy”, fascynacji „strategią kułaka” czy tworzeniem instytucji rządowych dla zadekretowania „pojednania polsko-rosyjskiego”.

„Rób co innego, niż mówisz” - jest bowiem podstawowym przykazaniem dla ludzi wyzbytych  zasad, dla władzy wspartej na kłamstwie, dla mniejszych i większych zamordystów. Zgodnie z nią, retorykę „miłości” wspiera się kampanią nienawiści, zapowiedź „standardów” toruje drogę aferzystom, zaś postulat „zaufania” prowadzi do kontroli społeczeństwa i samowoli esbeckiej kamaryli.

W logice działań podjętych przez grupę rządzącą po 2007 roku bez trudu można znaleźć źródła rosyjskich inspiracji – nawet - jeśli wymóg zachowania fasadowej demokracji wymuszał nieznaczną modyfikację metod. Nie powinno zatem dziwić, że reżim największego demokraty - odpowiedzialny za ludobójstwo, mordy polityczne, akty cenzury i prześladowania opozycji, bazujący na oligarchii i mafijnym sterowaniu gospodarką - dostrzega właśnie w „partii liberałów” stosownego partnera i  na ludziach z tego środowiska opiera swoją dominację w „priwislinskim kraju”. Sformułowaną w starożytności zasadę prawa przyrody, zgodnie z którą podobne dąży do podobnego, należy stosować również w polityce, o czym wielu obserwatorów życia publicznego zdaje się zapominać.

Już dojście Platformy do władzy zostało powitane na Kremlu ze zrozumiałą radością. Rządowe "Izwiestia" donosiły z tryumfem o porażce braci Kaczyńskich tytułując artykuł: "Blizniec-krig nie udałsja", co miało stanowić przeróbkę wojskowego terminu "blitz-krieg" w neologizm "blizniec-krieg"  -czyli „wojnę prowadzoną przez bliźniaków”. Po pobycie Tuska w Moskwie w roku 2008, płk Putin zapewniał, że "problemy z Polską dadzą się rozwiązać dzięki Tuskowi ", zaś wizyta na Westerplatte została skomentowana przez agencję Interfax słowami: "Miejmy nadzieję, że w Polsce wejdzie w życie nowe pokolenie, które nie ma uprzedzeń. Ono zrozumie, że Polska musi szukać przyjaciół nie tylko w Ameryce, ale także w Rosji ".

Kremlowski festiwal poparcia dla PO mogliśmy obserwować w trakcie wyborów prezydenckich w 2010 roku. Rosyjskie media rządowe orzekły wówczas, że "Komorowski nie musi nawet robić kampanii. I wygra.", zaś "Izwiestia" zachwalała: "liberał Komorowski ma image elastycznego i pragmatycznego polityka ".

„Z Polską, gdzie prezydentem jest pan Komorowski, a rządem kieruje pan Donald Tusk, będzie się nam udawać, jak sądzę, znajdować punkty styczne i porozumienie znacznie bardziej konsekwentnie i konstruktywnie niż działo się to dotychczas w warunkach stałego współzawodnictwa prezydenta i rządu” – podsumował wygraną polityka PO szef komisji spraw zagranicznych Dumy Konstantin Kosaczow, zaś organ Gazpromu "Izwiestija” mógł już tryumfalnie ogłosić: „Wybranie na prezydenta pragmatyka Komorowskiego ustawiło wszystko na swoje miejsca. Ideologicznie emocjonalna przesada epoki Kaczyńskiego dobiegła końca."

Nie mam wątpliwości, że perspektywa długiej dekady rządów Putina musi radować warszawskich epigonów i skłaniać ich do jeszcze gorliwszego praktykowania zasad  demokracji. Dał temu wyraz lokator Belwederu, gdy przed miesiącem ogłosił, że „Polska liczy na ponowną intensyfikację dialogu z Rosją po wiosennych wyborach prezydenckich w tym kraju.”  Zdaniem Komorowskiego „Polska uruchomiła swój własny reset w stosunkach z Rosją, ale jego dynamika dzisiaj nie odpowiada naszym oczekiwaniom". Należy zatem przypuszczać, że dopiero prezydentura Putina przyspieszy proces „pojednania” polsko – rosyjskiego i ukoi integracyjne dążenia członków „partii rosyjskiej”. Ludzie ci znajdują dziś silnego i naturalnego sojusznika w putinowskiej Rosji i choć wizja rządów kremlowskiego satrapy wzbudza coraz wyraźniejszy opór wśród społeczności światowych -  takich głosów nie usłyszymy ze strony zakładników kłamstwa smoleńskiego. Powrót Putina pozwoli natomiast na wzmocnienie środowiska Bronisława Komorowskiego i sprawi, że Pałac Prezydencki zacznie pełnić rolę głównego ośrodka władzy.

Miesiąc po tragedii smoleńskiej w organie putinowskiej „Naszej Rosji” napisano: „Moskwa powinna teraz maksymalnie wykorzystać czas, który ma do dyspozycji, by sprawić, aby korzystne zmiany w stosunkach z Warszawą stały się nieodwracalne”.

Recydywa rządów Putina czyni tę groźbę całkowicie realną.

 

 

Artykuł zamieszczony w Warszawskiej Gazecie

.................... Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo. ...............

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka