Z całym szacunkiem dla wielkiej Anity Włodarczyk, ale większość polskich kibiców z większą satysfakcją przyjęłaby półfinał Igi Światek, czy polskich siatkarzy, niż kolejne złoto polskiej młociarki. Ja wiem, że to paskudne, ale tak już jest - wśród dyscyplin olimpijskich są te bardziej (siatkówka) i najbardziej prestiżowe (tenis). Prawda jest taka, że polscy faworyci w dyscyplinach prestiżowych, to prawie zawsze faworyci na papierze, kreowani na podstawie jednostkowych sukcesów - patrz Świątek i Hurkacz, bądź zgoła sukcesów mniemanych - odnoszonych w drugorzędnych turniejach - przypadek polskich siatkarzy. No i najgorsze w tym wszystkim: nieprawdopodobne oczekiwania głodnych realnych sukcesów mediów i kibiców, pompowanie balonika do granic możliwości, co prowadzi do takich absurdów jak obwołanie Igi Świątek najlepszą tenisistką świata już na poziomie jednej ósmej Wimbledonu i przekonanie o światowym prymacie polskich siatkarzy po turnieju, w którym ulegają aż trzech reprezentacjom.
Czyż to nie żałosne: kompleksy, kompleksy, kompleksy.... I gdyby to jeszcze tylko w sporcie...