Gdy zaczynałem pisać bloga, wydawało mi się, że będzie to blog typowo polityczny, może trochę fajterski, może prowokacyjny. Od dłuższego już czasu odczuwam jednak coś, co można nazwać zmęczeniem, choć jest w tym i poczucie bezradności i irytacji, a czasem złości. Na cały ten zgiełk, na Tuska i Kaczyńskich.
Wiem, że takie stwierdzenie powoduje, iż wiele osób ustawia kosy na sztorc, spodziewając się ataku na swoją najulubieńszą formację X lub Y. Uprzejmie informuję, że mogą już sobie stąd iść, znudzą się albo zapienią niepotrzebnie. A ja naprawdę lubię swoich czytelników i nie chciałbym ich narażać na stratę czasu lub marnowanie energii życiowej.
Wczoraj Voit opublikowała notkę
"Lewica, prawica, nawalanka", w której stwierdza:
Nie jestem żelaznym lektoratem żadnej ze stron. Bliżej mi do lewicy, ale tak naprawdę stoję sobie pośrodku i patrzę na to z lekkim przymrużeniem oka. Czytam teksty na Salonie - rzadko komentuję, bo polityka mnie nudzi. Oglądam bannery na prawej kolumnie - absolutnym hitem był słup ogłoszeniowy u Maryli, ale prym wiodą kaczki w róznych odmianach i tuski w jeszcze dziwniejszych.
No właśnie, nuda. To jest chyba dominujące uczucie, gdy traktować o polityce. Zresztą, to właściwie nie jest polityka, tylko jakiś wyrób, za przeproszeniem, politykopodobny, o krótkim terminie przydatności, robiony z produktów nienajwyższej jakości. Do tego dochodzi debata o polityce, czyli generalnie okładanie się kłonicami. Bywa tak bezrefleksyjne, że - co już nie raz zauważyłem, nie tylko na swoim blogu - czytelnik z rozpędu wlatuje, komentuje na jedynie słuszny sposób i np. po chwili reflektuje, że to, co napisano, to jest ironia. Ale bywa, że czytelnik jest tak sformatowany i tak autoocenzurowany w swoich racjach, że nie jest w stanie się połapać, co do niego powiedziano. On tylko odbiera pewne bodźce i reaguje zgodnie z odruchami swojego stada: TUSK, KACZYŃSKI, KAMIŃSKI, KOMISJA HAZARDOWA, itp., itd., itp. Akcja-reakcja, polityczne psy Pawłowa słyszą dzwonek i leci im ślina. I to się nazywa dyskusja nt. polityki. Umówmy się, że jeśli ktoś ma odpowiednio dużo wolnego czasu (w pracy lub poza nią) i zdechł mu właśnie chomik, to jest to "debata polityczna" jak znalazł.
I zabawne, że właśnie przy całym tym zgiełku, przy nieustannie pojawiających się newsach, przy kolejnych świadkach w komisjach i wuj wie czym ta nuda staje się czymś dojmującym i krępującym samodzielne myślenie. Pojawia się taki moment, że człowiek (tak ładnie myślę o sobie) może albo wrzasnąć: "czy was wszystkich podziumdziało?!" albo zapaść na jakąś łagodną odmianę sarkazmu, ironii, sceptycyzmu i zająć się czytaniem literatury science-fiction, itp. przyjemnościami. Bo serio tego wszystkiego nie da się traktować. No nie da po prostu. Ewentualnie zawsze można z tragicznym męstwem napisać
notkę o plusach polskiej rzeczywistości, licząc się z tym, że i tak zbierze się zrąbkę, bo JEST ŹLE. No jest źle. Przez Tuska, Kaczyńskiego i Sobiesiaka i agenta Tomka. I tylko my jesteśmy czyści, którzy robimy tę Polskę na codzień, przy glebie. My jesteśmy kryształowi. Co jeden z drugim, to społecznik i patriota, że nic tylko wstać - jak do hymnu. Sami pracowici, uczciwi, zawsze trzeźwi za kierownicą, odporni na prywatę, nigdy nie puszczający oka do urzędników, heroiczni w cnotach i za komuny i za trzeciej RP. Każdy głęboko wierzący, każdy w "Solidarności", żaden nie był w partii, żaden nie czapkował władzy, wszyscy bezkompromisowi i nic nie mający wspólnego z polactwem, pieniactwem, głupotą, chamstwem i łajdactwem. Tylko my, my właśnie wiemy, co to dobro publiczne. A że czasem kojarzy nam się ono z interesem własnym lub własnych partyjek, kolegów i środowisk i grup wzajemnej adoracji, to już widać tak musi być. Bo Wodzowie uosabiają Prawdę. Tusk i Kaczyński: w zależności od opcji. No i paru pomniejszych. A my czekam, przebierając z nogi na nogę, kiedy da się w poczuciu misji dziejowej mniej lub bardziej dyskretnie ogłosić: TKM!
Minie Tusk, miną Kaczyńscy, a Polak nadal będzie czapkował nieomylnym wodzom, znajdzie sobie nowych. Klientelizm ma się w końcu dobrze; ile razy słyszałem w różnych biurach poselskich, jak ludzie zwracają się do "panów posłów", to chciało mi się rzygać. Ta służalczość, cielęcy zachwyt w oczach, dać mu czapkę, to zmiędli ją w rękach, dać mu wazeliny, to... Zresztą, obędzie się bez wazeliny. Och, ach, pan poseł, pan polityk, pan biznesmen, ksiądz proboszcz, ksiądz biskup, och, ach, pan dziennikarz, satyryk, artysta, och, ach, bloger lub blogerka, którzy zawsze mają rację, och, ach, stęk! Tusk lub Kaczyński, och, ach! Oni nie są uprzejmi, są wlaśnie służalczy. Od zachwytu do nienawiści dzieli ich często krok, jak małe dzieci. Choć z drugiej strony, co się dziwić, uczono tego Polaków od stuleci. A tych, co nie chcieli się tego nauczyć, wybito i spodlono.
Na tym koniku daleko oczywiście nie ujedziemy. Do następnego newsa. Jeżeli ktoś ma złudzenia, że przełamie monopol medialnych oligarchów, jednocześnie z wypiekami na twarzy śledząc podawane przez nich informacje, to niech od razu zostanie cynikiem, bo inaczej zmarnuje sobie i bliźnim kawałek życia, albo umrze zgorzkniały. Niech zimą odśnieża chodniki, a latem jeździ na ryby, sam, albo z dziećmi lub wnukami, bo tak przynajmniej zrobi coś pożytecznego, choć drobnego dla innych.
Bo Polski nie zmieni paręset tysięcy biernych obserwatorów medialnych igrzysk, ale ludzie, którzy wyłączą telewizor, odłączą się od klawiatury i zaczną myśleć o tym, co trochę bliżej nich, za co są jakoś odpowiedzialni nie-wirtualnie, co przyniesie korzyść większą niż radość współwyznawcy: "ale mu ...ałeś/aś!".
Oczywiście, w tym co piszę też nie do końca jest prawda. Ale to mi ewentualnie wykażą moi czytelnicy. Bo generalnie, jak każdy, lubię się zgadzać sam ze sobą. Dlatego tu postawię kropkę, a kto będzie chciał, ten przeprowadzi kontrargumentację. I w sumie tyle. Można się zachwycać.:-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka