Chciałem o czymś poważnym, co by demaskowało wredne zakusy kapitalistów i neoliberałów, albo wskazywało na socjaldemokratyczne aporie, bądź też dotyczyłoby czy to Palikota, albo Michnika, albo Kaczorów czy Tuska, jednym słowem najważniejszych spraw natury politycznej.
Chciałem też odpisać Markowi Przychodzeniowi na notkę o socjalizmie, ale akurat przerzuciłem z aparatu na kompa parę fotek z wystawy makatek w "1949 Club", jutro jadę nawiedzić Babylon (znaczy stolycę) a w M1 trafiłem na "Koźlaka", więc - jak śpiewał bard - siedzę i sam się w sobie nie mieszczę. I na tę okoliczność wolę jakiś lżejszy temat.
A co to makatka, śpiewnie uwieczniona przez SDM w "Makatce z aniołem", to wie chyba każdy.
Makatki pamiętam z dzieciństwa, były w domach na wsi, były w miasteczkach. Zwykle w kuchniach. Prosty, wyszywany rysunek, mądrość ludowa: świat w ciepłych barwach obracający się wokół rzeczy najbanalniejszych. Makatka przy kuchennym stolem, wyżej papież i krzyż. Gdy krojono chleb, nawet ten z GS, trzeba było zrobić na nim znak krzyża. Owszem, do tego flaszka wódki pod stołem i złość na sąsiada, o jakąś starą miedzę, którą i tak zjadł PGR, albo miasto, jakieś większe i mniejsze łajdactwa człowieka z makatki, żeby nadto nie idealizować.
Ale człowiek z makatki był szczery. Na „tak” odpowiadał „tak”, na „nie” odpowiadał „nie”. Prędzej dał bliźniemu w mordę, niż obrabiał mu tyłek za plecami. Mógł sobie pozwolić na ten luksus, bo był pewny swoich racji, swoich prostych prawd wyuczonych z makatek. W żarcie raczej sarkastyczny, albo rubaszny niż cyniczny i perwersyjny. Jak powiedział „kurwa”, to powiedział raz, ale jak to brzmiało. Bo świat z makatki musiał być treściwy i lapidarny i nie było w nim miejsca na zbędne słowa i gesty, na efekciarstwo.
Stare Dobre Małżeństwo w "Makatce z aniołem" tak opisywało Bożego posłańca:
"Na twarzy twej rumieńce
Jakbyś był uduchowiony
Przez gruźlicę płuc
A dobroć twą nieziemską
Zamykasz na niebieski klucz
Zamykasz na niebieski klucz
Najczęściej można spotkać cię
Nad przepaścią lukrowaną
Gdy przez dziurawą kładkę
Przeprowadzasz swoje dzieci
Nocą może chciałbyś
Oderwać się od ściany
Ale jedno skrzydło
Gwóźdź ci przedziurawił
Więc zostajesz z nami
Na wieki wieków amen".
A jak powinna wyglądać dzisiejsza makatka z człowiekiem? Co byśmy na takiej makatce zmieścili i jaki dali opis? Makatka: rzecz naiwna, a my jesteśmy przecież tacy wyrafinowani i skomplikowani i tacy post-nowocześni, post-polityczni, a niektórzy to nawet post-potyliczni. Niemal nieludzcy i wirtualni. Kto chciałby dziś być człowiekiem z makatki, skoro mamy Internet, dvd, gry komputerowe, kino domowe i kilkadziesiąt kanałów cyfrówki?
I pewnie w naszych nowoczesnych kuchniach i sercach, gestach i postawach nie ma już miejsca na makatki. A mi jednak żal makatek, tak jak żal, że coraz trudniej współczesnemu zrozumieć, dlaczego Norwid tęsknił do kraju, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba. Bo gdzie ten norwidowski kraj, skoro z tacki z fast fooda wprost do kosza na śmieci wędruje jedzenie? I już nawet nie świnie, jak było na wsi, ale szczury na wielkomiejskich, wielohektarowych śmietniskach karmią się tym, co odrzucił człowiek, korona stworzenia.
To zdaje się miał być lżejszy temat. A wyszło jak zawsze. To aż strach pomyśleć, na czym by się skończyło, gdybym zaczął pisać o czymś poważnym, co by demaskowało wredne zakusy kapitalistów i neoliberałów, albo wskazywało na socjaldemokratyczne aporie, bądź też dotyczyłoby czy to Palikota, albo Michnika, albo Kaczorów czy Tuska, jednym słowem najważniejszych spraw natury politycznej.:-)
Krzysztof Wołodźko
Utwórz swoją wizytówkę
Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty.
Wyją syreny, wyją co rano,
grożą pięściami rude kominy,
w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną,
noc jest przelaną kroplą jodyny,
niechaj ta kropla dzień nasz upalny
czarnym - po brzegi - gniewem napełni -
staną warsztaty, staną przędzalnie,
śmierć się wysnuje z motków bawełny...
Troska iskrą w sercu się tli,
wiele w sercu ognia i krwi -
dymem czarnym musi się snuć
pieśń, nim iskrą padnie na Łódź.
Z ognia i ze krwi robi się złoto,
w kasach pękatych skaczą papiery,
warczą warsztaty prędką robotą,
tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery,
im - tylko radość z naszej niedoli,
nam - na ulicach końskie kopyta -
chmura gradowa ciągnie powoli,
stanie w piorunach Rzeczpospolita.
Ciąży sercu wola i moc,
rozpal iskrę, ciśnij ją w noc,
powiew gniewny wciągnij do płuc -
jutro inna zbudzi się Łódź.
Iskra przyniesie wieść ze stolicy,
staną warsztaty manufaktury,
ptaki czerwone fruną do góry!
Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi
drogę, co dzisiaj taka już bliska?
Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi,
gniewną, wydartą z gardła konfiskat.
Władysław Broniewski, "Łódź"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka