Okolice Zawoi. Fot. Krzysztof Wołodźko
Okolice Zawoi. Fot. Krzysztof Wołodźko
Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko
2382
BLOG

Zawód: outsider. Rzecz o Kelusie

Krzysztof Wołodźko Krzysztof Wołodźko Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

Prezydent Andrzej Duda odznaczył Jana Krzysztofa Kelusa Orderem Orła Białego. Sądzę, że to nie tylko dowód uznania dla kronikarza „określonej epoki”, ale także dla człowieka, który w odróżnieniu od wielu autorytetów III Rzeczpospolitej rzeczywiście zachował klasę. Może i dlatego, że przed splendorami schował się w cieniu prowincjonalnego życia.

Imiona: Jan Krzysztof. Nazwisko: Kelus. Rok urodzenia: 1942. Z wykształcenia socjolog. Prace wykonywane: zbieracz szyszek i jeży, pszczelarz „pod ruską granicą”. W „Bajce o pszczołach” śpiewał o czasach minionych (czy tylko takich?): „Żeby ludzie byli / tacy jak owady / żeby ludzie żyli / tak jak te owady / obojętni sobie wzajem / wrodzy, obcy / tylko pracujący / tylko zbierający”. Rola społeczna: bard. Nie, nie godzi się na to określenie: „do roli barda nie aspirowałem”. To może inaczej: ironiczny liryk, pióro do spraw prozaicznych. Politykę historyczną na własny rachunek uprawiał już dawno temu: „Powiedz Willy – jako Niemiec / chyba byś się zrzygał / płacąc za Auschwitze z filtrem / markę i feninga”. Autor w spokojnych frazach opisujący przypadki ludzkich losów: „tylko nie wiedzieć czemu / szesnaste miejsce na świecie / w konkursie na samotność / zdobył księgowy w GS-ie”. 

"Piosenka pasożyta społecznego"

Pisanie o cudzych piosenkach jest jak powrót do szkolnej ławy, kolejna próba odpowiedzi na pytanie: „co poeta miał na myśli?”. Ryzyko jest dziś większe –  mimo najlepszych chęci można przy okazji zostać ornamentatorem i brązownikiem cudzego życia, albo strasznie o nim skłamać, mącąc taflę społecznej wyobraźni. Zresztą, po co metafory? Kelus (wciąż na szczęście żywy i sprawny na umyśle) mógłby się tym zirytować. Najlepiej pozwolić mówić jemu i innym, najwięcej ile można w ramach przyjętej formuły.

Jak daleko cofnąć się w przeszłość? Zacznijmy od splątania, które łączy tożsamość człowieka z jego korzeniami rodzinnymi. Pierwszy song jaki napisał to włóczęgowska „Piosenka pasożyta społecznego” z 1968 r. Tak, to znany epitet z czasów, gdy co bardziej krnąbrni obywatele nie tyle musieli walczyć na rynku pracy, co z nakazem pracy. Jak wspominał Kelus jego babka „była ewangeliczką, nosiła w sobie głęboko wszelkie ewangelickie cnoty: protestancką etykę pracy, całkowitą nieufność do przyjemności, do używek, do tego, co spontaniczne, niespokojne, nieodpowiedzialne. (…) Wracałem z Mazur albo gór opalony, szczęśliwy, zgoniony jak pies – a ona kiwała z politowaniem głową i mówiła: »Tyle masz lat, włóczysz się… Po co ci to potrzebne?”. Obawy starej kobiety nie okazały się bezpodstawne. Jej wnuk został życiowym outsiderem. Może to jest najważniejszy wyuczony i wykonywany zawód pana Jana Krzysztofa? Zawód: outsider.

Pomarcową atmosferę Kelus wspominał krótko: „człowiek miał jasność co do tego, że jeżeli nie chce poczuć się świnią, to musi się zacząć awanturować”. Czasy były parszywe, co lakonicznie opisała zmarła niedawno socjolożka ubóstwa prof. Elżbieta Tarkowska: „wybuch antysemityzmu był dla mnie wstrząsem. Konformizm, nielojalność, przykłady korzystającego z okazji karierowiczostwa. Ludzie pokazali swą brzydką twarz” (cytat za księgą jubileuszową „Socjologia czasu, kultury i ubóstwa”). Początkujący wykonawca songów zaangażowanych wpadł w ręce instytucji bezpieczeństwa publicznego za własnoręcznie napisaną skromną ulotkę pod tytułem „Faszyzm nie przejdzie”: „Noc w komisariacie na Wilczej. Słyszę jak Urszula wymiotuje ze zdenerwowania. Zwyczajnie się bałem. Jak zwierzę. Nie wiedziałem, czy tu biją”. Urszula Sikorska to Kuba z „Ballady o szosie E-7”, wieloletnia towarzyszka życia i żona niegdysiejszego autora antyfaszystowskiej ulotki. W każdym razie: nie bili go. Straszyli. Wypuścili. Niemiłe gorszego początki.

Niepokorny, głupi więzień

W 1969 r. wybuchła sprawy taterników. Przemytnicy nielegalnych książek, wydawanych przez paryską „Kulturę”, wnosili je plecakach do Polski. Mocno dydaktyczna, belferska metafora: górskimi szlakami, z wysokości, schodzili w lud, szli do inteligencji, niosąc kaganek oświaty. Przemycali prace Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Witolda Gombrowicza, Czesława Miłosza, ale także Milovana Dżilasa, autora głośnej swego czasu książki „Nowa klasa wyzyskiwaczy”, w której autor pokazał jak komunistyczna nomenklatura przejęła w krajach „demokracji ludowej” rolę polityczno-biznesowej oligarchii świata kapitalizmu. 

Jacek Kleyff, wieloletni bliski przyjaciel Kelusa (wedle ich wzajemnych świadectw) na kartach wywiadu-rzeki „Rozmowa” wspomina, że zjechał on kiedyś pięćset metrów z lawiną pyłową: „jakby był sportowcem, to tylko Formuła I albo skoki narciarskie. Zresztą był świetnym taternikiem. Bez adrenaliny nie potrafił wytrzymać”. I dodaje coś jeszcze, co wymagało zamiłowania nie tylko do sportowych emocji: „Kelus w ogóle nie chodził do cenzury”. Czyli z całą świadomością stanu rzeczy poważnie ograniczył sobie dostęp do oficjalnego obiegu. Na to decydował się rzadko kto nawet spośród pieśniarzy-kontestatorów czasów Polski Ludowej. 

W związku ze sprawą taterników autor „Papierosów Biełomor-Kanał” został oskarżony „o działalność na rzecz obcej organizacji działającej na szkodę  państwa polskiego”. Był to artykuł 5 małego kodeksu karnego, dotyczył przestępstw szczególnie niebezpiecznych „w okresie odbudowy państwa”. Po latach Kelus podsumowywał sarkastycznie: „był rok sześćdziesiąty dziewiąty, dwadzieścia pięć lat po wojnie, a oni ciągle, kurwa, to państwo »odbudowywali«”. 

Pierwsza lekcje politycznego więzienia wspominał ze sporą dozą autoironii: „byłem niepokornym i głupim więźniem. Awanturowałem się, głodowałem, traciłem energię, wygrywałem potyczki, przegrywałem bitwy. Dopiero następne więzienie, nieco już wyciszony i dojrzały, przeżyłem w sposób bardziej… kontemplacyjny”. Wiele lat później, już w stanie wojennym, w 1982 r., w ośrodku internowania w Białołęce, spod palców bywalca miejsc przymusowego odosobnienia popłynął song „Za dobry powrót do Itaki”: „Na nieskończoność nastaw wzrok / nad sobą sufit celi masz / osiadł pod pędzlem w grudkach tynk / archipelagi wysp i gwiazd / za chwilę tuż po powitaniu / za kilka pierwszych westchnień / za łaty w duszach i ubraniach / powracających mężczyzn”. 

Praca na wysokościach...

Po pierwszych doświadczenia z bezpieką Kelus nauczył się na dobre, że „dżentelmen z policją polityczną w więzieniu – i poza więzieniem – po prostu nie rozmawia”. A w stanie wojennym parał się nie tylko poezją. Wraz z Czesławem Bieleckim i Urszulą Sikorską opracował „kultową” broszurę „Mały konspirator”, w której znalazł się między innymi zaktualizowany konspekt z poradnika prawnego Jana Olszewskiego, wydany później przez Nową jako samizdat „Obywatel a służba bezpieczeństwa”. Obywatel pieśniarz służył opozycjonistkom i opozycjonistom nie tylko liryką, która podobno dobrze nastraja dusze, ale również prozą instruktaży, które wzmacniały kościec i kręgosłup moralny ludzi, którzy zadarli z system.

W życiu Kelusa intrygujące jest nie tylko to, co wprost polityczne i  liryczne. Ponieważ w PRL od dość wczesnej młodości solidnie nabazgrał sobie w życiorysie, miał poważne problemy ze znalezieniem pracy. Nie pozwolono mu dokończyć doktoratu z socjologii, rozpoczętego w Państwowej Akademii Nauk. Znalazł zajęcie w Instytucie Wenerologii Akademii Medycznej. Ponieważ choroby miłości, miłostek i uniesień uzyskiwanych za sprawą transakcji handlowych potrzebowały socjologicznej analizy również w czas budowy socjalizmu – nadał się. Kelus wspominał, że ówczesny wicedyrektor instytutu dr Andrzej Stapiński „przez całe lata tolerował przeróżne moje dziwactwa z angażowaniem się w KOR-owską opozycją włącznie. Chronił mnie tak długo, jak długo było to możliwe”. Ta historyjka obyła się bez szczęśliwego końca: „w końcu i stamtąd mnie wyrzucili”.    

Była jeszcze praca na wysokościach, wymagająca dużej sprawności fizycznej i odpowiednich predyspozycji, czyli zbieranie sosnowych szyszek. Świętokradztwem jest skracać kelusowy opis na ten temat, zawarty na kartach wywiadu-rzeki „Był raz dobry świat…”. Ale spróbuję: wchodzisz na drzewo, jak byś szedł w wysokie góry, z pełnym osprzętem. Jest zimno, możesz spać z wysoka i wtedy twarda materia nie okaże łaski, możesz nadziać się na wielkie ostre sęki, chłoszcze wiatr, ciało negocjuje warunki przetrwania z drzewem, grawitacją, umysłem, własną fizjologią i predyspozycjami. Wisisz uczepiony czubka drzewa i zbierasz do saku szyszki. A później znów proza życia. Outsider-szyszkarz sprawozdaje: „gdy skończę zbierać w tym drzewostanie, dostanę w nadleśnictwie świstek zwany »zaświadczeniem o zatrudnieniu« z lakoniczną formułką  »taki a taki zatrudniony był od do w charakterze zbieracza szyszek z drzew stojących«”. Ta odrobina biurokracji bardzo mu się opłacała. W ciągu dwóch dni zarabiał więcej, niż wynosiła jego pensja socjologa chorób przenoszonych drogą płciową. A dwa tygodnie na sosnach równało się półrocznym zarobkom.

"Gdzie wtedy byłeś?"...

Kelus wpadł na jeszcze jeden sprytny biznesowy pomysł w czasach PRL. Już w latach 80., gdy był uznanym autorem, zaczął rozprowadzać swoje nagrania nagrywane chałupniczo na kasetach magnetofonowych. Tyle że nie schował się za anonimową dystrybucją pod każdym względem zakazanego towaru. Na wewnętrznej stronie własnym sumptem przygotowanej okładki zamieścił następujące zdania: „Jako niezależny twórca działający poza Państwowym Monopolem Rozrywkowym zastrzegam  prawa autorskie do zawartych na niniejszej kasecie utworów. (…) Wyrażam zgodę na kopiowanie kasety pod warunkiem wpłacenia tantiem w wysokości 100 zł (lub 10 dolarów poza krajem. (…) Jeżeli przekazanie tantiem zarówno mnie, jak i wyżej wspomnianym osobom okaże się dla kogoś niemożliwe, proszę o przekazanie ich równowartości na pomoc osobom represjonowanym lub na cele kultury niezależnej”. Biznes rozkręcił się naprawdę dobrze, nagrania trwały dalej już z użyciem bardziej profesjonalnego sprzętu, nielegalnie uzyskanego z Polskiego Radia. W czasie tych nagrań bard, który nie lubi, gdy nazywać go bardem, na drzwiach mieszkania wywieszał kartkę: „Gospodarze, pochłonięci intensywnym życiem płciowym, przepraszają gości do jutra”. 

Pytany o to, dlaczego zaangażował się w działalność Komitetu Obrony Robotników w 1976 r. Kelus mówił o osobowościowych predyspozycjach: „Anglicy nazywają to sympathy for an underdog”. To emocjonalna identyfikacja z tymi, którzy przegrywają. Radom, który dziś kojarzymy z „Balladą o szosie E-7”, z poetycką sublimacją coraz bardziej blednących wspomnień, dla Jana Krzysztofa i „Kuby” był doświadczeniem poniżenia jednych i uprawomocnionego przez złe państwo bestialstwa drugich. Stąd warto wciąż wychodzić poza liryczne parafrazy tego, co było dojmującą krzywdą. I to nie tylko dorosłych, silnych robotników. Przytoczę jedno wspomnienie. Urszula Sikorska miała w Radomiu pod swoją opieką skatowanego niepełnosprawnego ucznia szkoły specjalnej, pracownika spółdzielni inwalidzkiej. Funkcjonariusze złapali go w dniu rozruchów i zmasakrowali – zirytował ich niezrozumiały dla nich brak odpowiedzi człowieka niepełnosprawnego. „Myśleli, że jest uparty i leli go trzonkami od pałek po plecach tak dokładnie, że po trzech miesiącach nadal obłaziły mu i ropiały paznokcie u obu rąk. To był eksces. Wiedzieli, że przesadzili, zaczęli więc nachodzić matkę, nagabując ją, by zameldowała natychmiast, jeśli ktoś z nas się u niej pojawi. Taktem nie grzeszyli, przysyłali bowiem tę samą ekipę, która przedtem chłopaka katowała, a on na ich widok moczył się i wpełzał pod łóżko”. 

Ale artysta nie godzi się na sprowadzanie pamięci o tamtych wydarzeniach, czy w ogóle pamięci o dziejach opozycji z czasów PRL do „świąt obolałej dupy” (jak sam je określa). Dlaczego? Może z tej przyczyny, że wybrał życie „kawał w bok od szosy głównej”, na po-PGR-wskiej mazurskiej ziemi, z pasieką stojącą na pasie granicznym. I stamtąd widzi dobrze Polskę inną niż tę z folderów robionych dla poprawiania nastroju beneficjentów transformacji, w tym dla wielu jego niegdysiejszych serdecznych znajomych. Stamtąd widzi, że „rachunki krzywd” zmieniają się, ale nie kończą.

Jan Krzysztof Kelus dostał Order Orła Białego. To bardzo dobrze. Czy po wszystkim była uroczysta wódka? Nie wiem. Czy nucił sobie pod nosem własny kawałek: „pytania, których nie zadam, / na trochę długich przyjęciach”? Nie wiem. Ale jestem pewien, że jego utwory to nie tylko okolicznościowa ilustracja do czarno-białego filmu z przeszłości. To wciąż – z pewnością co do ducha, bo z reguły już nie co do litery – ścieżka dźwiękowa polskiej codzienności.  

Krzysztof Wołodźko

Jest to nieco zmodyfikowana wersja artykułu opublikowanego nieco ponad rok temu w "Gazecie Polskiej", gdy wicepremier i minister kultury Piotr Gliński odznaczył Jana Krzysztof Kelusa Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

Wszystkie cytaty z Jana Krzysztofa Kelusa przytoczyłem za książką „Był raz dobry świat… JKK w rozmowie z Wojciechem Staszewskim”, Warszawa 1999

Krzysztof Wołodźko Utwórz swoją wizytówkę Krzysztof Wołodźko, na ogół publicysta. Miłośnik Nowej Huty. Wyją syreny, wyją co rano, grożą pięściami rude kominy, w cegłach czerwonych dzień nasz jest raną, noc jest przelaną kroplą jodyny, niechaj ta kropla dzień nasz upalny czarnym - po brzegi - gniewem napełni - staną warsztaty, staną przędzalnie, śmierć się wysnuje z motków bawełny... Troska iskrą w sercu się tli, wiele w sercu ognia i krwi - dymem czarnym musi się snuć pieśń, nim iskrą padnie na Łódź. Z ognia i ze krwi robi się złoto, w kasach pękatych skaczą papiery, warczą warsztaty prędką robotą, tuczą się Łodzią tłuste Scheiblery, im - tylko radość z naszej niedoli, nam - na ulicach końskie kopyta - chmura gradowa ciągnie powoli, stanie w piorunach Rzeczpospolita. Ciąży sercu wola i moc, rozpal iskrę, ciśnij ją w noc, powiew gniewny wciągnij do płuc - jutro inna zbudzi się Łódź. Iskra przyniesie wieść ze stolicy, staną warsztaty manufaktury, ptaki czerwone fruną do góry! Silnym i śmiałym, któż nam zagrodzi drogę, co dzisiaj taka już bliska? Raduj się, serce, pieśnią dla Łodzi, gniewną, wydartą z gardła konfiskat. Władysław Broniewski, "Łódź"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura