Spośród opowiadanych ostatnio politycznych bajek najbardziej śmieszy mnie ta o mającym się dokonać rozbiorze Ukrainy. Nie wiem, kto i w jakim celu ją rozpowszechnia, ale podejrzewam, że intencje tego kogoś nie są do końca czyste, a wręcz na pewno nie ma między tymi intencjami szczerej troski o dobro kraju – nie ważne Ukrainy czy Polski.
Uważam, że rozbiór Ukrainy nie dokona się nigdy, no chyba, że wybuchnie jakaś potworna, poprzedzona serią prowokacji lokalna wojna, która posłuży za pretekst potencjalnym rozbiorcom. Tyle, że takich rozbiorców nie ma. No bo któż mógłby uczestniczyć w podziale Ukrainy? Przecież nie Słowacja. To mogłyby być jedynie Rosja i Polska. Jeśli ktoś zna skłonność polityków Rosyjskich do dzielenia się wpływami i ziemią z mniejszym i słabszym sąsiadem, ten już wie co myśleć o takiej hipotezie. Tak więc pogłoski o rozbiorze Ukrainy nie mogą się sprawdzić z przyczyn zasadniczych – nie ma dwóch równoprawnych partnerów, którzy mogliby uczestniczyć w tym przedsięwzięciu.
Nie ma na razie. Mogliby się oni pojawić, gdyby przed rozbiorem Ukrainy dokonał się rozbiór Polski. Ten jest zaś, o wiele bardziej prawdopodobny, choć nikt o nim bajek nie opowiada. Wielokrotnie słyszałem już i czytałem sugestie płynące, jak zwykle nie wiadomo skąd – z głośników jakichś umieszczonych wysoko, wysoko na niebie, że podział Ukrainy mógłby być oddaniem dziejowej sprawiedliwości Polsce, ponieważ zachodnia Ukraina niechybnie przypadła by nam. My zaś musielibyśmy w zamian porzucić ziemie zachodnie, obszar póki co niedoprezyzowany politycznie i owiany mgiełką. No, bo jak tu ustalić, czy Piła, gdzie urodził się Staszic ma przypaść Niemcom czy Polsce?
Ludzi rozpowszechniających takie sugestie łamane przez propozycje postawiłbym starym dobrym zwyczajem pod murem, albo najął majstra ciesielskiego, żeby na rynku w Zakroczmiu, który nadaje się do tego, jak żaden inny – kto był, ten wie – zbudował charakterystyczną w kształcie drewnianą konstrukcję, z której zwisa zwykle konopny sznur zakończony pętlą. Taki dil byłby właśnie dopełnieniem tego o czym tu rozmawiamy – sprawiedliwego podziału obydwu państw pomiędzy większych, silniejszych, mądrzejszych i lepszych. Polska z doczepioną zachodnią Ukrainą zamieniła by się w krótkim czasie, za sprawą sprawiedliwych i mądrych sąsiadów w coś co przypominałoby Liban lat osiemdziesiątych z dołączoną do tego Kambodżą rządzoną przez czerwonych Khmerów. Taki kraj były eksperymentem porównywalnym do zamknięcia w jednym słoiku dwóch skorpionów i sprzedawaniu biletów na to niezwykłe widowisko. Kiedy jeden skorpion już byłby martwy, a drugi dogorywałby na jego trupie, właściciel słoika podliczyłby utarg, wyrzucił truchełka w ogień, a słoik oddał babci, żeby zrobiła w nim dżem morelowy. Same, kurcze, korzyści.
Taki rozwój wypadków to jest jednak według mnie wersja optymistyczna, przed którą odbyłaby się jeszcze wielka fiesta połączona z sentymentalnymi śpiewami, paradami i triumfalnym powrotem na kresy, a wszystko za pieniądze fundacji Schumana.
Mogłoby być znacznie gorzej. Żeby wyjaśnić dlaczego rozbiór Polski jest bardziej prawdopodobny niż rozbiór Ukrainy trzeba przyjrzeć się proporcjom krajów w naszej części Europy. Największa jest Rosja. Niemcy są najpotężniejsze gospodarczo, Ukraina ma prawie 50 milionów mieszkańców, a Polska 38. Do tego dodajmy jeszcze, że Niemcy uchodzą za kraj najbardziej cywilizowany, Rosja jest krajem najbardziej sfrustrowanym po utracie swoich wpływów w Europie, Ukraina zaś jest najbardziej zadowolona z tego, że odzyskała niepodległość, ruchy nacjonalistyczne są tam silne i nawet, jak na wschodzie ktoś się oburza paradami z czerwono czarną flagą, to w końcu mu przechodzi i milknie. Nie inaczej będzie z zapowiedzą Janukowycza dotycząca bohatera narodowego Stepana Bandery. Pogadają, pogadają i zamilkną.
Polska jest za to krajem, który nie dość, że wyciąga rękę do wszystkich, to jeszcze nie potrafi się targować, ma najmniejszy potencjał ludnościowy i zniszczony przemysł oraz rozparcelowany transport kolejowy. Polska aspiruje do tego by być rozgrywającym w regionie, ale to już właściwie pieśń przeszłości. Teraz możemy tylko siedzieć cicho i słuchać. Dobrze byłoby, rzecz jasna, pilnować naszego stanu posiadania, bo to jest zwykle jedyna misja, jaką mają do wypełnienia państwa słabe, mające silniejszych sąsiadów. Niby pilnujemy, ale z tych umieszczonych wysoko na niebie głośników co jakiś czas słychać różne sugestie. Nie wiadomo więc jak będzie.
Wiadomo, że na podział Ukrainy nie zgodzi się Rosja. Ukraina jest bowiem Rosji potrzebna. Cała Ukraina. Jej ludność, jej kopalnie, jej przemysł, porty i miasta. To wszystko jest Rosji bardzo potrzebne i Rosja gotowa jest w imię tego przymknąć oko nawet na świętowanie pamięci żołnierzy z SS Galizien. Ukraińscy nacjonaliści nie mogą niczym Rosji zagrozić, to jest dla Rosjan folklor. Denerwujący, to prawda, ale mało istotny.
Popatrzmy teraz w drugą stronę. Polska, jako całość nie jest Niemcom potrzebna w ogóle. Więcej – Polska w tym kształcie, który mamy będzie w przyszłości Niemcom przeszkadzać, może nawet już przeszkadza. Polski przemysł, polskie miasta, polska ludność i polskie kopalnie to nie jest coś, co Niemcy, czy Europa – jak zwał tak zwał – skłonni są tolerować. Polacy, jako ludność o jednoznacznie określonym charakterze narodowym, są Europie potrzebni jeszcze mniej niż polski węgiel brunatny. Niemcy, nawet jeśli wykazaliby maksimum dobrej woli, by utrzymać w obecnych całą obecną Polskę, będą mieli z tym poważne kłopoty. Nie przyjmuje tutaj od razu, że nasz zachodni sąsiad ma jakieś zbrodnicze plany wobec nas. W 1772 Austria także nie miała zbrodniczych planów wobec Polski, ale jakoś tak samo wyszło.
Historia dowodzi, że Niemcy nie są w stanie poradzić sobie z Polakami. Polacy ich denerwują, o wiele bardziej niż ukraińscy nacjonaliści denerwują Rosjan. Niemcy nie rozumieją Polaków, są zniecierpliwieni ich zachowaniami i nawykami. Nie widzą sensu w układaniu się z nimi. Najlepiej byłoby żeby Polacy słuchali i wykonywali polecenia. To jest dla Niemiec opcja idealna. Dla nas pewnie także nie byłaby najgorsza, ale Niemcy uczestniczą w wielkiej polityce, a ta jest nieprzewidywalna i obarcza kosztami słabszych graczy.
Niemcy wiedzą, że w XIX wieku nie potrafili poradzić sobie z jedną Wielkopolską. Gdyby więc wypadki europejskiej zagnały nas w narożnik taki, jak w roku 1772, bez żalu poświęcą to co i tak nigdy nie było ich.
A kiedy już tak się stanie, kiedy będziemy mieli nowy europejski porządek, wtedy okaże się to co jest najszczerszą i najważniejszą polityczną prawdą od tysięcy lat. Okaże się, że najważniejsza jest ziemia i poddani.
Pamiętajcie jednak, że to wszystko bajki kochani, tylko bajki. Takie same, jak ta o rozbiorze Ukrainy.
Inne tematy w dziale Polityka