Nie robi tego oczywiście wprost, ale w swej bezbrzeżnej pysze, dla ludzkiego płazu co u stóp jego pełza prognozuje co też może się stać kiedy wybory wygra kandydat właściwy czyli Bronisław Komorowski. Przed południem pokazała się ta informacja w WP, ale nie mogłem jej wcześniej skomentować. Oto były prezydent Lech Wałęsa ostrzega nas, naród, przed konsekwencjami wygranej marszałka sejmu w wyborach prezydenckich. Mówi Lech Wałęsa narodowi, że kaczyści, którzy widząc jaką miażdżącą przewagą zwyciężył Komorowski mogą – o zgrozo – nie zaakceptować wyniku wyborów i wyprowadzić na ulicę swoich zwolenników po to, by zdestabilizować sytuację w kraju. Właśnie tak. A niestabilna sytuacja w kraju to dla narodu same kłopoty. Ach ci wstrętni kaczyści! Tylko czekają na jakiś pretekst, by znów judzić i mącić ludziom w głowach. Tako rzecze nam Wałęsa.
Teraz powiem, co ja z tego zrozumiałem. Napisałem tu kiedyś w salonie tekst pod tytułem „O prostych ludziach i prawdziwej naturze dementi”. Bardzo mi moje dzieło spodobało, a zawierało ono tezę dotyczącą komunikatów dementywnych, która da się rozciągnąć na inne komunikaty polityczne. Oto – wywodziłem – dementi tak naprawdę nie wygłasza się po to, by cokolwiek wyjaśniać, lecz po to by porządnie przestraszyć przeciwnika politycznego. Jako przykład podałem najsłynniejsze dementi świata – nieprawdą jest jakoby pan Lumumba został zjedzony. Po usłyszeniu takiego komunikatu nie przypuszczam, by ktokolwiek kto planował lot do Kongo skuszony wizją stabilnych rządów pana Mobutu Sese Seko, nie odwołał tego lotu natychmiast.
Zasadą działającą w przypadku dementi da się objąć także to co powiedział Wałęsa dziś przed południem. On bowiem powiedział nam wprost, że wybory wygra Komorowski, choćby się waliło i paliło, a jeśli ktoś będzie miał jakieś wątpliwości co do uczciwości tego zwycięstwa, ten zostanie odpowiednio potraktowany. Komunikat Wałęsy to zakamuflowana groźba i nie przypuszczam, by wygenerował go on sam ze swoich mózgowych zwojów. Ktoś mu to musiał zredagować. Pytanie po co ta groźba? Czy po to, by ostatecznie złamać ducha w ludziach, którzy zdają sobie sprawę z tego, że władza jest zdolna do wielu zagrywek, które nijak nie dadzą się połączyć ze słowem fair, licząc przy tym na to, że ludzie ci do wyborów nie pójdą, bo i tak nie ma po co? Czy może ostrzegł nas, że wybory prezydenckie zostaną sfałszowane, jeśli okaże się, że Komorowski przegrywa? Tak wcale nie musi być, bo może okazać się, że marszałek te wybory po prostu wygra, ale w to wierzy już chyba tylko Wałęsa, bo nawet nie sam Komorowski. W tym ostatnim wariancie również mamy do czynienia z groźbą, tyle że poważniejszą. Bo wtedy wszyscy którzy będą świadkami naruszeń ordynacji i zwykłego chamstwa zostaną hurtem oskarżeni o sianie zamętu i jakieś podłości. No i oczywiście o zamach na demokrację. Wałęsa mógł sobie pomagać pomarańczowej rewolucji na Ukrainie i gadać do ludu na Majdanie, ale w Polsce takie rzeczy nie mogą być jego udziałem. To niedopuszczalne.
O czym dokładnie chciał powiedzieć nam pan były prezydent dowiemy się najprawdopodobniej jeszcze przed wyborami. Dowiemy się od niego, bo zapewne wygłosi jeszcze kilka niejednoznacznych komunikatów, które będą jednocześnie ostrzeżeniami rzuconymi w kierunku kaczystów i lamentem nad losem nas – nieszczęśliwego polskiego narodu, który Wałęsa chce uszczęśliwić, ale mu nie pozwalają.
Inne tematy w dziale Polityka