coryllus coryllus
1514
BLOG

O stosunkach męsko-męskich

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 42

Polecił mi ostatnio Oranje książkę Eustachego Rylskiego pod tytułem „Warunek”. I ja, wiedząc, że rady Oranje bywają bezcenne książkę tę sobie kupiłem, a nawet zacząłem ją czytać. Wybacz mi jednak drogi przyjacielu Oranje, ale nie doczytam jej do końca. A wszystko przez stosunki męsko-męskie.

 
Z tego czytania powieści Eustachego Rylskiego wyłączyłem się o kilkunastu stronach opisu poczynań grupki polskich szwoleżerów w służbie francuskiej jadących przez rosyjskie równiny w kierunku Moskwy. Sposób w jaki autor buduje relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami mierzi mnie i żenuje. Jest to taki sposób opisywania mężczyzn, w którym celują zwykle panowie wychowywani do dwudziestego roku życia przez mamę, babcię, ciocię Krysię i panią sąsiadkę, która smażyła przepyszne placki ziemniaczane podawane koniecznie ze śmietanką. Ujmując rzecz najoględniej mocno nieprawdziwy.
 
O cóż chodzi. O to, ze już na samym początku mamy zarysowany konflikt pomiędzy dowódca oddziału a jednym z jego podkomendnych, który to konflikt wyraża się w najeżdżaniu koniem na oficerskiego wierzchowca, czego dokonuje żołnierz młodszy stopniem wypowiadając przy tym różne szydercze wyrazy pod adresem swojego dowódcy. Ja rozumiem, że pan Rylski potrzebował mocnego wejścia, że musiał naszkicować wyraziste postacie, ale szkicuje się zwykle ołówkiem, a nie kawałkiem drutu znalezionym na drodze. Można oczywiście próbować, ale po co? Ołówki są w każdym kiosku.
 
Mamy jeszcze innych oficerów. Opisywani są owi ludzie z perspektywy dwudziestowiecznej całkiem, nawet bez próby zrozumienia czym było dla nich to życie i ta wyprawa, jak oni to odbierali osobiście. Zamiast tego mamy opisy typów z dagerotypów, takie, które mają zadowolić najprostsze gusta i zaspokoić najprymitywniejsze emocje związane z tęsknotą za purpurowo-złocistą przeszłością, szlachetczyzną i szablą. To jest nędza.
 
W moich ulubionych książkach o Dzikim Zachodzie, pisanych w latach siedemdziesiątych XX wieku, autorzy nie robią takich głupstw, nie piszą książek pop, choć temat wydaje się pop. No bo cóż bardziej trywialnego – kowboje i Indianie. Okazuje się jednak, że bogactwo typów i zachowań obecnych w XIX stuleci na Wielkich Równinach oraz szacunek dla amerykańskiego czytelnika wykluczają takie pisarstwo. Śmiem twierdzić, że bogactwo typów i zachować obecnych w porozbiorowej Polsce również to wyklucza, ale Rylskiemu nikt o tym nie powiedział. Żeromski coś tam słyszał może, ale piąte przez dziesiąte, choć postać kapitana Wyganowskiego usprawiedliwia go w moich oczach prawie całkowicie.
 
Ci nieszczęśni szwoleżerowie u Rylskiego prowokują i próbują doprowadzić do pojedynku jakiegoś tajemniczego kuriera, który ma przesyłkę do jednego z generałów, ale nie dość mocno wychwala kampanię i udział w niej owych szwoleżerów. Nie wiem, jak to Rylski rozegrał w swojej głowie opisując ten dramat na tych kilku stroniczkach, nie wiem o czym wtedy myślał, bo w tekście – oznajmiającym o istnieniu takowego konfliktu – śladu tych myśli nie ma. Ot napisał, a ja mam uwierzyć. Mając w pamięci opis bitwy pod Waterloo z „Pustelni Parmeńskiej” – nie uwierzę. Ani w to, ani w żadną inną rzecz napisaną ręką Eustachego Rylskiego.
 
Przypomniałem sobie bowiem także o tym, że ma na swoim koncie pan Eustachy także sztukę teatralną pod tytułem „Netta”. Zapamiętałem sobie dobrze ową sztukę ponieważ nie zepsuta przez stylistów Joanna Brodzik pokazuje tam cycki. I jest to jedyna rzecz warta zapamiętania z całego tego piekielnie skomplikowanego dramatu. Chodzi tam o to, że młody dramaturg grany przez Zamachowskiego napisał sztukę pod tytułem „Netta”. Wszyscy myślą, że Netta to imię dziewczyny i chcą tę sztukę przeczytać, według Rylskiego bowiem producenci filmowi i dyrektorzy teatrów najbardziej na świecie chcą czytać sztuki i scenariusze o dziewczynach. Netta jednak to wcale nie imię, to nazwa rzeczki na Białostocczyźnie, która toczy swoje leniwe wody poprzez podlaską równinę, wśród chabrów, jaskrów i kąkoli. I to o tym, jak to się przyjemnie siedzi nad tą rzeką napisał młody autor sztukę. Lata z tym po mieście i szuka frajera, który mu tę Nettę wystawi. Nazywa się ów pan Tryk i wszyscy mówią mu jaki jest męski. W co drugiej scenie jest coś o tej męskości Tryka, no i samo nazwisko także sugeruje, że Rylski ma chyba jakieś obsesje. Moja sugestia jest taka, że pan Eustachy nie wygląda jak tryk, raczej jak latawiec skrzynkowy zerwany z uwięzi, a tryki bardzo mu się podobają. No, ale to tylko taka moja drobna teoryjka.
 
Nie ma oczywiście na tym świecie durnia, który wziąłby się za sztukę o jakiejś rzece gdzieś na końcu świata. Może gdyby taką sztukę napisał papież, to co innego, ale jakiś Tryk? Nigdy. No i tutaj z pomocą bohaterowi przychodzi jego narzeczona – grzecznie przesypia się z jednym ważnym panem granym przez Jana Nowickiego i sztuka zostaje wystawiona. „O jak klawo, o jaka draka, można śmiać się, można i płakać…” – że zacytuję wieszcza. Kobiety przesypiające się z mężczyznami z powodów biznesowych to jest zjawisko częste, popularne i bardzo trywialne, o czym Eustachy Rylski nie wie, co jeszcze mocniej podkreśla jego osadzenie do późnego wieku w towarzystwie mamy, babci, cioci Krysi i sąsiadki. Robienie z tego wątku dramatycznego to jest potrójna nędza. Warsztatowa, moralna i obyczajowa. W ten sposób nie da się skokietować nawet gimnazjalistów, a co dopiero widzów pierwszego programu telewizji polskiej. No, ale dobra, napisał i wystawili. Rylski też napisał i też wystawili. Ciekawe czemu?
 
Rylski nie jest Trykiem, nie ma też młodej narzeczonej. Debiutował późno, dlaczego więc wystawili, skoro wystawić nie powinni? Zajrzałem do wikipedii i przeczytałem tam zdanie „W latach dziewięćdziesiątych zaczął grać na giełdzie. Wraz z żona, Lucyną Tempską-Rylską wszedł w spółkę, z której narodził się magazyn „Twój Styl”.
 
W porządku, czepiam się. Każdy w Polsce może wygrać na giełdzie i założyć sobie pismo takie jak „Twój Styl”, każdy może je potem sprzedać i zarobić mnóstwo pieniędzy. Eustachy Rylski jest człowiekiem z bogatą przeszłością, z przeszłością wręcz modelową, bohaterską i tragiczną, która predestynuje go do pisania książek o ludzkich dramatach, o dramatach polskich. Tylko dlaczego do cholery, te dramaty są tak nędznie opisane? Nie moja głowa. Jeszcze raz Cię Oranje przepraszam, ale nie mogę, nie mogę…
 
Wróćmy teraz do stosunków męsko- męskich. Nie jest prawdą jakoby mężczyźni pozostawieni sam na sam rozmawiali wyłącznie o piłce, polityce lub kobietach. Oni, jeśli się dobrze znają przeważnie milczą i każdy gapi się w swój komputer lub swoją gazetę. Jestem tutaj jednym z nielicznych wyjątków, bo prawie bez przerwy gadam, gubiąc przy tym wątki. Takie zachowanie nie jest jednak regułą. Mężczyźni raczej milczą. O tym, by zdradzali sobie jakieś sekrety mowy nie ma, no chyba, że trochę wypiją, wtedy idzie wszystko po całości. Potem się z tym mozolą trochę, na kacu, ale jakoś im przechodzi. Według mojej oceny, nie musi to być jednak prawda uniwersalna, mężczyźni rzadko rywalizują ze sobą, w małym gronie. Co innego, jeśli w pobliżu są kobiety. Jeśli jednak są sami lenistwo zwycięża. Nie ma żadnych przymusów towarzysko-seksualnych i można pospać.
 
Mężczyźni lubią spać i lubią marzyć. To ostatnie gubi ich bardzo często, bo łatwo odrywają się od realności i szybują gdzieś hen, hen pod obłokami tracąc  przy tym pieniądze i inne aktywa, co denerwuje bardzo ich żony i narzeczone, a także kobiety pokładające w nich jakieś nadzieje, a nie związane z tymi szybującymi mężczyznami uczuciowo.
 
Wybuchy agresji jeśli już się zdarzają to jedynie w obecności kokieteryjnie i ostentacyjnie zachowujących się kobiet lub po wódce. Stres, nawet silny rzadko je wywołuje. W filmach to dobrze wygląda, ale w życiu nie. Przy silnym stresie faceci raczej poszukują swojego towarzystwa i usiłują się nawzajem podnieść na duchu, nie tłuką się od razu po mordach. Piękny opis tego zjawiska dał Stanisław Rembek w powieści zatytułowanej „W polu”. Widzimy oto idących do natarcia na polskie pozycje żołnierzy bolszewickich. Nie wygląda to wcale tak, jak w kinie, wojacy nie wrzeszczą uraaaaa…nie lecą na złamanie karku pod kule. Biegną do pewnego momentu tyralierą, po czym, kiedy są już blisko, strach i stres każą im skupiać się w małe grupki, co ma ten skutek, że łatwiej w nich trafić. Zachowanie takie jest jednak silniejsze niż lęk przed kulą, człowiek szuka bliskości drugiego człowieka i liczy na jego pomoc w sytuacji ekstremalnej. Rembek to widział, strzelał do tych bolszewików. Rylski nie ma o tym pojęcia. Lepiej byłoby gdyby pan Rylski napisał powieść o inwestorach giełdowych lub o pracy wydawcy kolorowego magazynu. To wspaniały temat i na pewno przyniósłby mu więcej sławy niż te wszystkie „Netty” i „Warunki”.
 
Nieprawdą jest także, że stosunki męsko- męskie przekształcają się w pewnym wieku w dwa jedynie rodzaje relacji – służbowe lub pedalskie. Mężczyźni poszukują swojego towarzystwa także wtedy gdy trudno o przyjaźń, a większość czasu zajmują im różne biznesy.
Na koniec zaś chciałby serdecznie pozdrowić wszystkich swoich kolegów ze szkół i studiów oraz moich wiernych czytelników.

Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie publikuję teksty inne niż w salonie.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Kultura