coryllus coryllus
955
BLOG

Wkupne czyli dożynanie Sienkiewicza

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 10

Co jakiś czas przypominam czytelnikom tego bloga kilka prostych prawd. Pierwsza z nich brzmi; Henryk Sienkiewicz był najwybitniejszym pisarzem jaki przydarzył nam się pomiędzy Janem Potockim a Brunonem Schulzem. Jest to dla Polski pisarz najważniejszy, a jego proza miała najdonioślejsze konsekwencje w życiu realnym, dawała bowiem wzory do naśladowania kilku pokoleniom Polaków. Trzecia prawda zaś jest następująca; Henryk Sienkiewicz nie żyje od         prawie stu lat, a jego twórczość znajduje dziś miejsce tylko w nielicznych sercach. Tak się porobiło i nie ma na to póki co rady. Jest jednak szansa, że Sienkiewicz powróci do łask, a jego książki znów będą czytane i komentowane. Stanie się tak za sprawą młodych pisarzy awangardowych, którzy szukają spełnienia i poklasku lansując się poprzez poczytne tygodniki.

 
Żeby tam zaistnieć, na tych super ważnych łamach można być pozbawionym wszystkiego właściwie, a przede wszystkim talentu, można nic nie umieć i nie mieć pojęcia o tym do kogo adresuje się swoją prozę czy poezję. Trzeba zrobić jedną tylko rzecz – napluć na Sienkiewicza. Po wykonaniu tego gestu można już publikować na łamach „Polityki” czy czegoś innego równie pasjonującego. Gest ten jest tani, niegroźny ale znaczący wielce. No bo kogóż obchodzi dziś Sienkiewicz, poza mną oczywiście i czytelnikami tego bloga? Niewielu. Nikt zaś zgoła nie będzie atakował takiego opluwacza, co najwyżej odsunie się odeń ze wstrętem lub zamilczy. Powaga tego gestu jest jednak nie do przeważenia, bo bez tego nie można wejść na panteon rodzimej literatury. Celowo piszę „rodzimej”, a nie „polskiej”, bo taka to właśnie jest różnica pomiędzy pisarzami z „Polityki” a Henrykiem Sienkiewiczem.
 
W ostatnim numerze wspomnianego już dwa razy tygodnika poświęcono całą kolumnę na opowiadanie niejakiego Dawida Bieńkowskiego autora i psychoterapeuty w jednym. Człowiek ów napisał kilka książek, jedna z nich została nawet nagrodzona Nagrodą Kościelskich. Przypuszczać należy, że będzie Bieńkowski kolejnym posiadaczem paszportu „Polityki”, a to ze względu na tekst, który popełnił. Nazywa się ten utwór „Jak Pepiki Kamieniec ratowały”. Trudno zgadnąć czy napisany został na zamówienie redakcji czy stanowi fragment jakiejś większej całości. Nie jest to zresztą istotne. Opowiem najpierw o czym jest tekst, a potem udam, że go nie zrozumiałem. Tak to sobie wymyśliłem i już.
 
Mamy dwójkę bohaterów – czeskich browarników, którzy zjeżdżają do Kamieńca Podolskiego na zaproszenie tamtejszych mieszczan. Zakładają browar i osiągają ekonomiczny sukces. Niestety do ich drzwi puka historia i jest to pukanie dosyć głośne. Pod murami twierdzy pojawia się bowiem ładnych kilkanaście tysięcy Turków, wszyscy są uzbrojeni i o piciu piwa w ogóle nie chcą słyszeć, a nawet jakby chcieli to pewnie o płaceniu nie byłoby mowy. W twierdzy jednak pojawia się niejaki Wołodyjowski z kolegami, pułkownik sławny, który zamierza dać odpór Turkom, a w razie gdyby coś poszło nie tak, wysadzić się w powietrze wraz z jednym z owych kolegów. Jak to zwykle bywa – jeśli coś ma iść nie tak jak trzeba, zwykle właśnie tak idzie. Nad murami powiewa biała chorągiew, a kompania tego Wołodyjowskiego pije na umór w czeskim browarze, żeby jakoś zabić lęk przed śmiercią.
Mieszczanie z Kamieńca, którzy wiedzą o zamiarach małego pułkownika, za nic na świecie nie chcą dopuścić do tego, żeby coś tam w mieście wybuchało. Straty w interesach i tkance murów mogłyby być nie do załatania. Namawiają więc Czechów, żeby – kiedy już Wołodyjowski sobie podpije – strzelili go łeb, wywieźli w beczce gdzieś w step i tam pozostawili. Plan niestety się nie udaje bo w ostatniej chwili przyplątuje się skądś Onufry Zagłoba i zamiary browarników z Pragi uniemożliwia. Zamek wylata w powietrze, cni mieszczanie giną, browar się rozsypuje i interesy szlag trafia. Polska załoga opuszcza miasto, a do środka wchodzą Turcy, którzy jak wiadomo są muzułmanami i od alkoholu stronią.
 
Udajmy teraz, że nie rozumiemy tego żartu, że ta seria niekonsekwencji, której nie darowano by nikomu, nawet Rymkiewiczowi, a może przede wszystkim jemu, do nas nie dociera. No bo cóż to jest? Pisarz nie żyje od stu lat, jego książek poza nielicznymi świrami nikt nie czyta, a młodzi awangardowi pisarze za punkt honoru stawiają sobie opowiedzieć rocznie przynajmniej jedną anegdotę na jego temat? Cóż to jest jeśli nie potwierdzenie wielkości pisarza?
 
Oczywiście jest ów żart wymierzony także w te blade cienie starej Polski, której już prawie nie ma, a która tam mocno przeszkadza Bieńkowskiemu i jemu podobnym, że musi ją porównywać z Czechami. Czesi jak wiadomo – tyle przynajmniej wie Bieńkowski – są rozsądni, gospodarni, akuratni i nie bawią się materiałami wybuchowymi. Do tego wszystkich ich cnoty nazywane są przez tych durnych Polaków tchórzostwem, a to właśnie jest odwrotnie – powinni się Polacy od Czechów uczyć – o czym chce nam powiedzieć Bieńkowski.
 
Mam dla Dawida Bieńkowskiego taką propozycję: niech napisze podobne opowiadanie dziejące się w realiach XVII wieku. Niech napisze coś o tych frajerach, co zamiast poddać się pod Białą Górą Niemcom, wyginęli tam co do jednego. Niech napisze o tych popaprańcach z piechoty morawskiej i ich dowódcach tchórzach, którzy na pewno pili piwo w noc przed bitwą, co uczyniło ich niezdolnymi do wydawania sensownych rozkazów. Niech Bieńkowski koniecznie wspomni, że ci wszyscy durnie byli protestantami, a atakujący ich Niemcy katolikami, nie napisze, że w stuleciu przezeń opiewanym wyszynkiem alkoholu nie zajmowali się Czesi, bo mieli wtedy oni inne zgoła rzeczy do roboty, ale Żydzi. Niech to wszystko pisarz Bieńkowski zbierze do kupy i opublikuje w jakichś „Lidovych Nowinach” czy czymś innym, co tam nad Wełtawą wychodzi.
 
Jestem pewien, że spotka się to z żywmy odzewem czeskich czytelników, wiem bowiem na pewno, że nie wszyscy Czesi dadzą się wtłoczyć w ramki, które wystrugał dla nich Bieńkowski i nie wszyscy będą uważali jego tekst za świetny dowcip. Śmiem nawet twierdzić, że tych co nie zrozumieją właściwie intencji Bieńkowskiego będzie więcej.
 
To co napisałem powyżej jest oczywiście dalece nieistotne dla samego Bieńkowskiego i ludzi, którzy opublikowali mu ten tekst w „Polityce”, nie chodzi bowiem o Czechów, ale o nas. Chodzi o to, by po raz kolejny pokazać jacy jesteśmy głupi, mali, nędzni w swych czynach i groteskowi. To przecież wszystkich śmieszy, można pęknąć przecież czytając u Bieńkowskiego jak te Pepiki planują zamknięcie rycerza w beczce, no po prostu boki zrywać. Sama radość i literacki sznyt. I klasa oczywiście. Klasa sama dla siebie.

Wszystkich zainteresowanych moją książką zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura