coryllus coryllus
595
BLOG

O świętym mężu, władcy potężnym i krwi niekrzepliwej

coryllus coryllus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Kiedy ośnieżonym polem zbliżał się do bramy kolejnego klasztoru wydawało się, że to sam Pan Bóg zesłał jednego ze świętych, by sprawdził co się dzieje na ziemi. Był olbrzymi, silny i nie miał w sobie pokory. Wędrował i stukał do klasztornych furt nie po to by znaleźć prawdę bożą, ale po to by uciec. 

Łatwo było zgadnąć od czego uciekał Grisza syn Jefima urodzony i mieszkający we wsi Pokrowskoje niedaleko miasta Tiumeń na Syberii. Życie na wsi i praca nie były dla niego, Grisza lubił dziewki, nie unikał pracy, ale był za sprytny żeby całe życie spławiać kłody na rzece albo rąbać las. Jednej takiej zrobił dziecko, pech chciał, że nie była to jego żona. Z tą z kolei miał wcześniej czwórkę dzieci. Pobił się kilka razy w gospodzie, a ludzie zaczęli gadać, że cudza własność nie jest dla niego świętością. Wszystko co żyło we wsi Pokrowskoje zaczęło nastawiać się przeciwko niemu. Wziął więc Grisza kij, tobołek, odział się w długie, podobne do mnisich szaty i ruszył gdzie oczy go niosły, przez całą Rosję, na zachód. Ludziom mówił, że szuka Boga, modlił się i przyjmowano go w klasztorach, co bardziej prości brali go za mnicha lub za świętego starca, choć nie był ani stary, ani święty.
 
Wszystko co umiał i co wiedział wziął od mnichów, uczył się też z tego co widział na gościńcach, w miastach, po przysiółkach. Może dla kogo innego wiedza taka byłaby po nic, ale nie dla Griszy. On miał głowę na karku i potrafił myśleć. Widział, jak żyje lud i panowie, widział czego boją się jedni i drudzy, czego pragną i co kochają nad życie. Nie był Grisza zły do końca, blask ikon nie oślepiał go co prawda, ale też nie drwił nigdy z prawd objawionych i może czegoś tam naprawdę głęboko w sercu od pana Boga chciał. Mówili, że syn umarł mu w niemowlęctwie i przez to właśnie zmienił się Grigorij Rasputin ze złodzieja koni w wędrowca. Jak to było dokładnie nie wiadomo.
 
Poszukiwania religijne są jednak faktem, Rasputin znalazł się nawet w klasztorze na górze Athos w Grecji, w duchowym centrum prawosławia. Spędził tam pół roku na pobożnych rozmyślaniach. Nie na lekturze świętych tekstów, ponieważ czytał z trudem.
Kiedy wrócił do Rosji założył w rodzinnej wsi zgromadzenie religijne, ludzie przychodzili się modlić, a kiedy już się pomodlili zaczynała się orgia z wódką i śpiewami. To się nie podobało hierarchom cerkwi, donieśli nawet na Griszę „gdzie trzeba”, ale śledztwo było prowadzone jakoś tak, że nic nie wykazało, a Rasputin po nieudanym eksperymencie religijnym znalazł się w Petersburgu i zawarł tam znajomość z nie byle kim, bo z rektorem Akademii Duchownej Teofanem.
 
Nie był to pierwszy w dziejach przypadek kiedy „prosty z ludu się wywodzący” człowiek oczarował głębią swej wiary i mądrością najtęższe, teologiczne głowy Rosji. Hierarchowie zbierali się w jego celi i słuchali, słuchali, słuchali. Złe jednak nie spało, jakiś usłużny ziomek zaczął rozpuszczać po stolicy pogłoski, że z Griszy taki mędrzec, jak z baby grenadier. Rozeszły się różne plotki i ploteczki. W końcu świątobliwi ojcowie doradzili „mędrcowi” by na jakiś czas odpoczął na prowincji.
Odpoczynek nie trwał długo i polegał głównie na pielgrzymowaniu do miejsc świętych w towarzystwie mocno religijnych miłośniczek osoby „świętego mędrca”. Kiedy plotki w Petersburgu ucichły Grisza powrócił. Był rok 1905.
 
Trudno nie czuć jakiegoś cienia sympatii do osoby ostatniego cara Rosji. Mikołaj II był zmęczonym człowiekiem, liczna rodzina, chory na hemofilię syn, lud i burżuazja szturmujące bramy jego pałaców. To wszystko źle wróżyło carowi. A nadchodziła jeszcze rewolucja robotnicza w 1905 i wojna z Japończykami. Car, jak się zdaje nie ogarniał tego wszystkiego.
 
Był to człowiek mały. Jako zarządca folwarku lub poczty w powiatowym mieście sprawdziłby się znakomicie. Zarządzanie największym państwem świata, które w dodatku miało samych wrogów było ponad jego siły. Wierzył, że lud go kocha i wierzył także, że on kocha lud. O ludzie i miłości nie miał zdaje się zbyt wyrazistego wyobrażenia. Był religijny i prostoduszny, w roku 1905 bardzo potrzebował jakiejś pociechy, wsparcia, impulsu, czegoś co dałoby mu jakąś nadzieję na przyszłość. Rasputina przywiodła do dworu żona Mikołaja Aleksandra Fiodorowna. Ktoś jej powiedział, że Grisza to cudotwórca, że uzdrawia nieuleczalnie chorych i potrafi wszystko, nawet zatamować niekrzepliwą krew jej syna Aleksego. Uwierzyła, bo Rasputin podobno tego cudu dokonał. Nawet nie raz a kilka razy. Uwierzył też sam car. To otworzyło Rasputinowi drogę na sam szczyt. Mógł już prawie wszystko. 
 
Grisza zajmował na dworze miejsce szczególne. Dzięki wpływowi jaki wywierał na carycę mógł usuwać ze swego otoczenia kogo chciał, nawet krewnych panującego, pokusa nieograniczonej władzy była wielka i Grisza uległ jej prawie od razu.
Kiedy zaczęła zbliżać się wojna Grisza był nie na żarty przestraszony. Wędrował po Rosji wystarczająco długo by wiedzieć, że kraj nie jest przygotowany do starcia z Niemcami. Jak mógł odwodził cara od pomysłu wojowania z jego drogim kuzynem Willim. Kiedy jednak doszło do konfliktu i Rosjanie zaczęli ponosić klęskę za klęską Grisza mógł tylko wskazać palcem na podżegaczy wojennych z najwyższych kręgów arystokracji i szepnąć najjaśniejszemu panu do ucha – to oni, wasza wysokość, to oni winni są klęsk. I car posłuchał szeptu Griszy.
 
Od tej chwili jego wpływy, które nie miały prawie granic stały się jeszcze większe. Grisza nie zajmował się już właściwie niczym, jak tylko urządzeniem orgii i zmuszaniem do seksu pań z najwyższych sfer. Posługiwał się w tym celu prośbą, groźbą, pieniędzmi, wpływami, swoim krzywym i ponoć zniewalającym uśmiechem, słowem - wszystkim. Pił przy tym okropnie. Zachciało mu się też politykować, namawiał więc cara do zmian na stanowiskach w rządzie, do wyrzucania generałów i zastępowania ich kim innym, zabrał się nawet do planowania operacji wojskowych. Tego było już za wiele. Znaleźli się ludzie, którzy postanowili skończyć z Griszą raz na zawsze.
 
W zamachu na Grisze Rasputina uczestniczyło kilka osób. My opowiemy o trzech z nich. Inicjatorem był wielki książę Dymitr Pawłowicz, jego najbliższym współpracownikiem książę Feliks Jusupow, w jego pałacu położonym nad kanałem o nazwie Mojka miało dojść do zabójstwa. Pomocnikiem tych dwóch, najważniejszym pomocnikiem, był lekarz wojskowy Łazawert.
Grisza w roku 1916 bardzo się pilnował, wiedział jak go nienawidzą i bał się śmierci. Ale słabość do kobiet i trunków pozostała mu taka jak dawniej i była nie do zwalczenia. Spiskowcy wymyślili, że najlepszą przynętą na Rasputina będzie olśniewająca żona księcia Feliksa Jusupowa Irina.
 
Grisza wierzył w możliwość przygruchania sobie księżnej, ponieważ po Petersburgu krążyły plotki, że książę zaniedbywał swą piękną żonę, zamiast niej wolał widzieć u swego boku wielkiego księcia Dymitra. To była bardzo prawdopodobna przynęta i Rasputin ją chwycił.
 
W podziemiach pałacu Jusupowów przygotowana uczta, na stole stoją najprzedniejsze wina, madera i marsala z Sycylii, którą Grisza szczególnie lubił, słodkie ciasteczka i owoce. Wszystko to czeka na Rasputina, nikt poza nim nie ruszy niczego ze stołu, bowiem każdy przysmak jest naszpikowany trucizną. Przygotował ją specjalnie doktor Łazawert.
Kiedy Jusupow przywozi Rasputina na ucztę ten wystrojony jest w białą koszulę haftowaną w błękitne chabry, przepasał się na spotkanie z księżną Iriną sznurem malinowego koloru, założył jedwabne spodnie i buty z miękkimi cholewami, wiecznie tłuste włosy przygładził wielką dłonią i przyozdobiwszy twarz najbardziej krzywym ze swych uśmiechów wkroczył na ucztę. Książę posadził go nalał mu wina i poprosił by Grisza częstował się różowymi ciasteczkami. Nie wiadomo co takiego obudziło wątpliwości w Rasputinie, ale musiało być to coś znaczącego, bo siedział tylko i patrzył, wina nie tknął, a za ciasteczka grzecznie podziękował. Patrzył na Jusupowa oczekując, że ten sprowadzi swą żonę, by Grisza mógł ją trochę bliżej poznać. I książę rzeczywiście opuścił salę biesiadną.
 
W wyprodukowanym prawie trzydzieści lat temu filmie „Agonia” opowiadającym o końcu carskiej Rosji widzimy scenę inną; na stole stoi misa ciastek i tort, Grisza pożera to wszystko śliniąc się i brudząc sobie palce kremem. Każdy z przysmaków to dawka śmiertelnej trucizny, ale Rasputin zjada wszystko i nic, siedzi dalej i patrzy na zdrętwiałego Jusupowa. Domaga się przyprowadzenia żony, wszak zjadł już wszystko, teraz pora na miłość. Jusupow nie czeka, wyciąga z kieszeni browninga i ładuje w Griszę cały bębenek. Nic to nie pomaga, bo Rasputin przestraszył się tylko huku, a kule choć go dosięgły nie wyrządziły jego olbrzymiemu i silnemu organizmowi żadnej krzywdy. Wybiega w noc i usiłuje dobiec do Newy. Przerażeni spiskowcy pędzą za nim. Dopadają go na kanale Mojka, duszą i wpychają pod lód.
 
W rzeczywistości było inaczej, tknięty przeczuciem Rasputin nic nie zjadł i nie wypił. Feliks Jusupow wrócił do niego z rewolwerem i ze zdenerwowania postrzelił go tylko w brzuch, zamiast rozwalić mu głowę. Rasputin uciekł i prawie już dobiegł do bramy kiedy na schodach pojawił się wielki książę Dymitr Pawłowicz, spokojnie wyjął rewolwer, przymierzył i powalił biegnącego Griszę jednym strzałem.
Wydawało się, że Rasputin jest martwy, ale Grisza udawał, wiedział że będą go topić, no bo jak inaczej mieliby pozbyć się ciała. Liczył na to, że pod lodem uwolni się jakoś ze sznurów, którymi oplątali go spiskowcy i wypłynie, kiedy odejdą. Leżał spokojnie i czekał. Nie udało się, wepchnięty pod lód walczył jeszcze długo, ale nie dał rady. Sekcja zwłok wykazała, że płuca Rasputina były pełne wody.
Zamach na życie Rasputina był akcją przeprowadzoną nieudolnie, nie wiadomo dlaczego spiskowcy nie dostrzelili go dla pewności nad kanałem, jedna z wersji mówi że Grisza jednak spróbował zatrutych ciasteczek, kiedy Jusupow zobaczył, że nic się nie dzieje i Rasputin po zjedzeniu porcji cyjanku siedzi i jak siedział i śmieje się pod wąsem wpadł w panikę i zaczął strzelać.
Czas wspomnieć jeszcze jaka była w tym wszystkim doktora Łazawerta. Otóż wiele lat później przyznał on, że nie wpuścił do ciasteczek i wina trucizny, a jakąś nieszkodliwą substancję. Nie wyjaśnił dlaczego to zrobił. Nie wiadomo czy powodował nim strach przed Griszą i jego poplecznikami czy bał się brać śmierć na swoje sumienie. Był przecież lekarzem, składał przysięgę Hipokratesa.
 
Na krótko przed śmiercią Rasputin napisał list do carowej Aleksandry, w którym przepowiedział, że "żaden z członków rodziny carskiej nie przeżyje go więcej niż 2 lata". W niecałe 3 miesiące po śmierci R. Mikołaj II zmuszony był abdykować, a w osiemnaście miesięcy później cała rodzina Romanowów została zamordowana. 17 lipca 1918 r. złowroga przepowiednia Grigorija Rasputina spełniła się

Wszystkich zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura