Poniżej umieszczam linki do poprzednich odcinków:
http://coryllus.salon24.pl/233415,rozrywki-mlodych-menedzerow-powiesc-sensacyjna-1
http://coryllus.salon24.pl/233546,rozrywki-mlodych-menedzerow-powiesc-sensacyjna-2
http://coryllus.salon24.pl/235873,rozrywki-mlodych-menedzerow-3-powiesc-sensacyjna
http://coryllus.salon24.pl/238806,rozrywki-mlodych-menedzerow-powiesc-sensacyjna-4
http://coryllus.salon24.pl/239164,rozrywki-mlodych-menedzerow-5-powiesc-sensacyjna
http://coryllus.salon24.pl/239449,rozrywki-mlodych-menedzerow-6-powiesc-sensacyjna
Jusuf doskonale widział, jak może uszczęśliwić swojego nowego szefa, przygotował sobie zawczasu cały spis atrakcji, które będzie mu proponował podczas pobytu tutaj. Zebrał też garść informacji o Oskarze, wiedział dlaczego Oskar się tu znalazł, wiedział jak nazywali się jego rodzice, a także co Oskar lubi jeść i gdzie spędzać czas. Nie wiedział tylko nic o jego gustach dotyczących wnętrz.
Jusuf oczywiście zamierzał zrobić to wszystko o co podejrzewał go Oskar, ale wierzył w swój spryt, wiedział, że nic się nie może wydać. On, Jusuf, był przecież bardzo inteligentny, więcej – był cwany. Zamierzał zniszczyć Oskara, będąc przy tym jego powiernikiem i kolegą, Dzięki jego klęsce zamierzał wydobyć się z tego zakazanego miejsca i powrócić znów na wyżyny – do raju handlarzy.
Podstawy do tego by myśleć o sukcesie dawały Jusufowi liczne szkolenia i kursy, w których brał udział, a także pewien pomysł, który zrealizował już dawno z wielkim sukcesem. Pomysł ten to była mała reorganizacja w firmie, na którą Jusuf dostał specjalny budżet. Plan restrukturyzacji firmy tak bardzo spodobał się dyrektorom w centrali, że jeden z nich, pan Hoffman, wprost zjechał tutaj do Warszawy, by osobiście poznać Jusufa. I – co najważniejsze - nie wyraził nawet mimiką niechęci wobec faktu, że Jusuf nie jest Niemcem, a Tunezyjczykiem, choć jego wiek wskazywał jasno na to, że w pamięci ma czasy, gdy Tunezyjczykom i innym lewantyńskim nacjom nie żyło się nad Łabą i Renem zbyt dobrze. Pomysł Jusufa został zaakceptowany i wprowadzony w życie. Polegał on na tym, że w firmie utworzono pewną specjalną komórkę, która nosiła wiele mówiącą nazwę – dział piar-u wewnętrznego.
Jusuf doskonale wiedział, że aby dział taki funkcjonował sprawnie i przynosił korzyści nie tylko jemu, ale także centrali i innym dyrektorom musi kierować nim osoba zaufana i całkowicie oddana nie tylko firmie, ale także Jusufowi. Człowiek taki mógł przydać się nie tylko utrzymania właściwej i pożądanej atmosfery w biurze, ale także – co Jusuf wiedział od momentu gdy ujrzał Oskara na lotnisku – do zniszczenia tegoż właśnie Oskara, którego powołano na stanowisko dyrektora oddziału całkiem złośliwie, jakby zapominając o zasługach samego Jusufa.
Człowiek taki robiłby coś, co Jusuf nazywał w myślach zasłoną dymną. Był bowiem nasz Jusuf miłośnikiem filmów o wojnie i w jednym z nich usłyszał właśnie takie określenie. Nadużywał go potem często, ale to się zdarza ludziom wyzbytym samodzielnego myślenia, którzy muszą ciągle szukać jakichś wzorów. Nawet w głupich filmach o wojnie.
Poszukiwania szefa działu piar-u wewnętrznego trwały długo. Żaden z miejscowych się do tego nie nadawał. Rozmowy kwalifikacyjne z kandydatami na to, jakże ważne stanowisko, nie przynosiły oczekiwanych efektów. Jusuf wiedział, dlaczego tak jest. Jest tak ponieważ ci Polacy są po prostu dziwni. Przychodzą do pracy i wychodzą z taką samą bezmyślnością wypisaną na twarzach, całymi dniami potrafią udawać, że coś robią, a kiedy zwrócić im uwagę potrafią się awanturować najbezczelniej, a kobiety mogą się nawet rozpłakać i grozić sądem pracy. Tego zaś Jusuf nie lubił i za wszelką cenę chciał unikać. Polacy także bez przerwy gadają o swoich dzieciach. I to także jest nie do wytrzymania.
Zresztą - tacy nie byliby najgorsi, ale ostatnimi czasy, przed przybyciem Oskara, porobiło się coś takiego w firmie, że wprost trudno w to było uwierzyć. Pojawiło się oto grono osób, które chciały pracować naprawdę. To znaczy nie tak jak ci irytujący Polacy i nie tak jak to sobie wyobrażał Jusuf. Przyszli jacyś studenci z pomysłami, chłopcy z ambicjami i wielką ochotą na karierę. Jednym słowem banda, która ni w ząb nie rozumiała z tego co się dookoła nich dzieje. Sprawiali tylko kłopoty.
Drzwi od gabinetu Jusufa praktycznie się nie zamykały, bez przerwy ktoś przychodził z jakimś rewelacyjnym pomysłem na zwiększenie sprzedaży, albo wydanie bestsellera. Jusuf miał dosyć. Uśmiechał się ładnie i obiecywał, że wszystkie projekty przemyśli i wkrótce da odpowiedź. Tuż przed przybyciem Oskara Jusuf był przygnębiony, bo nic nie układało się po jego myśli. Był jednak dział piar-u wewnętrznego, a na jego czele stała osoba, którą Jusuf swego czasu sam wybrał spośród wielu kandydatów po ciągnących się w nieskończoność rekrutacjach. Na tę właśnie kobietę Jusuf zdecydował się właściwie od razu i trudno jest doprawdy opisać jego szczęście kiedy przedstawiono mu nowego zastępcę dyrektora od czegoś tam. Jusuf nie wiedział i nie chciał wiedzieć od czego.
Nowym zastępcą była Jola. Od razu mu się spodobała. Przede wszystkim była blondynką, co z tego że tlenioną. Była też trochę starawa, jak na gust Jusufa, ale nie można mieć wszystkiego na raz. Już po wstępnej rozmowie Jusuf zorientował się, że głupota Joli jeśli ma jakieś granice, to on Jusuf na pewno do nich nie dotrze. Jola miała jeszcze jedną zaletę – uwielbiała rządzić i, jak to bywa w takich wypadkach nie miała do tego żadnych predyspozycji. Od razu więc było wiadomo, że pójdzie z Jusufem do łóżka. Zresztą dla obojga było to jasne już po pierwszym spotkaniu. Na kogoś takiego Jusuf czekał i od razu mianował ją szefem wymyślonej przez sobie komórki, a Jola uskrzydlona awansem od razu zabrała się za budowanie nowych struktur.
Żeby zrozumieć kim była Jola trzeba było widzieć jej minę, kiedy dawno temu nie odnalazła się na liście studentów wydziału psychologii miejscowego uniwersytetu. Dla Joli, a jeszcze więcej dla jej taty emerytowanego milicjanta był to prawdziwy szok. Tata tak się zdenerwował tym niepomyślnym obrotem spraw, że chciał od razu jechać do Warszawy i rozmawiać z tymi egzaminatorami, co jego Jolkę na studia nie wpuścili, ale ktoś mu przetłumaczył i odwiódł od tego kompromitującego pomysłu. Tata więc złość swą skierował nie na kogo innego tylko właśnie na Bogu ducha winną córkę. Czyli jak to zwykle bywa w przypadku sfrustrowanych milicjantów na najsłabszego, który jest w zasięgu wzroku.
Nawymyślał najpierw tata Joli od kocmołuchów, od głąbów, od wywrotowców i ciemnot. Zagroził potem, że wyda ją za mąż za najgłupszego posterunkowego w powiecie, a trzeba powiedzieć, że mógł to zrobić, bo ciągle miał żywe kontakty ze wszystkim komendantami policji w regionie. Jolka przestraszyła się nie na żarty, bo marzyła jej się kariera w mieście, a nie mycie garów w gospodarstwie jakiegoś pryszczatego gliniarza, który wieczorami kazałby żonie na pewno oglądać pornosy i odgrywać na żywo przedstawiane w nich sceny. Na to Jolka zgodzić się nie mogła, zagroziła więc – a kraju naszym staje się to powoli tradycją – zagroziła swojemu ojcu despocie, że się utopi.
Na emerytowanym milicjancie, który był swego czasu w Radomiu takie bzdury nie mogły zrobić oczywiście wrażenia, żeby uspokoić nieco córkę pobił ją do krwi sznurem od żelazka, a potem zamknął w komórce. I byłaby nasza Jola do dziś żoną jakiegoś zakatarzonego aspiranta, który wytrzepywałby z niej ambicje za pomocą służbowej pałki, gdyby w sprawę nie wtrącił się wujek Tadek.
- Ty Rysiek to jednak głupi jesteś – rzekł wujek Tadek do swojego młodszego brata emerytowanego milicjanta, którego nie poważał wcale, a to ze względu na to, że ten odznaczał się wyjątkową wprost niezaradnością życiową. Niezaradność ta przesądziła o jego karierze i to właśnie było powodem lekceważenia, jakie zawsze brat starszy okazywał młodszemu.
Wujek Tadek nie bał się wybuchów furii brata, był odeń większy, silniejszy, a ponadto już w dzieciństwie relacje pomiędzy nimi ustawione były tak, że Rysiek słuchał Tadka, a jak nie słuchał to dostawał po gębie. Tak więc owa głęboka psychologiczna zależność była silną podstawą więzi emocjonalnej obydwu braci – jakby to powiedział jakiś znany psycholog, na przykład Jacek Santorski.
- Głupi jesteś Rysiek jak kociołek na smołę – powtórzył wujek Tadek i popatrzył litościwie w kierunku swojej siostrzenicy, którą uważał – o czym brat jego pojęcia nie miał - za swoje własne dziecko. – Od czego są prywatne studia? – zapytał na koniec wymierzając swój wielki jak dyszel palec w pierś młodszego brata.
- A pieniądze skąd? – wycharczał tata Joli – który miał solidną emeryturę co nie przeszkadzało mu w udawaniu nędzarza, który odejmuje sobie od ust by zapewnić dziecku wykształcenie.
- Ty Rysiek pieniędzmi się nie martw – rzekł na to Tadek – ja ten kawałek łąki co jest pod drugiej stronie drogi sprzedam i Jolce na studia dam. Żeby dziewczyna na naukę miała i na ludzi wyszła.
Hojność ta, przyznajcie sami, że podejrzana, nie wzbudziła zdziwienia w tacie Joli. Przeciwnie, coś w nim zabrzęczało radośnie, jak w starym budziku, który nieposłuszne dziecko rzuciło na ziemię i kopie nóżkami. Tam za tą drogą było chyba ze sześć hektarów łąki, a jak Tadek podzieliłby to na działki budowlane to, ho, ho, ho… Tak sobie myślał tata Joli i nie zastanawiał się dlaczego wujek Tadek lekką ręką pozbywa się majątku inwestując w jego, jakby nie było, córkę.
Myślał tak Tata Joli ponieważ w przeciwieństwie do swojego starszego brata pozbawiony był tej sentymentalnej struny w duszy, którą zawsze mają posiadacze wielkich obszarów ziemi, stad bydła rogatego i bryczki odmalowanej bezbarwnym lakierem z błotnikami pociągniętymi bejcą. Tadek zaś wiedział, że Jolka jest jego i ta charakterystyczna uczuciowość nie dawała mu o tym fakcie zapomnieć.
- Chcesz Tadziu jeszcze ciasta? – zapytała milcząca jak zwykle i krzątająca się po kuchni mama Joli. Wujek Tadek podziękował jednak wymawiając się pilnymi obowiązkami w gospodarstwie i wyszedł zostawiając swojego brata i jego żonę w szczęściu i pogodzie.
Taką właśnie przeszłość miała za sobą Jola, ale nic z tego nie pozostało w jej twarzy, ruchach i wyglądzie w czasach gdy poznał ją Jusuf. Wtedy była już menedżerem pełną gębą, wiedziała co zrobić, by taki tłusty baran jak Jusuf zaczął machinalnie zaglądać jej pod spódnicę i za dekolt oraz uśmiechać się tym charakterystycznym dla ukrywających się zboczeńców grymasem. Jusuf wiedział tylko, że Jola jest gotowa na wszystko, byle piąć się cały czas w górę i to mu w zupełności wystarczyło. Na nią właśnie czekał.
Zainteresowanych moją książką "Pitaval prowincjonalny" zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Kultura