Tekst ten opublikowałem już kiedyś dawno temu w salonie, nie jest może najlepszy, ale opisuje autentyczne spotkanie z rosyjskim pisarzem Jerofiejewem wzbogacone o słowa tegoż Jerofiejewa wzięte z wywiadu, którego udzielił kiedyś GW. Nie chodzi o Wieniczkę Jerofiejewa tylko o tego drugiego, o syna dyplomaty. . Niestety nie pojawił się tam ani jeden sprawiedliwy, który by tego chama przywołał do porządku. Ten fragment zmyśliłem. Dodam jeszcze, że według GW pisarz Jerofiejew uchodzi za przyjaciela Polaków. Scenka jest już zdezaktualizowana przez historię, ale myślę że warto ją przypomnieć.
Dłonie rosyjskiego pisarza, jak białe kamienie Moskwy, usta rosyjskiego pisarza, jak sine brzegi zamarzniętej Newy, papieros rosyjskiego pisarza wsparty na kryształowej popielniczce unosi się w górę i dymi, jak lufa krążownika „Aurora’ po pierwszej salwie. Sam rosyjski pisarz wsparty na łokciu nie patrzy na nas tylko na sufit, wodzi po nim oczami i liczy muchy, albo może coś innego, czego istnienie jest dla niego oczywiste, a my nawet tej tajemniczej obecności nie podejrzewamy.
Wreszcie się zaczyna. Obok pisarza pojawia się facet w czerwonej, wypuszczonej na spodnie koszuli, z mikrofonem w ręku. Ani chybi absolwent wydziału filologii polskiej stołecznego uniwersytetu.
- Mam zaszczyt – zaczyna – a oczy pisarza przestają rachować muchy na suficie i ześlizgują się na nas, którzyśmy tu przyszli posłuchać o wielkiej literaturze. – Mam zaszczyt – syczy ten w czerwonej koszuli – przedstawić państwu człowieka, którego nazwisko zna już cała Europa. Przed nami Wiktor Michałowicz Kuropatkin, maestro i gwiazda pierwszej wielkości. Mistrzu czuję się przy panu, jak nędzny Polak z powieści Fiodora Dostojewskiego, który nie zasłużył doprawdy, by przebywać w jednym pomieszczeniu z pańską dostoją osobą. Myślę, że państwo czują podobnie – tu wskazał na nas ręką uzbrojoną w mikrofon, za którą podążyły mętnawe lekko oczy rosyjskiego pisarza.
Zaczęliśmy klaskać. Klaskaliśmy dobre pół minuty, a pisarz patrzył tylko na nas i mrugał tymi oczami. Potem dał znak ręką i przestaliśmy. Każdy wie jak ważne jest, by zachować się, jak wyrobiona, dojrzała publiczność.
- W swojej ostatniej książce – zaczął znów czerwony – porusza pan problematykę konfliktu cywilizacji na obszarze środkowej Europy, nieprawdaż? Tu przerwał i zrobił dyg, a potem ukłon zupełnie, jak Jerzy Połomski, kiedy śpiewał piosenkę „Hiszpański walczyk”.
- Polska to dziwka – odezwał się na to pisarz – dziwka i wszetecznica. Boga w sercach nie macie, ot co! Mówiąc to pisarz nie patrzył na nas tylko na tego w czerwonej koszuli.
Brawo – zakrzyknął czerwony, a my znów zaklaskaliśmy. Tym razem króciutko.
- My zawsze do was z sercem, z chlebem, z solą – ciągnął pisarz – z misją cywilizacyjną, a wy tylko byście się kurwili z tym zachodem za pieniądze.
Znów oklaski.
- Z tą misją cywilizacyjną to chyba przesadził – szepnąłem do siedzącej obok mnie dziennikarki, która pilnie notowała wszystko co wydobywało się ze zdartej od papierosowego dymu krtani pisarza.
- Zamknij się, nic nie rozumiesz – usłyszałem w odpowiedzi. No i zamknąłem się, w końcu kim ja jestem, żeby orzekać o sprawach tak poważnych, jak starcie cywilizacji na obszarach środkowej Europy.
Pisarz tymczasem zapalił kolejnego papierosa, zaciągnął się i mówił dalej.
- Polska nie stworzyła żadnej cywilizacji, nie podjęła odpowiedzialności za los milionów, nie zbudowała imperium i dziś musi za to zapłacić.
Nie powiem, zdziwiłem się, ale spojrzałem na moją sąsiadkę i nic. Siedziała z podkulonymi pod brodę kolanami i dalej notowała.
- Zapłacić musi, powiadam, bo ile, do diabła, można tę dziejową prostytucje uprawiać!
- Wspaniale, wspaniale - wyrwało się prowadzącemu, który kiwnął na nas ręką, żebyśmy klaskali. I zaklaskaliśmy. Pisarz uśmiechnął się i mówił dalej.
- Zamiast słuchać, co do was mówimy to wy tylko tarcza i tarcza, zamiast z wdzięcznością, to wy z niewdzięcznością, zamiast……eh! – tu głos pisarza załamał się – powiem tak, my do was z kawiorem i kwiatami i wybieraj tu teraz – jedzenie albo miłość, a wy co? Wy byście chcieli i kawior zjeść i na ch…ja usiąść. A tak się nie da!
Po tych słowach już nie zachęcani przez nikogo zaczęliśmy bić brawo. Wtem przez oklaski przebił się jakiś głos.
– Zaraz, moment, co ty tu dziadek ściemniasz – takie słowa usłyszeliśmy, a prowadzący w czerwonej koszuli zaruszał jakoś tak niespokojnie ramionami i nogą szurnął ze trzy razy. Obejrzałem się. Pod ścianą w największym tłumie stał jakiś chudy osobnik wygolony prawie na zero z odstającymi uszami i końską szczęką.
- Do ciebie mówię dziadek – rzekł i wskazał palcem na rosyjskiego pisarza.
Zamarliśmy.
– Cywilizacja mówisz? Cywilizacja?! Tak?! Z tego miejsca widzę ile masz brudu za pazurami i o cywilizacji nadajesz, tak?!
Pisarz schował dłonie pod stół.
- Może byś jeszcze tego kiepa zgasił co? Nikt tu oprócz ciebie nie pali – ciągnął chudzielec spod ściany – a są tu kobiety chyba, co nie?
Pisarz wyciągnął jedną dłoń spod blatu i zdusił papierosa. W tym momencie próbował wtrącić się czerwony już na całym ciele konferansjer, ale chudy nie dał się zbić z pantałyka
- Stój gdzie stoisz – rzucił w jego stronę – bo jak cię stuknę to ci się komunijna oranżada odbije.
Przełknąłem ślinę na tyle głośno, że moja sąsiadka spojrzała na mnie z wyrzutem.
- A ty dziadek – rzucił w stronę pisarza – domknij sobie jeszcze rozporek, bo ci coś wyleci.
Zupełnie dla nas niespodziewanie pisarz wstał odwrócił się do okna i kilkoma szarpnięciami zasunął zamek spodni.
No! – powiedział na koniec chudzielec i wyszedł z sali.
Ludzie zaczęli rozmawiać głośniej, potem jeszcze głośnie, a potem zrobił się gwar i szum i nikt prócz mnie nie zauważył, jak rosyjski pisarz podchodzi do konferansjera i szepce mu w czerwone ze wstydu ucho – ha, nie wszyscy u was durnie! Ten proszę! Maładiec! Zuch! Premiera wam takiego trzeba!
Wyszedłem. Zaczekałem przed księgarnią na moją znajomą, która nie kryła oburzenia.
- Widzisz – mówiła kręcąc głową z niedowierzaniem – jakie chamy w tym kraju mieszkają, wierzyć się nie chce. Tu wielki artysta, a ten…nie mam słów po prostu. Tydzień później ukazał się jej artykuł o tym spotkaniu. Był jednak mocno przekłamany.
Pitval jest oczywiście tam gdzie zawsze czyli na stronie www.coryllus.pl
Inne tematy w dziale Kultura