coryllus coryllus
1048
BLOG

O rozdawaniu kart

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 7

Ponieważ analizy polityczne są dla mnie czymś nie do strawienia, a nawet więcej – czymś mało poważnym, rezygnuję z nich zwykle tutaj i na palcach jednej ręki można policzyć teksty na tym blogu, które dotyczą spraw politycznych w takim sensie jak rozumie to na przykład FYM lub Seawolf. Dla odmiany ja lubię sobie poplumkać o różnych rzeczach mniej ważnych i pozornie mniej znaczących dla naszego losu niż rozmieszczenie rakiet Iskander pod Kaliningradem czy perspektywa bankructwa strefy euro. Nie lubię o tym pisać, bo – tu posłużę się cytatem z Lema – czuję się jakbym dolewał łyżeczką wodę do oceanu. Jest tu w salonie wystarczająco wielu analityków, którzy z mniejszym lub większym powodzeniem zajmować się będą tymi, krępującymi mnie tematami. Są to prawdziwi mistrzowie i należy im się cześć oraz szacunek. My zaś, to znaczy ja i odwiedzający ten blog czytelnicy popatrzmy w stronę zupełnie inną. Choć wcale nie weselszą.

 
Ogłoszono oto kolejnych konkurs na blog roku. Impreza ta byłaby dość odległa od moich zainteresować, gdyby w zeszłym roku nie namówiono mnie do udziału w tym konkursie, w kategorii „blog literacki”. Jurorką w tej kategorii była – sorry – pisarka nazwiskiem Chutnik, nazwisko to jak wyjaśnił uczenie A-tem nie pochodzi od słowa huta tylko od słowa chuć. Konkurs przegrałem, bo pani Chutnik uznała, że zwycięstwo należy się komu innemu. Komu? To się okaże kilka linijek niżej, jeszcze w tym tekście. Konkurs ten przegrałem jednak pozornie, bo zwycięstwo moje przyszło później i było to zwycięstwo najsłodsze z możliwych. Oto moi czytelnicy, po ogłoszeniu wyników tego konkursu, postanowili, że jednak mnie się należy ta nagroda i kupili dla mnie laptop, który wręczany był przez organizatorów imprezy. Jak niektórzy pamiętają w kategorii „polityka’ wygrał wtedy konkurs Toyah. Dali mu laptop, a potem odkupiono go od Toyaha i dostarczono ten sprzęt do mnie do domu. Toyah dołączył do tego jeszcze stosowny banner poświadczający sukces i własną na nim dedykację. Nie można odnieść większego zwycięstwa i pewnie już nie zdarzy mi się w życiu nic równie miłego. Wszystko to mam w domu i przechowuję, ale bez specjalnej pieczołowitości, bo laptop jest używany, a banner leży gdzieś w rupieciach. Żona nie pozwoliła zawiesić go na ścianie.
 
Tak jak powiedziałem, startowałem w kategorii „blog lietracki’. Oczywiste dla mnie było, że ludzie, którzy startują tam razem ze mną piszą blogi ponieważ chcą wydać je drukiem i wkroczyć w ten sposób do świata literatury. Oczywiste dla mnie było, że blogerka roku, którą została pani zwyciężająca w kategorii „blogi literackie” właśnie natychmiast po tym sukcesie wyda książkę, która rozejdzie się w milionach egzemplarzy. Nic takiego się jednak nie stało. Nie ukazała się na rynku książka pod tytułem „Zimno, zimno” – tak się nazywał zeszłoroczny blog roku. Nie ukazała się i nie ukaże, chyba że autorka zechce wydać to za własne pieniądze. Nie zrobi tego jednak ponieważ nikt nie weźmie do ręki tych zapisków ze względu na ich nużący charakter. Na rynku ukazała się za to inna książka, nosi tytuł „Pitaval prowincjonalny”, o czym zawiadamiam z właściwą mi pychą i samozadowoleniem płynącym wprost z faktu, ze codziennie przychodzi tutaj 1500 osób, żeby sprawdzić co też nowego wymyśliłem.
 
Fakt, że zwyciężczyni w kategorii blog literacki nie wydała książki świadczy nie tyle o braku rozeznania jurorki, choć o tym także, ale o całkowitej fikcyjności tej kategorii. O ile dociera do mnie fakt, że w kategorii „polityka” wygrał Toyah, bo ktoś w tym całym Onecie chciał pokazać, że nie tylko swoim kadzimy, ale potrafimy także docenić konkurencję, o tyle kategoria literacka jest czystym wymysłem. Nikt przecież nie wierzy w to, że Sylwia Chutnik jest pisarką, jej obecność w składzie jury miała po prostu ukryć wstydliwy fakt nie istnienia żadnych właściwie blogów literackich w sieci poza tym, na którym się właśnie znajdujemy i który został odrzucony ze względu na słabą jakość prezentowanych tu tekstów. Nikt nie uwierzy przecież w to, że jakieś brednie o księdzu co miał dziecko i nie chciał się żenić to jest literatura, nikt nie uwierzy, że opowieści o wożeniu dzieci do szkoły terenowym samochodem mają coś wspólnego z narracją właściwą dobrym książkom. Nikt w ogóle nie uwierzy w to, że można lansować tego rodzaju treści jakie tam były i są lansowane. Zgłosiłem się do tego konkursu, jak powiadam, namówiony przez czytelników. Jestem bowiem człowiekiem próżnym i kiedy ktoś szepce mi do ucha, że powinienem przewrócić skrzynkę po jabłkach wleźć na nią i przemawiać głosem natchnionym, nie waham się ani sekundy tylko skrzynkę przewracam. Tak było właśnie rok temu. Udało się. Zwyciężyłem, a co do Sylwii Chutnik to nikt dziś nawet nie wie, do którego zsypu wrzucono jej książki.
 
W tym roku mamy nowy konkurs i nową kategorię – blog blogerów. Blog blogerów to kategoria, która ma aż trzech jurorów, nie wiem po co, po to chyba, żeby nie obciążać ich nadmiernie intelektualnym wysiłkiem. Jedną z tych jurorek jest właśnie pani, która zwyciężyła w zeszłorocznym konkursie we wszystkich kategoriach, a startowała w kategorii literackiej. Pięknie. Prócz niej juroruje tam jeszcze dziewczyna, która zwyciężyła w kategorii teen oraz jakiś facet w kapelutku, który prowadzi bloga na temat mediów i zwalcza ponoć marketing szeptany. Jak mu się to zgrywa z tym prowadzeniem bloga nie wiem, no chyba że zwalcza marketing szeptany u konkurencji, siebie z tej akcji wyłączając. Powtórzę tu jeszcze raz to, co napisałem niedawno przy okazji tekstu o blogu kominka – nie istnieje tak zwany główny, biznesowy nurt blogosfery. To fikcja, opowieści o pucybucie co został milionerem, dobre dla frajerów. Główny nurt blogosfery to my tutaj, my których nie umieszcza się na pudle jeśli nie napiszemy czegoś, co administracja uzna za ważniejsze niż teksty Sadurskiego i innych obfotografowanych. Innego „głównego nurtu” nie ma. Reszta to wynajęci ludzie, którzy coś sprzedają lub skutecznej sprzedaży zapobiegają.
 
Tak więc obszar wolnej blogosfery czyli tego – po mojemu – głównego nurtu jest dosyć mały. Nie ma tu wiele miejsca i miejsce to kurczy się właściwie z każdym dniem. Kurczy się ponieważ stawką w tej grze jest popularność i – co będę powtarzał do znudzenia – minimalizowanie liczby pośredników pomiędzy autorem a czytelnikiem. Im mniej pośredników tym szybciej czytelnicy weryfikują tekst i autor wie czy napisał gniota czy coś dobrego. Dla autorów uczciwych czyli jednych zasługujących na miano „głównego nurtu” zetknięcie się bezpośrednio z czytelnikami jest najważniejszą wartością na świecie. Tylko oszust intelektualny, nędzarz i cham uważa, że kontakty z czytelnikami zubażają go lub są niepotrzebne. Po tym się właśnie także poznaje autorów uczciwych od tych, którzy mają inną rolę do spełnienia. W tym miejscu chciałem gorąco pozdrowić pana Mariusza Szczygła z „Gazety Wyborczej” i zachęcić wszystkich do częstego zaglądania na jego stronę.
 
Wracajmy jednak do blogów. Owa popularność odwrotnie proporcjonalna do liczby pośredników zaangażowanych w dystrybucję teksu jest czymś wielce kuszącym dla dziennikarzy, którzy powoli wypierają blogerów z blogosfery w ogóle i zajmują ją dla siebie, wychodząc z założenia, że skoro piszą w prasie to sieć także należy do nich. Są po prostu najlepsi. Jest to oczywiście nieprawdopodobna wprost gówno-prawda i widać to już choćby tutaj po pobieżnym jedynie przeglądzie notek wiszących na pudle. Tendencja ta będzie się nasilać na wszystkich poziomach aż blogosfera stanie się domeną piszących w meinstreamie dziennikarzy, wtedy – czując już ten smak sukcesu – porzucą oni ją, bo bez blogerów prawdziwych stanie się ona po prostu atrapą, jak wiele rzeczy w naszym kraju. Blogi dziennikarskie zastąpiły dziś felietony i każdy nawet najgłupszy pismak może sobie założyć bloga na stronie swojej rodzimej gazety i wypisywać tam różne rzeczy. Jest wolność. Tak, to prawda, jest. Można iść do księgarni i znaleźć tam książki, które 20 lat temu dostępne były w drugim jedynie w drugim obiegu – Bartoszewski, Michnik, Miłosz, Gombrowicz. Niech żyje wolność, wolność i swoboda…Podobnie jest z blogami. Tu też mamy wolność. Bloger nie ma właściwie żadnego sposobu, by uniknąć marginalizacji, może się na nią dobrowolnie zgodzić, tak jak czynię to ja publikując czasem teksty, których nie można znaleźć nigdzie jak choćby ten ostatni o królu Fryderyku lub pisać takie teksty jak ten, który właśnie czytacie, a który kilka osób skwituje wzruszeniem ramion, a kilka innych uczyni pod nim wpis przekonujący mnie, że jednak skromność jest ważna w życiu człowieka. Ważniejsza może nawet niż miłość i sport razem wzięte.
 
Nie można jednak postępować inaczej wobec zjawiska, które Toyah opisał jako „dynamicznie rozwijająca się blogosfera”. Nie można i już, a przekonuje mnie o tym tegoroczny konkurs na blog roku. Jest on bowiem obsadzony jeszcze bardziej dynamicznie niż w zeszłym roku co wróży nam, blogerom z głównego nurtu jak najgorzej. Oto mamy w jury Monikę Olejnik, mamy Jolantę Kwaśniewską i jakiegoś pana, który wygląda jak kelner obsługujący gości w monachijskiej bierstube w latach trzydziestych. Mamy tam także jakieś dzieci, w tym jedno z filmu i Jerzego Stuhra, którego mamy teraz właściwie wszędzie.
 
Wszyscy ci ludzie, którzy zwyciężą w tegorocznym konkursie, wyjąwszy blogerów z salonu będą w przyszłym roku wspomagać ów konkurs swoim zaangażowaniem i swoją obecnością. Po to, by blogosfera rozwijała się jeszcze bardziej dynamicznie i po to by było w niej jeszcze więcej wolności. Tak trzymać. Ja nie odwodzę bynajmniej nikogo od kandydowania w tym konkursie, tak jak nie uważam, że jest on w całości nieuczciwy. On jest nieuczciwy w znacznej części, ale nie w całości. W tej mianowicie części, w której autorzy w jakiś, choćby wyimaginowany sposób zagrażają jurorom. Wszystkich więc gorąco zachęcam by w tym roku głosowali na naszego kolegę kaminskainena, który wystartował w kategorii „kultura”. Jurorem jest tam Jerzy Stuhr, nie umiem ocenić czy to dobrze czy źle, ale głosujcie na kaminskainena, kiedy przyjdzie pora, bo warto. To świetny blog, wbrew temu co pisze o sobie autor jest to blog z głównego nurtu. Nie to co blog jurora Budzicha, handlowa atrapa.
 
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura