coryllus coryllus
1719
BLOG

Kontrolowany koniec kultury

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 47

Wczoraj na stacji kolejowej w Grodzisku zobaczyłem jak kończy się zachodnia kultura, moje najgorsze obawy potwierdziły się kiedy dojeżdżałem pociągiem do Otwocka i nieopatrznie, miast czytać książkę, spojrzałem w okno. To co zobaczyłem było straszne i smutne. 

Zaczęło się od tego, że oglądałem wystawę w kiosku, co czynię prawie zawsze w oczekiwaniu na pociąg. Oglądam więc i oglądam i nagle wzrok mój przykuwa okładka płyty, na której widzę twarz człowieka, twarz ta utrzymana jest w sino-szarych kolorach, zdjęcie bowiem pochodzi z jakiegoś filmu sprzed czterdziestu może lat. Nie udało mi się przeczytać tytułu tego filmu bo był zasłonięty, ale twarz aktora rozpoznałem doskonale. To Jean Marais. Nie wiem czy ktoś go pamięta, to znaczy czy ktoś pamięta jego twarz, bo jego samego ludzie w moim wieku, troszkę młodsi i troszkę starsi, pamiętać muszą doskonale. Grał on bowiem w filmie francuskim zatytułowanym „Fantomas”. W filmie tym jednak nie mogliśmy poznać pełni jego warsztatowej ekspresji, bo zakrywał oblicze dziwną gumową maską wykonaną jak przypuszczam z duszy od piłki. Maska ta miała kolor błękitny. Całość, choć film był komedią, miała wywołać efekt grozy. Przyznam się, że we mnie, siedmiolatku wówczas wywoływała.
 
Jean Marais grywał również w innych filmach, głównie w produkcjach określanych mianem „płaszcz i szpada”. Był tak zawsze dzielnym kapitanem, nieraz komicznym, czasami tragicznym, biegał po polu w kapeluszu ze szpadą i ścigał jakichś facetów w długich butach. Nie szło mu z jazdą konną, chyba, bo nie mogę przypomnieć sobie żadnego filmu, w którym Marais jechałby konno.
 
Po co o tym wszystkim wspominam? Już tłumaczę. Mamy oto wokół siebie rzeczywistość o dynamice takiej, jakiej nie było od czasów niepamiętnych, być może od tych, w których jakiś pan rzucił hasło – Go west young man, go west. Przekonuje nas o tym pan premier, politycy z Polski, Niemiec, Europy. Kryzysy są, ale per saldo nie mają one znaczenia, oto otwiera się przed nami wielka przestrzeń. „Wolni ludzie tworzyć czas!”, że zacytuje mój ulubiony fragment przemówienia pana premiera. Tworzyć? Właśnie -  tworzyć. Czas tworzyć, a w kiosku leży płyta z filmem, w którym gra tragikomiczny, co z tego że sympatyczny ponoć osobiście, aktor sprzed pół wieku. Płyta ta jest bonusem, który dostaje czytelnik jakiegoś szmatławca po jego zakupieniu. Dlaczego nie jest to płyta z jakąś twórczością współczesną, która byłaby na poziomie dorównującym filmom z Jeanem Marais? Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, myślę, że nie jest także w stanie odpowiedzieć na nie nasz pan premier, ani premier żadnego innego europejskiego kraju.
 
Oto w naszym świecie, w tym rzekomo inspirującym, fermentującym, eksplodującym pomysłami świecie, w którym każdy jest indywidualnością na miarę, jeśli nie Leonarda to Nikodema Dyzmy na pewno, wydawnictwa dołączają do pojedynczych egzemplarzy gazet takie rzeczy. To oczywiście umyka uwadze większości, a przez czytelników tego bloga może być potraktowane jako drobiazg lub może nawet jakieś moje dziwactwo. Moim zdaniem jednak jest to ważny symptom pustynnienia krajobrazu. W dodatku pustynnienia wynikającego nie z faktu, że wyczerpały się źródła inspiracji, ale z tego że komuś zależy by te źródła zamurować lub zakopać, a potem patrzeć na to jak wszystko wokół wysycha. Pustynnienie jest więc kontrolowane.
 
Kiedy dojeżdżałem do Otwocka i zerknąłem w okno zobaczyłem tam plakat reklamujący przedstawienie teatru „Syrena”, w którym gra Mateusz Damięcki. Tytuł tego przedstawienia brzmiał – „Skazani na Shawshank”.
Okazuje się, że teatry muzyczne, żeby robić kasę sięgają bo tematy eksploatowane do tej pory przez kino rozrywkowe. Nie są to w dodatku tematy kojarzące się z teatrami muzycznymi. „Skazani na Shawshank” to film o więzieniu. Nie wiem – dobry czy zły – bo filmów nie oglądam już od dawna. Dziwne wydaje mi się jedynie to, że przedstawienie, by w ogóle z czymś się kojarzyć widzowi musi odwoływać się do hollywoodzkiego filmu. Tak jest bezpieczniej pod względem finansowym, tak jest wygodniej, tak jest po prostu dobrze i tego oczekują widzowie.
 
Zbliżamy się więc do momentu kiedy teatry zaczną wystawiać kolejne – najlepsze według rankingów drukowanych przez kolorową prasę – odcinki serialu „Klan”, ‘Plebania” i „M jak miłość”. To już naprawdę niedługo, zobaczycie.
 
Najbardziej charakterystycznym objawem pustynnienia jest odwrót tak zwanych twórców od tematów współczesnych, od tego co jest za oknem, od prawdy. Miast tego mamy prezentację tworów, żeby nie powiedzieć stworów, zamorskich, mamy trochę manipulacji historycznych, mamy propagandę środowiskową i polityczną, a także laurki. I to właściwie wszystko. Tak wygląda krajobraz pustynny, a wyżej wymienione rzeczy to porastające ją krzaki i kaktusy. Niektóre z nich są interesujące, ale tylko niektóre. Spomiędzy kamieni zaś i łysych skał które wszędzie tu leżą, wyłażą już jaszczurki i skorpiony. Pustynnienie będzie postępować. Wczoraj przekonałem się o tym jeszcze dobitniej. Oto nieoceniony Simbelmyne umieścił pod notką o elitach kilka obrazów zupełnie mi nieznanego artysty polskiego Jacka Yerki. Ciepłe, piękne, przemyślane, dobre obrazy. Simbelmyne napisał, że pan ów znany jest w całej Europie, nawet w Rosji. Nie pisze się o nim jedynie w Polsce, nie pisze się, bo w Polsce artystami są Betlejewski, specjalista od bazgrania po murach i Althamer, komediant i prowokator. Reszta się nie liczy. Jaszczurki i skorpiony. Czasami węże.
 
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Kultura