Przy sobocie, coś lżejszego.
Kiedy Maria Reiche przybywała statkiem do Peru, przed jej oczami rozgrywał się niezwykły spektakl. Wielki, jak góra statek przechodził przez cztery koncentrycznie względem siebie położone łuki tęczy. „To był fascynujący spektakl i dobra wróżba” – napisała po latach badaczka.
Maria Riche urodziła się w Dreźnie w 1903 roku, była bladą, krótkowzroczną dziewczynką. Jej rodzice nie poświęcali swej córce zbyt wiele czasu. Bardziej interesował ich młodszy brat Marii, który był energicznym i wesołym chłopcem. Mała introwertyczka pokochała więc książki. – Wiedzieć – jak napisała potem w swoich wspomnieniach – to był mój cel. Maria wiedziała dużo już jako młoda dziewczyna. Studiowała na drezdeńskiej politechnice matematykę i geografię. Znała biegle kilka języków. W 1932 roku, tuż przed dojściem do władzy nazistów Maria dostała propozycję, jaką dostaje w swym życiu tylko niewielu ludzi, propozycję, jak los na loterii. Miała być, ze względu na swe zdolności językowe, nianią dzieci niemieckiego konsula w Limie – stolicy Peru. Dziewczyna nie zastanawiała się długo, zwłaszcza że chłód rodzinnego domu i brak pracy w Niemczech nie skłaniał jej do pozostania w Europie. To właśnie w drodze „na posadę” ujrzała to niezwykłe zjawisko – cztery tęcze, jedna pod drugą – które kazały jej się zastanowić nad swym przeznaczeniem i celem życia.
Po wybuchu wojny Maria Reiche zdecydowała się pozostać w Peru, choć władze kraju który przystąpił do antyhitlerowskiej koalicji zabroniły osiadłym tu Niemcom swobodnego poruszania się. W latach czterdziestych Maria nie była już nianią dzieci konsula, była nauczycielką języków w jednej ze szkół. W 1946 roku, po zakończeniu wojny została asystentką amerykańskiego archeologa Paula Kosoka. To był punkt zwrotny w jej życiu.
Kosok, międzynarodowa sława z Long Island University, prowadził badania na pustyni Nazca, był specjalistą od starożytnych systemów nawadniania. Dziwne rowki przecinające płaskowyż Nazca wydawały się niektórym badaczom właśnie tym, czym zajmował się Kosok – częścią systemu nawadniającego. Kiedy Maria Reiche i Paul Kosok przybyli na pustynię Nazca zauważyli od razu, że rowki są zbyt płytkie, by mogły być użyte do transportu wody przez najbardziej suchy obszar na ziemi. Deszcz na płaskowyżu Nazca nie pada bowiem prawie nigdy. Podczas badań tajemniczych ciągnących się kilometrami i dziwnie poskręcanych rowków okazało się, że są to gigantyczne rysunki, które można oglądać w całej okazałości dopiero z lotu ptaka. Płaskowyż Nazca ozdobiony był gigantycznymi wyobrażeniami zwierzą: małpy, jaszczurki, ptaka, pająka i innych.
Paul Kosok wyjechał z Peru w 1948 roku, ale została tam Maria Reiche, została i zajęła się inwentaryzacją olbrzymich rysunków. Nie udałoby się to nigdy gdyby nie pomoc peruwiańskiego lotnictwa. Maria nie miała wątpliwości, że wielkie rysunki muszą mieć coś wspólnego z kalendarzem i na tym skupiła swoje badawcze wysiłki. Opisała je potem w książce „Tajemnica pustyni”. Książka niestety nie została nigdy przetłumaczona na język polski. Maria Reiche nie ustawała w wysiłkach mających na celu ochronę unikatowych dzieł sztuki i inżynierii, jakimi były rysunki z Nazca. Zagrażali im ludzi, budujący szlaki w poprzek linii tworzących poszczególne figury, zagrażała im budowa pan-amerykańskiej autostrady, która przecięła na pół wielką figurę jaszczurki.
Maria Reiche zainteresowała rząd w Limie tymi niezwykłymi dziełami i przekonała polityków, że są tak samo cennym dobrem kultury ich kraju, jak pozostałe po Inkach Machu Picchu i kamienna brama w Tiahuanaco.
Badaczka przez cale życie mieszkała w maleńkim jednoizbowym domku położonym na skraju płaskowyżu. Jej dni wypełniała praca polegająca na pomiarach gigantycznych figur. Kiedy z wiadomo już było, że obrazy z Nazca są olbrzymim kalendarzem służącym do obliczania równonocy jesiennej i wiosennej, kiedy większość pomiarów była już wykonana na pustyni Nazca pojawił się człowiek, który zepchnął w cień Marię Reiche i jej dzieło. Człowiek ten był Szwajcarem i zajmowała się do tej pory hotelarstwem, nazywał Erich Maria von Daniken. To on wymyślił bzdurną tezę o tym, że Nazca jest lądowiskiem kosmitów, którzy przybyli tu przed wiekami. To on opublikował ten absurd w milionach egzemplarzy swoich dyletanckich książek, to on sprawił, że dziesięciolecia pracy młodej, a potem coraz starszej Niemki poszły w zapomnienie. Daniken nie wszystko jednak popsuł, na pustynię Nazca zaczęli przybywać turyści, którzy robili znakomitą reklamę temu miejscu i ułatwiali zbieranie funduszy na rekonstrukcję wietrzejących i ciągle niszczonych przez wiatr rysunków.
Największą zagadką pustyni Nazca nie był jednak cel który przyświecał twórcom tych niezwykłych dzieł. Był nią sposób w jaki zostały wykonane. Wbrew twierdzeniom Danikena nie zrobili ich Indianie, wzięci na pokład statku kosmicznego w celu obserwacji z góry postępujących prac. Na wyjaśnienie tej kwestii trzeba było czekać do 1975 roku. Dwójka badaczy amatorów z Międzynarodowego Stowarzyszenia Odkrywców z Miami, Amerykanin Jim Woodman i angielski baloniarz Julian Nott przeprowadziła niezwykły eksperyment. Obaj badacze znali zabytki kultury Nazca, która rozkwitała na płaskowyżu w pomiędzy 500 rokiem przed Chrystusem a 900 rokiem naszej ery. W grobowcach odnajdowano ceramikę z wyobrażonymi na niej latającymi postaciami i dziwnymi tworami, które nieco przypominały balony. Odnajdowano tam także bardzo gęstą tkaninę, która przewyższała tę używaną do produkcji balonów trzydzieści lat temu. Obaj młodzi ludzie zdecydowali się na skonstruowanie balonu Condor I. Odbyli w nim lot nad płaskowyżem Nazca podziwiając z góry olbrzymie starożytne rysunki. Maria Reiche, która obserwowała eksperyment powiedziała reporterom – płakałam ze szczęścia, to kulminacja mojej pracy. Jestem pewna, że starożytni Peruwiańczycy latali.
Niemiecka badaczka kontynuowała pomiary rysunków na pustyni Nazca właściwie do końca swojego życia. Kiedy była już bardzo zaawansowana wiekiem odwiedzało ją mnóstwo turystów, którzy zadawali samotnej starej kobiecie z pustyni bardzo wiele pytań. Pod koniec życia Maria Reiche straciła wzrok i poruszała się już tylko na wózku inwalidzkim. Umarła na raka jajników w wojskowym szpitalu w Limie mając 95 lat. Było to w roku 1998. Jej maleńki domek, w którym pracowała przez całe życie i gdzie spisywała spostrzeżenia i wnioski ze swoich badań został zamieniony na muzeum. Przy drewnianym stole, w maleńkiej izdebce siedzi tam woskowa figura niemieckiej matematyczki, która poświęciła całe życie po to by odkryć prawdę o pustyni Nazca.
Inne tematy w dziale Kultura