Dawno temu studiowałem historię sztuki. Był to z mojego dzisiejszego punktu widzenia absurd tak jawny i szyderstwo tak ogromne, że mówię o tym rzadko i półgębkiem. Nie byłem dobrym studentem i nie ciekawiły mnie wszystkie przepisane programem zajęcia. Przeciwnie, większość z nich uważałem za okropne nudy i stratę czasu. Spędzałem więc czas ten gdzie indziej, przeważnie na wesołej zabawie w towarzystwie kolegów i koleżanek. Na tyle często jednak pojawiałem się na uczelni, żeby coś niecoś z tej historii sztuki zapamiętać. Nigdy nie zapomnę profesora dziś, a wtedy chyba docenta, który pokazywał nam fotografię wyprutej z wszelkich barokowych naleciałości katedry w Gnieźnie i mówił ze smutkiem w głosie, że czyn ten - barbarzyński w istocie - dokonał się za sprawą prymasa Wyszyńskiego, który nie rozumiejąc czym jest rozwój artystyczny zniszczył osiemnastowieczne wyposażenie kościoła po to, by odsłonić gotyckie ściany, bo to akurat mu odpowiadało. Pan ów - ten profesor - prowadził zajęcia ze sztuki średniowiecznej i w obronie baroku występował jako humanista i człowiek obyty z kulturą, nie zaś jako specjalista w jednej tylko dziedzinie. Studenci słysząc o tym barbarzyńcy Wyszyńskim, uśmiechali się - jeśli kto miał to pod wąsem, a jeśli nie miał - to tak zwyczajnie i kiwali głowami ze zrozumieniem. Czegóż niby mieliby się spodziewać po takim ludowo patriotycznym prymasie? Jakichś głupstw tylko, jakiejś tępoty i niezrozumienia spraw najprostszych, ciemnoty która wszędzie doszukuje się zła.
W tej całej historii sztuki najlepsze były objazdy naukowe. Przychodziła wiosna, a my jechaliśmy na Dolny Śląsk lub do Wielkopolski i pokazywano nam tam takie obiekty i przedmioty, których oko ludzkie nie widziało. Trochę żałuję, że miałem wówczas inne priorytety, ale - co podkreślam - coś niecoś mi z tego zostało. Pamiętam na przykład dokładnie co znajduje się w malutkim kościółku w Prusicach pod Wrocławiem, ale nie powiem głośno i zachowam tę wiedzę dla siebie. Któregoś roku pojechaliśmy na objazd małopolski. Wycieczka obejmowała miasta: Tarnów, Sandomierz, Łańcut. W Sandomierzu oczywiście oglądaliśmy obrazy przedstawiające zabijanie chrześcijańskich dzieci na macę. Zabiegów tych dokonywali rzecz jasna Żydzi, którzy potem sami zostali zgładzeni. Staliśmy pod tym malowidłem, a stary profesor, który niejedno już w życiu widział, opowiadał nam o tym i kpił z naiwności artysty, który nie opanował jak trzeba warsztatu, nabijał się ze zilustrowanej tam obok historii wysadzenia przez Szwedów zamku sandomierskiego i szydził z owych chrześcijańskich dzieci przerabianych na macę. I myśmy się tam wszyscy razem z nim dobrze bawili. Kto miał - uśmiechał się pod wąsem, a kto nie miał - uśmiechał się tak zwyczajnie. Reakcja na malarza z katedry była identyczna jak ta, którą obserwować można było przy opowieści o katedrze w Gnieźnie i prymasie Wyszyńskim.
W tamtych czasach byłem jedynym studentem w grupie, który wchodząc do kościoła, przyklękał, moczył palce w kropielnicy i czynił znak krzyża. Inni po prostu wchodzili, albowiem byli wyzwolonymi z przesądów ludźmi, którzy potrafią myśleć samodzielnie i nie dają się zwodzić głosicielom zabobonów. Mimo tych pozostałości po intensywnej edukacji religijnej ja także dobrze się bawiłem przy tych opowieściach i w ogóle w czasie trwania tych całych objazdów.
Pod moją wczorajszą notką Wiesława przypomniała ciekawy wątek, którym żyły środowiska kościelne, naukowe i dziennikarskie przez kilka lat, a którego nie znałem. Oto okazało się, że wiele osób domagało się zdjęcia tego obrazu z rzezią chrześcijańskich dzieci, bo propaguje on antysemityzm. Księża, dziennikarze, ludzie podający się za naukowców chcieli, by ten obraz zniknął, bo jest wstydliwy dla nas i ukazuje rzeczy nieprawdziwe. No to jak jest chłopcy? Mamy się za ten antysemityzm wstydzić czy nie. Mamy uważać, że malarstwo XVIII wieczne to jedynie fetes galantes i nic więcej? Mamy ustępować przed takimi argumentami? My? Ludzie którzy uśmiechali się szyderczo na wzmiankę o poczynaniach prymasa Wyszyńskiego? Mamy dać się zmanipulować czcicielom zabobonów co nie rozumieją czym jest sztuka? Nawet zła i słaba, ale jednak sztuka? Czy ktoś wzywa do niszczenia sztuki nazistowskiej? Nie wzywa. O co więc chodzi?
Najbardziej mnie jednak dziś ciekawi jaka jest na ten temat opinia moich kolegów i koleżanek z roku, tych wszystkich ludzi, którzy wtedy po prostu do kościoła wchodzili i nie czynili znaku krzyża. Tych wszystkich ludzi ze zrozumieniem kiwających głowami nad ignorancją prymasa i zabobonami wymalowanymi na obrazach sandomierskich. Gdzie oni dziś są i co mówią na ten temat? Czy w ogóle zabierają głos w tej sprawie? Moim zdaniem powinni, są bowiem na państwowym garnuszku i dostają pensję z moich podatków między innymi. Myślę jednak, że siedzą cicho, myślę także że niektórzy z nich znajdowali się w tej grupie gardłującej za zdjęciem obrazu, bo jest antysemicki. Ciekawe czy już zaczęli się żegnać krzyżem przy przekraczaniu progu kościoła?
Inne tematy w dziale Kultura