coryllus coryllus
1044
BLOG

Dzieci peerelu.(32) Mistrz perwersji i apostoł wyuzdania

coryllus coryllus Kultura Obserwuj notkę 16

Henio miał naturę dwoistą. Zwykle widywaliśmy go jak siedział na desce położonej w poprzek burt furmanki trzymając lejce w ręku i cmokał na swoją kobyłę. Wzrok jego nie wyrażał wtedy niczego, po prostu gapił się Henio przed siebie i jechał ulicą. Kiedy wracaliśmy ze szkoły zdarzało nam się przysiadać skrycie na jego furmance, żeby mieć trochę frajdy, bo przecież nie byliśmy zmęczeni marszem, ze szkoły na naszą ulicę było bardzo blisko. Proceder ten nie był jednak ani bezpieczny, ani uczciwe wobec kobyły Henia, bo prócz tego co tam akurat wiózł on na tym wozie i jego samego musiała jeszcze ciągnąć nas – dzieci. Bezpieczne zaś nie było z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że w czasie wskakiwania na wóz łatwo było spaść i dostać się pod koło, co niechybnie skończyłoby się kalectwem, po drugie zaś – kiedy Henio zauważył, że ktoś prócz niego siedzi na wozie – ujawniała się jego druga natura. Odwracał się wtedy niespodziewanie dla nas, ryczał straszliwie, wykrzykując przekleństwa i najgorsze obelgi, a także próbował dosięgnąć nas batem trzymanym w dłoni, co – uczciwie przyznajmy – często mu się dawało. 

Henio miał opinię dziwaka. Ludzie określając tak kogoś mają zwykle na myśli jakiś konkretny rys charakteru lub anomalię mocno rzucającą się w oczy. W przypadku Henia był to jego dziwny strój oraz niechęć do zawierania znajomości z kobietami. Zacznijmy od stroju. Nigdy nie widziałem, no może raz, Henia w ubraniu innym niż drelichowe. Nosił po prostu taki robotniczy kombinezon w jaki wystrojeni byli kiedyś pracownicy PKP kładący podkłady pod torowisko. Na głowie miał zaś Henio czapkę maciejówkę, zmiętą w tak nieprawdopodobny sposób i tak brudną, że nie przypominała ona niczego znanego. Domyślać się jedynie można było, że to czapka, bo Henio zwykle nasadzał ją na głowę. Charakterystycznym rysem postaci Henia były włosy, długie blond pukle wysuwające się spod brudnej czapki i zwisające fantazyjnie po obydwu stronach głowy. Przez te właśnie włosy, jasne i pszeniczne zyskał sobie Henio swój przydomek – Słomka. Tak twierdzili jedni, ale była także inna egzegeza heniowego przezwiska. Związana po trosze z kobietami właśnie.
 
Nie pamiętam tego, bo byłem zbyt mały – Henio był od nas starszy o ponad dwadzieścia lat – był jednak taki czas kiedy to Henio rozpoczął budowę domu dla przyszłej małżonki. Dom ten stał na równoległej do naszej ulicy, czyli na Starej. Kiedy zacząłem go zauważać był już wykończony po dach, ale ciągle pusty w środku. Miał okna, drzwi, nie był jednak otynkowany i nikt w nim nie mieszkał. Henio siedział w swojej starej drewnianej pamiętającej chyba jeszcze cara, chałupie wraz ze schorowaną matką. Matki tej, nawet jeśli kiedyś ją widziałem, nie potrafiłbym skojarzyć z Heniem. Dom stał więc pusty, aż pewnego lata, po żniwach pojawiły się w nim, dobrze widoczne przez okna bele sprasowanej słomy. Henio z nieznanych ogółowi przyczyn wypełnił domostwo swe od piwnic po dach słomą. Ludzie mówili, że przez to właśnie nazwano go Słomką.
 
Żył więc Henio Słomka z matką samotnie, wożąc węgiel ze składnicy do domów na naszej i innych ulicach, żył sobie i od czasu do czasu tylko widywało się go w towarzystwie dziwnego garbusa z wyłupiastymi oczami, który pomagał mu ten węgiel ładować. Przez jakiś czas stanowili nieodłączną parę. Jeździli razem furmanką, razem ładowali i rozładowywali węgiel i razem spożywali alkohol. W niedużych jak na standardy naszej ulicy ilościach, bo byli to ludzie dyskretni i – jak to się zwykło u nas mówić – czujni. Nigdy, na przykład, nie widziałem ich chlających pod sklepem, co zdarzało się notorycznie wielu z pozoru porządniejszym niż Henio i jego kolega garbus obywatelom.
 
I byłby Henio uznany za lekko stukniętego, niegroźnego wariata, jakich wielu było w naszych okolicach, gdyby nie widziało się go co jakiś czas w sytuacjach, które skłaniały do głębokich rozmyślań nad motywami, którymi kierował się w życiu, nad jego wyglądem i tą słomą, którą wypełnił swój nowo zbudowany dom. Ot, choćby na przykład taka przygoda. Idziemy sobie raz z moim kolegą Czarnym ulicą Starą, tuż koło jego własnej posesji widzimy Henia, jak usiłuje wprowadzić furmankę w wąskie podwórko tyłem, tak manewrując krokami kobyły, by posłusznie szła nazad i nie połamała burtami wozu płotu co ograniczał wjazd z jednej strony. Zanim doszliśmy do Henia, kobyle poplątały się nogi, wóz zahaczył burtą o ogrodzenie, a Henio zaczął tłuc biedne zwierzę batem z taką furią, że aż wydało nam się to dziwne. Przeklinał przy tym straszliwie, wyzywał kobyłę od kurew i prał ją batem wprost po pysku co było widokiem niespodziewanym nawet jak na standardy dominujące na ulicy Starej. Nawet nie pomyśleliśmy, że można stanąć w obronie zwierzęcia, bo zwyczajnie baliśmy się, że Henio zechce rozładować swoją furię na nas. Minęliśmy go spokojnie patrząc w drugą stronę. – Żywot człowieka poczciwego – skomentował tę scenę mój kolega Czarny, a ja uśmiechnąłem się pod nosem i tyle. Poszliśmy dalej.
 
Oczywiste jest, że Henio był przez całe życie człowiekiem samotnym, to znaczy nie posiadającym ani żony, ani przyjaciółki. Nic takiego jak „przyjaciółka” nie mogło zresztą istnieć wtedy w naszych okolicach, bo obyczaje były tam surowe i wykluczały wszelką moralną dwuznaczność. Niektórzy ludzie po cichu gadali, że Henio nie może się ożenić bo jest trochę ześwirowany. Inni jednak mówili wprost, że Henio musi się opiekować swoją starą i chorą matką. Przy całym zdziwieniu jakie zawsze towarzyszyło nam dzieciom, kiedy widzieliśmy Henia, sądzę że prawdziwsza jest ta druga wersja. Henio miał dwoistą naturę właśnie przez matkę. Czuł się zobowiązany wobec niej i nie chciał zostawiać matki samej. Nie miał też – przyznajmy - zbyt wielu opcji do rozważenia – wożenie węgla i opiekowanie się matką, albo wożenie węgla i użeranie się z jakąś obcą i nienawidzącą matki kobietą. Wersję, by hipotetyczna żona Henia mogła dogadać się ze swoją teściową i wypracować jakiś kompromis, który pozwoliłby wyrzucić słomę z domu i wpuścić do środka tynkarzy należy odrzucić. Jeśli ktoś nie rozumie dlaczego, to trudno, tłumaczył nie będę. Druga część jego natury, wyrażająca się w uwodzicielskiej fryzurze i dynamicznym oraz kontrowersyjnym stosunku do płci przeciwnej okazywanym poprzez katowanie tej biednej kobyły świadczyła o tym, że życie Henia upływa jednak w ciągłym napięciu, a spokój którym emanuje jego postać gdy siedzi na desce pomiędzy burtami furmanki, jest pozorny.
 

Kiedy byłem już starszy zaczęły krążyć po obydwu ulicach plotki o tym jakoby Henio stał się o wiele mniej dyskretny jeśli chodzi o spożywanie alkoholu. Miał już wtedy około sześćdziesiątki i włosy mu powypadały tak, że nie było już sensu utrzymywać ich dawnej długości. Henio obciął je więc i zyskał przez to wygląd wystrzyżonego na jeża, poważnego przedstawiciela jakiejś handlowej firmy, albo kogoś podobnego. Zaczął się też ubierać nieco inaczej, a plotka głosiła, że to przez fakt obecności kobiet, w środowiskach, w których zaczął bywać. Były to – jak można się było łatwo domyślić – kobiety dojrzałe i pewne siebie, które nie miały żadnych kłopotów z nawiązaniem kontaktów z płcią przeciwną i to one właśnie zmieniły Henia. Ponoć jednej z nich, dużo od siebie młodszej Henio obiecywał nawet małżeństwo i opróżnienie domu ze sprasowanej słomy, która leżała w nim przecież już ponad dwadzieścia lat. Wbrew oczekiwaniom szyderców i zawistników Henio nie stoczył się wcale w alkoholizm, nie skończył w rowie przydrożnym, ani na dworcowej ławce. Rozpoczął całkiem nowe życie. Nie pamiętam dokładnie kiedy umarła jego matka, ale fakt ów nie ma tak wielkie znaczenia jakby się mogło wydawać. Henio nie ruszył w tango tuż po pogrzebie, był na to zbyt przyzwoity i dobrze wychowany. Minęły lata zanim jego życie zaczęło się zmieniać, zanim stał się bardziej towarzyski, przestał milczeć, a zaczął odzywać się do ludzi. Minęły kolejne lata spędzone wśród dziwnych facetów odbijających flaszkę łokciem i poszukujących z rana dwóch złotych na klina i papierosy. W ich towarzystwie właśnie Henio zaczął poznawać kobiety, a kiedy je poznał dogłębnie zmienił swoje życie. Powiecie może, że to śmieszne, bo był już stary. A jakie to ma znaczenie? Nie wiadomo „czyja chata z kraja” jak to mówią i nie wiadomo co komu pisane. Ludzie gadają teraz, że Henio mieszka nadal w swojej starej chałupie, choć podobno słomę z domu usunął. Prócz niego mieszka tam – jak twierdzą jedni – cztery – a inni uważają, że aż sześć kobiet stanu wolnego, które zdecydowały się żyć ze sobą i z Heniem pod jednym dachem. Wszyscy są szczęśliwi, zgodni i mają o czym ze sobą rozmawiać. Nie znam szczegółów tego życia i nie chcę wam tu kłamać, ale sądzę, że Henio nie używa już bata, kiedy chce wprowadzić wóz zaprzężony w kobyłę tyłem w to wąskie podwóreczko. Myślę także, że wszystkie jego przyjaciółki – tak, tak można już używać tego dziwnego słowa – są zadowolone i mają mało powodów na narzekania na Henia. Nie słyszałem w każdym razie nic co mogłoby stać się podstawą do jakiegoś szyderstwa z opisanego stanu rzeczy. Wszyscy są dorośli, spokojni i na tyle wrażliwi, by pozwolić żyć innym tak jak ci inni tego chcą. To wiele jak na dzisiejsze czasy.

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Kultura