coryllus coryllus
1041
BLOG

O istotnej funkcji blogosfery

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 30

Ponieważ salon24 ma znów bogatsze zaplecze, a to za sprawą czegoś co nazwa się tek24 czy jakoś podobnie, trzeba znów zająć się tym co dla nas, autorów najważniejsze; funkcją blogosfery.

 
Jak to już dawno zauważyliśmy żadna z istniejących platform blogerskich nie daje tak naprawdę blogerom szansy na zaistnienie poza siecią. Tu tkwi problem moim zdaniem najważniejszy i kluczowy dla zrozumienia czym jest blogosfera. Jest mianowicie sferą pozorowanej wolności, gdzie ludzi i ich energię wykorzystuje się do promowania polityków lub do sprzedaży nowych produktów związanych z telekomunikacją.
 
Pomówmy najpierw o tej pierwszej funkcji blogosfery. Jest ona lepiej widoczna i łatwiej rozpoznawalna. I nie dotyczy to tylko salonu, ale także wszystkich innych miejsc z wyjątkiem „Niepoprawnych”. Nie znaczy to – powiem od razu – że ja rzucę wszystko i polecę na „Niepoprawnych” obrażony na salon, NE, oraz niezależną. Moim celem jest bowiem promocja mojego bloga, znajdującej się tam twórczości oraz idei, jest nim także sprzedaż moich książek oraz książek osób, które uważam za zaprzyjaźnione. Nie ma lekko zważywszy, że cele właścicieli portali blogerskich rozmijają się z moimi celami w kilku istotnych punktach. Nie ma jednak takiego supła, którego nie dałoby się rozwiązać, tak więc jakoś próbujemy godzić te swoje sprzeczne dążenia, ze szkodą co prawda, dla mnie, ale nie mam co narzekać, bo przecież ostatecznie jeszcze występuję tu pod nickiem i nazwiskiem. Nikt mnie nie zwinął i nie chowa tego co piszę przed wzrokiem czytelników.
 
Mając świadomość rozbieżności celów moich i właścicieli platform blogerskich uważam jednakowoż, że trzeba – skoro już z mojej strony deklaracje programowe padły – postawić sprawę uczciwie także od tamtego końca. Zainspirował mnie wczoraj Igor Janke swoim tekstem o nowym produkcie zatytułowanym tek24. Można tam sobie pogawędzić o różnych technicznych sprawach dotyczących komunikacji. Tak to zrozumiałem, bo przecież nie będę tego zgłębiał, nie zajmują mnie takie sprawy wręcz organicznie.
 
Blogosfera polityczna startowała z bardzo wysokiego diapazonu moralnego, jak wiele rzeczy na tym świecie. Miała swoje dobre miesiące i dobre lata, z których najlepszy był chyba – patrząc od strony autorów – rok 2009. Cały czas jednak występowała owa blogosfera polityczna w roli bytu drugorzędnego, wobec mitycznej blogosfery rozrywkowej i biznesowej. Tak to przedstawiano ludziom piszącym o polityce i sprawach pokrewnych – jesteście fajni, dobrzy, mądrzy, ale gdzieś tam, hen istnieją autorzy, którzy nie tylko dobrze piszą, ale jeszcze robią na tym pieniądze i generują wielkie zyski dzięki swoim blogom.
 
Jak to się dzieje – myślałem – że taki Toyah, do którego w szczytowym okresie popularności przychodziło 7 tysięcy osób dziennie nie wygenerował jeszcze ani jednego miliona z reklam? Przecież to jest niemożliwe. A jednak! Tak właśnie było. Ja także nie wygenerowałem ani złotówki aż do chwili kiedy zacząłem wydawać i sprzedawać książki. Byli jednak ci wielcy, sławni, o których się gdzieś tam słyszało, blogerzy o których nawet film swego czasu kręcono i wiele pisała o nich GW. Wiarę w nich podzielaliśmy wszyscy, aż do chwili kiedy trzeba było przyjrzeć się im bliżej. Dokonało się to podczas wyprawy zimowej do Gdańska, którą podjęli panowie Wołodźko, Leski, Wszołek i Rybicki po to, by wziąć udział w Ogólnopolskim Kongresie Blogerów czy czymś podobnym. Ich relacje z tego spędu utwierdziły mnie w podejrzeniach, które miałem już od dawna, ale wobec powszechnego, nieustająco podsycanego entuzjazmu, nie miałem odwagi ich wyeksplikować. Otóż żadna prawdziwa blogesfera generująca zyski i przynosząca blogerom coś poza satysfakcją nie istnieje. Ludzie, których rok temu jeszcze opisywano jako legendy blogosfery czyli jakieś kominki i budzichy to po prostu wynajęci sprzedawcy, którzy testowali nowe kanały dystrybucji. Film, który miano o nich nakręcić był jedynie elementem kampanii promocyjnej o ile wiem chybionym i nigdy nie zrealizowanym. Miał to być film o niezależności blogereskiej, czyli o czymś co nie istnieje, bo nie można dzielić wolności na blogerską, murzyńską, socjalistyczną lub jakąś inną. Wolność jest albo jej nie ma. W blogosferze jej nie ma. Jest za to manipulacja polegająca na eliminowaniu lub marginalizowaniu autorów nie wykazujących chęci do współpracy z właścicielem. To duża rzecz, ale jednocześnie mała. Mamy bowiem ciągle mit o wolności Internetu i wolności blogerów. Redaktor Janke co jakiś czas o tym przypomina podnosząc dyskusje na ten temat, wtóruje mu Freeman, ze swoimi rzekomo skontrowanymi argumentami. Fakt, że komuś jeszcze zależy na utrzymywaniu tej fikcji bardzo dobrze rokuje dla ludzi takich jak ja, którzy w sieci szukają możliwości zaistnienia. Wobec oszukańczych zasad panujących na rynku książki, wobec całkowitego opanowania mediów przez koterie i kliki, wobec kreowania durniów na pisarzy, hipokryzja pana Igora Janke jest bardzo budująca i daje nadzieję.
 
Pomiędzy chęcią do maksymalizacji zysków jaką pałają właściciele platform blogerskich, która występuje wymiennie z chęcią osiągnięcia politycznych sukcesów za wszelką cenę, a coraz bardziej kurczącą się kategorią wolnych blogerów, istnieje jeszcze duża przestrzeń. Nie jest to oczywiście przestrzeń gdzie można dyskutować na ważne i istotne tematy, jest to przestrzeń gdzie można poprzerzucać się sprokurowanymi przez kogoś wcześniej argumentami i mieć z tego jakiś ersatz satysfakcji. Ta przestrzeń jednak istnieje i cieszmy się nią, bo nie wiadomo jak długo będzie ona istnieć. Może się bowiem okazać, że zamieceni pod dywan po cichutku blogerzy ze sfer pozapolitycznych powrócą i dostaną na swoją działalność budżety tak wielkie, że po nas nie zostanie już nic. Nawet wspomnienie. Piszmy więc ile się da i jak długo się da. Nie ograniczajmy się jednak tylko do blogów – postulat ten podnoszę od samego początku i konsekwentnie go realizuję. Nie ograniczajmy się tylko do blogów, bo zamieniamy się w ten sposób w kukiełki. I o tym właśnie dobitnie świadczy ten cały tek24 skonstruowany wraz z TPSA. Dobrze zrozumiałem? Jeśli nie proszę mnie poprawić.
 
Wolność nie mieszka w blogosferze już od dłuższego czasu. W salonie zaś nie mieszka od chwili kiedy pojawiły się lubczsopisma. Ciągle jeszcze można tu coś normalnego, od siebie napisać, co też niniejszym czynię. Jak się to wszystko skończy zobaczymy po wyborach. Wtedy okaże się czy głoszenie dalej poglądów dominujących w salonie będzie jeszcze trendy czy już passe i jakie jeszcze dodatkowe atrakcje uda się wyrychtować, by dać ludziom rozrywkę i złudzenie swobody. Wolność mieszka w świecie realnym, a jej siostrą syjamską jest własność. Blog zaś jest własnością autora tylko pozornie o czym świadczą liczni „zwinięci” przez administrację salonowi autorzy. Rozrywka i zysk to są dwie strony blogerskiego medalu. Tę pierwszą biorą autorzy i komentatorzy, tę drugą zaś właściciel. Oczywiście można tak jak ja prezentować tu swoją pozablogową aktywność w postaci wydanych książek, ale też trudno byłoby oczekiwać, że będzie inaczej skoro wcześniej czynił tak również pan Igor Janke, czyni tak Aleksander Ścios i kilku innych blogerów.
 
Kierunek rozwoju blogosfery politycznej został jednak wytyczony i trzeba uważnie śledzić tę ścieżkę, żeby nie zlecieć w jakąś przepaść. Nie łammy się jednak. Rzeczywistość jest dużo bardziej dynamiczna niż blogosfera i to ta druga zależy od pierwszej a nie na odwrót. Wiele się jeszcze może zmienić.
 
Teraz wróćmy do polityków. Obecność słabych, żenujących i agresywny tekstów polityków PJN na samej górze salonu, obecność w tym samym miejscu księdza Mądla (Mądela?) to coś do czego już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Traktujemy to jako zło konieczne, chociaż fakt ten odkrywa drugą istotną funkcję blogosfery – ma ona – w początkowej fazie - przyciągnąć maksymalną ilość sfrustrowanych, silnych i niezależnych autorów, których wykorzysta się potem jako podglebie i nawóz do zasadzenia takich kwiatków jak ksiądz Mądel właśnie i poseł Libicki. Swoją drogą gratuluję zdjęcia. Poseł – jak to mówią – wymiata.
 
Po trwającej dwa lata fazie wstępnej kiedy to na pudle oglądać mogliśmy Toyaha, FYM-a, Ściosa i innych samorodnych, wielkich, którzy pojawili się nie wiadomo skąd, przyszła kolej na fazę drugą. Tę obserwujemy już od półtora roku. Blogerzy są spychani na margines, a ich miejsce zajmują politycy i dziennikarze. Leskiego już na szczęście nie ma, ale są inni. Oni byli także wcześniej, ale wcześniej były także ciągłe awantury dotyczące ich obecności na pudle. Dziś już nikt o tym nie pamięta, żadnych awantur nie będzie, a Jacek Jarecki jest dziś Jackiem Pawłem Jareckim, co także jest znamienne.
 

Czekamy na fazę trzecią, która już, już nadchodzi. Jej zapowiedzą jest zwijanie blogerów, którzy mówią coś, co się administracji nie podoba. Jak będzie wyglądać owa trzecia faza? Nie wiem, ale sądzę, że jej polityczny aspekt będzie sprzęgnięty z biznesowym i ujawni się po wyborach parlamentarnych. Pan premier już zapowiedział, że przed nikim klękał nie będzie. To ważna deklaracja, także dla blogerów i właścicieli platform. Póki co jednak jeszcze to i owo można. Zapraszam więc na swoją stronę www.coryllus.pl, gdzie prócz moich książek opowiadających o wolnych Polakach, którzy mieli coś ciekawego do powiedzenia można także kupić tomik poezji Ojca Antoniego Rachmajdy, redaktora naczelnego „Zeszytów Karmelitańskich” zatytułowany „Pustelnik północnego ogrodu”. Wszystkich, którzy znajdują się w pobliżu zapraszam także na spotkanie ze mną, które odbędzie się dziś w Centrum Kultury w Grodzisku Mazowieckim przy ul. Spółdzielczej. Sala konferencyjna, drugie piętro. Jest tam fajna oszklona winda. Godzina 19.00

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (30)

Inne tematy w dziale Polityka