coryllus coryllus
4662
BLOG

Nieprawdą jest jakoby pan Lumumba został zjedzony

coryllus coryllus Polityka Obserwuj notkę 49

 Nigdy nie zdarzyło mi się uczestniczyć w wykładzie Marii Janion, wiele jednak o tych wykładach słyszałem, bo chodził na nie mój kolega, obecnie prawie już profesor w jednym z Instytutów przy Miodowej. Wyrażał się on zwykle na temat tych imprez bardzo oględnie co w jego przypadku, przy jego sposobie narracji, oznaczało, że wykłady te to po prostu skrajna hucpa.

Maria Janion miała opinię półboga, bo raczej nie pół bogini, siedziała na katedrze i rzucała gromy. Jak w kogoś trafiło był ten człowiek towarzysko skończony na zawsze. Wielbicielki Marii Janion zachowywały się zawsze jak zgraja upalonych wariatek, które uczestniczą w tajemniczym misterium, choć oczywiście wykłady Marii Janion niczym takim nie były. Przez cały czas mojego studiowania, a także długo potem nazwisko Marii Janion wisiało nad nami wszystkimi, w powietrzu, choć przecież nie wszyscy studiowaliśmy polonistykę.

Jeśli chodzi o książki Marii Janion, próbowałem przeczytać jedną, ale nie mogłem zorientować się o co w niej chodzi i odłożyłem ją tam gdzie była przedtem i nigdy już do niej nie wróciłem. Były to straszliwe nudy, a kiedy oceniać to wypadnie z perspektywy dzisiejszych naszych doświadczeń nudy szkodliwe bo odwracające uwagę od rzeczy ważnych czyli historii gospodarki. Maria Janion, kiedy była na to pora, napisała serię książek o polskim romantyzmie, mesjanizmie i temu podobnych herezjach wymyślonych przez carskich policjantów celem utrzymania w bezwładzie umysłów młodych ludzi w Polsce. Maria Janion dzielnie, a jak mądrze i z jaką swadą, wpisywała się w tę tradycję policmajstrów, a ogłupiałe studentki jej wtórowały. Później wybitnej badaczce się odmieniło i zaczęła krytykować polski mesjanizm, ale nie z punktu widzenia jego szkodliwości, nie jako herezję, czy po prostu wymysł złych ludzi, tylko jako coś co czyni Polaków w ich własnych oczach lepszymi. A to nieprawda, bo oni są gorsi. Od kogo spytacie? Od Żydów na przykład, bo ten wątek zaczął w twórczości Marii Janion przeważać w katach dziewięćdziesiątych.

Wczoraj na portalu WP zaprezentowano nową książkę Kazimiery Szczuki, która jest – nigdy nie zgadniecie czym! Ta dam, ta dam....jest to wywiad rzeka z Marią Janion – cóż za oryginalny pomysł! W dodatku wywiad rzeka, będący pierwszą częścią jakiejś większej całości, która nosić będzie tytuł: „Traumy, transe, transgresje”. Już na samym początku dowiadujemy się zaskakujących rzeczy o życiu Marii Janion, okazuje się bowiem, że pochodziła ona miejscowości Mońki pod Wilnem. Rozpocząłem poszukiwania Moniek pod Wilnem, ale ich tam nie znalazłem. Mońki są za to pod Białymstokiem i chyba to o nie chodzi, ale wydawca i autorka postanowili nieco podrasować życiorys pani profesor, żeby był ciut szlachetniejszy. Pisze bowiem Szczuka, że Maria Janion urodziła się w rodzinnym dworze, ale ojciec majątek przepił i jeszcze znęcał się nad rodziną. Był bowiem alkoholikiem, jak to się zwykło mawiać „ciężkim”. To nie jest w Polsce rzadkość, ani jakaś nowość, że dzieci ciężkich alkoholików zaczynają opowiadać o swoim życiu. W tym przypadku dziwne jest jednak to, że słyszymy ową opowieść tak późno. No i ten dworek przepity przez tatusia. Ja oczywiście wierzę, że Maria Janion urodziła się w dworku, ale wiara moja nie jest zbyt silna w tym wypadku.

W wikipedii napisane jest, że Maria Janion pochodzi z rodziny urzędniczej, że mieszkała w Wilnie, oraz, że jest historyczką literatury idei i wyobraźni. To jest coś wprost fantastycznego, ta historyczka wyobraźni. Mnie się bowiem Maria Janion kojarzyła zawsze z nudną urzędniczką bez odrobiny polotu. Podobnie zresztą jak jej najlepsza uczennica Kazimiera Szczuka, z którą miałem okazję kiedyś zrobić wywiad. Otóż najciekawsze w obydwu paniach jest to, że one naprawdę wierzą, że są tym czym sobie wyobraziły. A to niestety nie jest prawda i wystarczy zamienić z nimi pięć wyrazów, żeby się o tym przekonać.

Dalej czytamy o tym jak Maria Janion dojrzewała jako naukowiec. Jak odchodziła od tych wszystkich polskich mrzonek, szczególnie zaś od Kościoła, który ją denerwował swoją niezbyt zdecydowaną postawą wobec ratowania Żydów w czasie Powstania w getcie. Bo na tym właśnie polega dojrzewanie naukowca w Polsce, na odchodzeniu od spraw polskich, rozumianych fałszywie i zbliżaniu się do jakichś innych postaw i kwestii całkowicie lub po większej części owe – fałszywe co prawda, ale jakoś tam odbierane przez Polaków – polskie problemy kwestionujących.

Maria Janion ma dziś 93 lata. To wiele. I w tym wieku uznała za stosowne wyznać czytelnikom, że jest lesbijką. Ja rozumiem, że ktoś może się tymi kwestiami ekscytować, ale Maria Janion, wybitna polska naukowczyni powinna wiedzieć, że jest coś takiego jak stosowność. Nie mówi się wszystkiego po prostu, bo każdy z nas ma w swoim życiu jakieś tajemnice i niekoniecznie trzeba je wyciągać na światło, zwłaszcza, że ludzie mogą być tym słabo zainteresowani. Ja rozumiem, że ten homoseksualizm został tu zaplanowany jako dźwignia reklamowa, bo komuś takiemu jak Szczuka i Sierakowski, który jest wydawcą, wydaje się, że czytelnik i tak nic z tego nie zrozumie, a o jakichś numerach łóżkowych chętnie poczyta. To jest ten sam sposób sprzedaży, który stosuje Rosiak w przypadku swojej książki o księdzu-Żydzie, tyle że tu zamiast Żyda mamy starą lesbijkę, opowiadającą o tym jak podrywała swoje koleżanki na studiach.

We fragmentach książki całkowicie pominięto niestety wątki opozycyjne w życiu Marii Janion, które mam nadzieję w książce są obecne i silnie wyeksponowane. Wczoraj jedynie przeczytałem o tym, że Maria Janion, po roku 1968 uważana była przez partyjnych naukowców za „Żydówkę duchową”. Przeczytałem to i pomyślałem: jakie to szczęście, że jest Unia i te wszystkie dotacje, przecież bez tego oni by nie zarobili na tej książce ani złotówki, podobnie jak Rosiak. „Żydówkę duchową”....skąd oni te brednie biorą...Rymkiewicz chce „uderzać duchem”, a Janion była „Żydówką duchową”. I wszystko to urodziło się na tym biednym wydziale filologii polskiej w Warszawie. Niesamowite. W wikipedii jednak napisane jest coś o prześladowaniach jakich doznała Maria Janion w stanie wojennym. Oto ten fragment:

 

W 1982 roku w ramach represji politycznych została zwolniona z Uniwersytetu Gdańskiego. Ponownie zatrudniono ją tam w roku akademickim 1983/1984.

 

Czyli mamy rozumieć, że Maria Janion była represjonowana przez pół roku i to jedynie w Gdańsku, bo miała jeszcze drugi etat w Warszawie? No bo jak inaczej?

 

Najlepsze było jednak jak zwykle na końcu. Otóż Szczuka bez żadnej żenady ujawnia prawdziwy powód napisania tej książki i pokazuje w całej jego potwornej okazałości ten cyrograf i podpisy jakie złożyły pod nim obydwie: ona i Janion. Otóż Maria Janion nie omieszkała zabrać głosu w sprawie Smoleńska. Powiedziała mianowicie, że zainteresowanie Polaków Tragedią Smoleńską i sugestie jakoby mógłby to być zamach to taki pop-mesjanizm. Coś niesłychanie tandetnego, czemu Polacy z zapałem się oddają, bo muszą mieć to swoje narodowe cierpienie, bez którego nie funkcjonują.

Przeczytałem to i pomyślałem, że Janion jest po prostu starą wariatką, po której nie zostanie nic. Po prostu nic. Nie jestem sobie bowiem w stanie wyobrazić człowieka, który dobrowolnie, bez przymusu sięga po książki Janion i czyta je bez ziewania czy wręcz obrzydzenia. Jestem wręcz pewien, że kiedy Janion odejdzie, nie będzie tego czynić nawet jej najwierniejsza uczennica – Szczuka. Nie będzie tego czytał także Sierakowski. Przez jakiś czas spróbują się na jej dorobku polansować, a kiedy okaże się, że nikt tego nie chce, zajmą się tym co im wychodzi najlepiej – agresywną propagandą i agitacją w najgorszym stylu. Bo to jest właśnie ta tradycja – czysty bolszewizm, który każe zmieniać poglądy co dekadę, przeżywać duchowe odrodzenia i uporczywie trzymać się stołka. Tak jak ich uczyła mistrzyni, której dziś składają hołdy.

Na koniec słów kilka w kwestii tytułu. Ja już o tym kiedyś pisałem, ale jeszcze powtórzę: tak brzmiało ponoć najsłynniejsze dementi świata, które jak każde dementi miało służyć wywołaniu paniki, a nie uspokojeniu kogokolwiek. I to samo właśnie robi Szczuka oraz Janion. One wychodzą, pieprzą o tych dworkach, ojcach pijakach, o tych mesjanizmach i innych bzdurach, a to wszystko jest jedynie pretekstem do tego by wygłosić to co musi być wygłoszone, żeby Tenktórynigdynieomijażadnejokazji był zadowolony. One muszą to powiedzieć, bo bez tego ich nie ma. Po prostu. Nie ma ich, nie istnieją, bo nikogo nie obchodzi ani ta stara kobieta, ani jej pisma, ani jej asystentki. Żeby istnieć muszą wygłosić to jedno zdanie, bo istnieją tylko i wyłącznie z łaski której On udziela. I wygłaszają: nieprawdą jest, że pan Lumumba został zjedzony. Efekt ich nie interesuje, bo nie one go zaplanowały. One tylko wykonują polecenia i śpią później ze niezrozumiałym dla nas spokojem. My jednak wiemy kto do nas mówi i odczytujemy każde takie dementi we właściwy sposób.

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, W księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 w Warszawie, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.  

coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka