Literaturę staropolską traktujemy zwykle jako pogodne bredzenie wariatów, którzy marzą jedynie o tym by siedzieć pod lipą, albo w jakimś innym cieniu i tam brzdąkać na lutni. W szkole uczą nas na przykład, że należy jak najbardziej serio traktować treści zawarte w poezji i prozie Mikołaja Reja z Nagłowic, szczególnie zaś w utworze „Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego” oraz w późniejszym „Zwierciadle”, gdzie tekst „Żywotu człowieka” również się znajduje. Dzieci czytają fragmenty i słuchają pani opowiadającej o sielankach, wiejskim życiu i innych prostych uciechach. I nie zwracają uwagi na to na przykład komu utwory owe są poświęcane oraz jakie wydarzenia historyczne stanowiły tło ich powstania. A to jest przecież dość istotne, zważywszy na fakt, że autor był czynnym politycznie członkiem frakcji innowierczej i nawet gdzieniegdzie nazywa się go kalwińskim teologiem. To jednak kim był Rej wydaje mi się mniej ważne niż to komu i dlaczego dedykował swoje utwory. Oto „Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego” poświęcony jest Łukaszowi, Andrzejowi i Stanisławowi Górkom, bardzo poważnym i wpływowym magnatom wielkopolskim. To co zaś z tego tekstu zostało w „Zwierciadle”, dedykowane zostało Olbrachtowi Łaskiemu, tak nas informują biografowie tego ostatniego, panowie Ryszard Zieliński i Roman Żelewski.
Te nazwiska z epoki są jedynie z pozoru nic nie znaczące. Uczeń, nawet pilny, który skrzętnie notuje wszystko na lekcjach nie dowie się kim byli ci panowie i co mieli za uszami, nie będzie tego wiedział nawet najpilniejszy student KUL czy innej ważnej uczelni. Żeby, choć z grubsza zorientować się, kim byli ci panowie trzeba po prostu przeczytać o ich przygodach. Najpierw jednak spójrzmy na daty. Oto „Wizerunek własny” powstaje w roku 1558, tuż po największej aferze polityczno-gospodarczej jaką znało panowanie Zygmunta Augusta czyli po próbie zagarnięcia ordynacji ostrogskiej, przez różne mafie, w tym mafię Górków z Wielkopolski, co odbywało się przy współudziale króla. Chodziło oczywiście o ślub z Halszką Ostrogską, dziedziczką połowy Wołynia, córką Beaty Ostrogskiej, naturalnej z kolei córki Zygmunta Starego. Sprawa była czysta jak łza, pokrewieństwo z Jagiellonami, które można wyciągać przy każdej okazji jak asa z rękawa i ogromny majątek. Tyle, że powstały pewne komplikacje. Opisywałem to już w III tomie Baśni, ale jeszcze powtórzę w skrócie. Oto klany ruskie, czyli Ostrogscy i majaczący w tle Wiśniowieccy nie chcą za nic, żeby dobra ostrogskie przeszły w ręce koroniarzy. Ci zaś, w większości kalwini, naciskają na króla, by jednak to dla nich przeznaczył Halszkę. Czynią to mniej delikatnie – Zborowscy i bardziej delikatnie – Górkowie. Ostrogscy postanawiają ożenić Halszkę wbrew woli matki, która przyjmuje pozycję zwaną niekiedy chwiejną, co oznacza tyle, że jej się rachunki plączą i nie wie na kogo postawić, żeby wyjść na tym jak najlepiej. Dochodzi do ślubu Halszki w młodym Sanguszką. Koniec końców jest taki, że młoda żona wraz z młodym mężem uciekają w cesarskie kraje, czyli do Czech. Jest to pomysł idiotyczny, bo wszyscy koronni mafiozi mają silne rodzinne i majątkowe powiązania w Czechach i wielu z nich jest po prostu na żołdzie Habsburgów, wielu zaś czuje się po drugiej stronie Karpat jak u siebie w domu, mają tam bowiem wielkie majątki. No i ucieka ten Sanguszko, ucieka, aż w końcu łapie go najważniejszy gangster epoki Marcin Zborowski i w obecności odwróconego tyłem starosty miasteczka Jaromierz, podrzyna mu gardło. Wszyscy klaszczą, bo rozdano od nowa i karty znów ślizgają się po stoliku,a pieniądz brzęczy. Tak się jednak składa, że król popiera Górków, a ci z kolei mają poważne plany dotyczące króla. To się wcale nie podoba Zborowskim, którzy muszą patrzeć i udawać głupiego, w chwili jak Łukasz Górka żeni się z młodą Halszką i próbuje położyć łapę na ordynacji. Klany ruskie idą chwilowo w odstawkę. Z tym Górką sprawa jest taka, że dziewczyna nie chce z nim spać, a więc on zamyka ją w wieży. Trwa to jakiś czas i wszystko się wokół sprawy kotłuje, a tu nagle do akcji włącza się Olbracht Łaski i żeni się z matką Halszki Beatą starszą od niego o dwadzieścia parę lat. I mówi – I co teraz, dziady? Pokazywać, co który ma w kartach!Górkowie nie wiedzą co zrobić, bo niby mają trąfa, ale jakiś on słabawy. Łaski zakolegował się na tle interesów mięsnych z Dymitrem Wiśniowieckim, który wskutek popadnięcia w niełaskę Konstantego Ostrogskiego pilnuje spraw na Wołyniu, bo jego dobra graniczą z dobrami Beaty Ostrogskiej. Zborowscy widząc co się dzieje, uśmiechają się wszyscy jak ich jest ośmiu swoimi szczerbatymi usty, a najstarszy mówi – Olbrachcie kochany, bracie miły, toż my się znamy z dawnych czasów, po co te nerwy, karta nam nie szła, ale może masz dla nas jakąś ofertę? I Łaski ma. W tym czasie Górkowie dzwonią do Mikołaja Reja i proszą go o wsparcie propagandowe, czyli o uaktywnienie kalwińskiej szlachty, która przeczytawszy utwór ojca poezji polskiej o przewagach, dobroci wrodzonej, godności i szlachetności oraz sposobach wychowania młodzieńców w rodzinie Górków poparłaby ich całym sercem. I Rej taki utwór pisze. Nazywa się on „Wizerunek własny żywota człowieka poczciwego”. Łaski czytając to wstrząsające dzieło ziewa i uśmiecha się krzywo do swoich nadwornych, przywiezionych z Czech i Węgier poetów, którzy piórem wspierają przemysł solny w Koronie, lansując go w kilku publikacjach. Rzecz dzieje się na zamku w Kieżmarku, który jest bazą wojskową, gdzie szkoli się najemników destabilizujących później sytuację polityczną na pograniczu polsko-węgierskim i polsko-tureckim, na różne zlecenia. Poeci nadworni Łaskiego kiwają głowami i szydząc wskazują co słabsze i bardziej nędzne miejsca w utworze Reja. Kiedy się już pośmiali i pożartowali, przychodzi z Szamotuł w Wielkopolsce telegram, że Łukasz Górka zmarł, wskutek niewydolności nerek, albo niewydolności czegoś innego. Łaski ziewa przeciągle i wręcza poecie czeskiemu woreczek ze złotem, a ten potrząsa nim znacząco i uśmiecha się sam do siebie. Sprawy toczą się wartko i dynamicznie, Górkowie nie wytrzymali napięcia i ich znaczenie słabnie, Łaski zaś co i rusz otrzymuje nowe propozycje, a to z Londynu, a to ze Sztokholmu, a to z Moskwy, czyli też z Londynu, a wreszcie ten Rej się połapał o co chodzi i przed śmiercią napisał to „Zwierciadło” i zmienił w nim adresata. Już nie klan Górków, a Olbracht Łaski jest wzorem cnót, człowiekiem poczciwym, dobrym, uczynnym, dbającym o kulturę, wstrzemięźliwym i łaskawym dla poddanych.
Jeśli pomyliłem jakieś szczegóły to przepraszam, ale nie mam dziś czasu by sięgać do III tomu Baśni. Rozumiecie – zakończenie roku szkolnego. Chodzi o to, że to co rzeczywiście jest treścią historii i literatury staropolskiej jest przed nami starannie ukryte przez akademickich interpretatorów, którzy z kultury uczynili ołtarz, zapominając, że ten jest zupełnie gdzie indziej i słowo odeń płynące inną ma jakość niż to produkowane przez kalwińskiego teologa z Nagłowic. Ponieważ w mojej biednej głowie wszystko ma silny związek ze współczesnością, chciałbym byście po przeczytaniu tego tekstu wrócili do wczorajszego kawałka i do wywiadu jakiego Monika Jaruzelska udzieliła Rafałowi Ziemkiewiczowi. W mojej ocenie bowiem wszystkie te treści silnie ze sobą korespondują. Tradycja zaś interpretatorska jest przekazywana z pokolenia na pokolenie i może się okazać, że to ona właśnie, niezbędna jest nam do przetrwania. To znaczy musimy kłamać, żeby przeżyć. Może się, powiadam tak okazać, lecz nie musi. Ja nie mogę z racji cech przyrodzonych i różnych deficytów intelektualnych, a także pewnej umysłowej ociężałości, interpretować utworów Reja w sposób akademicki, podejmuję więc to straszne ryzyko. Nie mam wyjścia i czynię to także dla Waszego dobra.
Chciałbym również byście zerknęli na to http://www.bibula.com/?p=28904 Jest to recenzja biografii Wojciecha Cejrowskiego napisana przez naszego blogowego kolegę Jana Bodakowskiego. Moim zdaniem najważniejsze w tym tekście jest to w jaki sposób Bodakowski interpretuje Cejrowskiego, jak on się do niego zabiera. A czyni to dokładnie tak samo jak interpretatorzy poezji i prozy Reja. To jest zdumiewające i biedne jednocześnie i świadczy o Bodakowskim jak najlepiej, możemy się z tego tekstu dowiedzieć, że pan Jan był pilnym uczniem, dobrym studentem i zawsze był wyróżniany za zachowanie i frekwencję. No bo gdyby było inaczej nie mógłby napisać takiego oto zestawu zdań:
Do polityki Cejrowskiego zapewne zraziło doświadczenia wynikające z zaangażowania się w 1989 w kampanie Solidarności. Wspierał wówczas swego wykładowce z UW Andrzeja Celińskiego który po wyborze okazał się być (zdaniem Cejrowskiego) zdrajcą. W 1999 Cejrowski dostaje wyrok za skrytykowanie pijaństwa Kwaśniewskiego w Charkowie. W wyniku wyroku nie może kandydować na posła ani senatora (co jest doskonałą ilustracja tego jak szkodliwy jest przepis uniemożliwiając osobom skazanym na udział w wyborach).
Cejrowski nie kryje swej krytyki dla patologii posoborowych w kościele. Przemawia do niego bardziej duchowość Starego Testamentu niż Nowego. Szanuje islam.
Rozumiecie o co mi chodzi? Mam nadzieję, że tak. Muszę lecieć póki co, zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie mamy zupełnie okazyjnie do sprzedania kilkanaście egzemplarzy „Eugeniki” Grzegorza Brauna.
Inne tematy w dziale Polityka